niedziela, 7 kwietnia 2013

Epilog.

Biała suknia odbija się w lustrze. Z uśmiechem wyjmuje z pudełka biały welon i delikatnie zakładam go na głowę córki. Fale jej blond włosów dziś zostały ujarzmione i przy ozdobie niewielkiej spinki wysadzanej świecącymi kamyczkami tworzą piękny kok. Ułożyłam dłonie na jej delikatnych, chudziutkich ramionach.
- mamo pobrudzisz mi sukienkę - upomniała mnie, gdy po moich policzkach spłynęły łzy szczęścia.
Machnęłam ręką i podeszłam do biurka, gdzie rozłożony został cały zestaw kosmetyków. Pudrem obsypałam jej jaśminową cerę. Przecież to najważniejszy dzień w życiu mojej córki, musi wyglądać perfekcyjnie.
- siostra, jeszcze masz szansę się wycofać - do pokoju z uśmiechem od ucha do ucha wchodzi teraz już dwudziestosiedmioletni przykładny ojciec i mąż.
- nie zamierzam się wycofywać - utwierdziła go w przekonaniu i podając mu dłoń wyszli z pokoju.

Czas mija tak błyskawicznie. Nawet nie spostrzegłam się gdy dzieciaki dorosły, a dziś już drugie z nich staje na ślubnym kobiercu.
- spóźnimy się - zauważył słusznie mój mąż wchodząc do pokoju.
Poprawiłam jego krawat, który jak zwykle był źle zawiązany. Skradł mi buziaka i splatając nasze dłonie wyszliśmy z domu. Na podwórzu czekał już na nas samochód, którym dojechaliśmy pod sam kościół.
Po kilku minutach przyjechali też przyszli teściowie mojej córki. Weszliśmy do świątyni i zajmując swoje miejsca czekaliśmy na rozpoczęcie ceremonii.
Z organów rozbrzmiały pierwsze takty wszystkim bardzo dobrze znanej melodii. Wszyscy wstali ze swoich miejsc, a w drzwiach kościoła pojawiła się panna młoda wraz ze swoim ojcem. Łzy szczęścia spłynęły po moich policzkach.

- Ja Karolina, biorę sobie Ciebie, Macieju, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Maciej, biorę sobie Ciebie, Karolino, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
I wszystko było jak w bajce. Miłość zwyciężyła, Zła Królowa odeszła. Do szczęścia nie było nam potrzebne nic więcej oprócz ukochanej osoby, którą zarówno ja jaki i Karolina miałyśmy przy swoim boku.

Zaufanie to podstawa każdego związku. Jest taką cegłą, która buduje każde uczucie, łączy dwójkę ludzi niczym najlepszy klej. I ja właśnie zaufałam. Wtedy, blisko dwadzieścia pięć lat temu stanęłam przed nie lada wyborem. I nie żałuje podjętej decyzji. Bo gdyby nie to nie siedziałabym teraz na weselu własnej córki, mając przy boku wspaniałego mężczyznę oraz dwójkę najlepszych przyjaciół świata, z którymi teraz już oficjalnie jestem rodziną.
- parz, Michał mimo tych swoich lat na karku ciągle zgrabnie wywija tyłeczkiem - zaśmiałam się wskazując na taniec panny młodej z teściem.
Moja wypowiedź wywołała salwę śmiechu u  najbliżej siedzących gości.
W końcu i mój mąż prosi mnie do tańca. Kołyszemy się w rytmach wolnej piosenki, wtuleni w siebie.

I kto by pomyślał, że cały mój świat może być zamknięty w stu dziewiędziesięciu siedmiu centymetrach.
I kto by pomyślał, że cały mój świat może być zamknięty w jednej osobie.
I kto by pomyślał, że to osobą może być mój stary, dobry przyjaciel.

Ułożyłam głowę na jego piersi i powoli kołysałam się w rytm muzyki,  granej przez zespół. Jego perfumy, których nie zmienił odkąd się poznaliśmy wypełniały moje nozdrza.
Nieoczekiwanie zostałam porwana do tańca przez mojego zięcia, następnie przejął mnie brat, a później już kolejne osoby.
Organizm jednak nie ten sam co za czasów młodości - zaśmiałam się w duchu i dziękując kolejnemu partnerowi za taniec wróciłam do stolika, gdzie mój mąż sączył już kolejny kolorowy drink.
- Kocham Cię, Mariusz - wtuliłam się w jego idealnie wyprasowaną białą koszulę.
- Ja Ciebie też, Ola - pocałował mnie we włosy - Ktoś kiedyś powiedział, że dobry siatkarz wcale nie jest taki zły.


To już jest koniec,
Nie ma już nic. 
Jesteście wolni,
Możecie iść. 



Dziękuję Wam wszystkim za wspólnie spędzone ponad pięć miesięcy. 
Dziękuję za (do tej pory) 161 komentarzy.
Dziękuję za (do tej pory) 38.582 wyświetleń.
Dziękuję za tych 19 wiernych obserwatorów.
Dziękuję za to, że byliście ze mną, za to, że czytaliście te sklejone na szybko "kilka" słów. 
Dziękuję, po tysiąc kroć DZIĘKUJĘ. 

Oczywiście widzimy się jeszcze na pozostałych blogach. 
Zapraszam na nową historię, która za pewne niebawem wystartuje :



Pozdrawiam Was serdecznie,
M.

wtorek, 2 kwietnia 2013

51.


Dokładnie przyjrzałam się małemu chłopcu. Był starszy na pewno od Arka i może nawet od Oliego.
- żoną nie - zaśmiałam się - narzeczoną.
- jak to jest mieszkać z siatkarzem ? - mój mały rozmówca usiadł na krzesełku obok mnie i bacznie mi się przyglądał.
- prawie jak z normalnym mężczyzną - wyruszyłam ramionami - tylko, że częściej niż w domu siedzi na sali.
- i jest rozpoznawalny na ulicy ! - dodał entuzjastycznie chłopiec - ostatnio byłem z mamą na zakupach i widziałem pana Mariusza z jakąś panią.. ale to nie była pani.. bo pani jest blondynką.
- a tamta pani miała ciemne włosy i okulary na nosie ? - przerwałam mu
- dokładnie. To była siostra pana Mariusza?
- Wiktor zapraszam na boisko. Robimy zmianę - dobiegło do nas wołanie Plińskiego.
Chłopczyk szeroko się do mnie uśmiechnął i w mgnieniu oka stał pod obniżoną siatką czekając na piłkę.
Nurtowały mnie słowa małego Wiktora. Czyżby to Paulina była tą "panią", którą widział w Centrum Handlowym razem z Mariuszem? I kiedy dokładnie Wiktor był na tych zakupach? Moich spekulacji zapewne nie byłoby końca gdyby nie koniec spotkania z dzieciakami. Z letargu rozmyśleń wyrwał dopiero siadający na krzesełku obok Wlazły.
- nie wynudziłaś się? - zapytał całując mnie w policzek - Arek chyba połknął bakcyla.
Spojrzałam na płytę boiska, gdzie Wlazły Junior odbijał piłkę razem z Bąkiewiczem.
- masz rację - mruknęłam błądząc wzrokiem gdzieś po stropach hali.
- coś cię trapi? - ułożył dłoń na mojej nodze.
- spotkałeś się z Pauliną - zacisnęłam powieki czując jak łzy napływają mi do oczu.
Tak, jestem cholernie zazdrosna. Ale która z Was by nie była. Mając świetnego faceta, za pewne miłość swojego życia, a tu co jakiś czas niczym serialowy epizod pojawia się jego była żona i jak tornado wkracza w wasze poukładane życie. I niby mam być z tego powodu szczęśliwa, może jeszcze powinnam skakać z radości? Co to to nie!
Przeniosłam wzrok na Mariusza. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Podparł brodę dłońmi i przez chwilę wpatrywał się w rozpromienionego syna.
- tak też myślałam - westchnęłam i zabierając swoją torebkę i niemal biegnąc pokonałam dystans dzielący trybuny a wyjście z sali.

Wszystko się rozpłynęło jak woda wylana z butelki, pękło jak mydlana bańka. Usiadłam na ławce stojącej kilkanaście metrów od hali. Podkuliłam nogi, a łzy zaczęły zostawiać mokre ślady na moich  policzkach. "Nie płacz nad rozlanym mlekiem" chyba nie zdaje w tym momencie swojego rezultatu. Życie wali nam się na głowy, a my nawet nie wiemy kiedy zostajemy przysypani gruzem wspomnień i przykrych doświadczeń po sam czubek głowy. Ktoś kiedyś porównał miłość do błota. Błoto można łatwo zmyć, natomiast miłość ciągle w nas siedzi. I może właśnie ta miłość, to przedziwne, doskonałe uczucie, którym Mariusz darzył Paulinę gnieździ się gdzieś w siatkarzu, a teraz osiągnęło swoje apogeum, kres wytrzymałości i z sekundy na sekundę odradzało się, aż w końcu zakwitło na nowo. I tego bałam się najbardziej. Że przyjedzie kiedyś ten moment przełomu i on za nią zatęskni, że przyjdzie ten kryzys i będzie chciał do niej wrócić. I przyszedł. Tylko szkoda, że tak późno. Szkoda, że teraz. Teraz gdy poczułam, że miłość na prawdę istnieje, i że dzięki niej można przezwyciężyć wszystko. Teraz gdy wiem, że niejaki Mariusz Wlazły jest tym jedynym, tym z którym chcę spędzić resztę ziemskiego życia i nieskończenie wiele dni tego pozaziemskiego. Na koniec świata i jeszcze dalej, chciałoby się rzecz. Ale najwyraźniej na to już za późno. Bo on wybrał Paulinę, swoją byłą żonę. 
Nerwowo wstałam z ławki i otarłam policzki. Chcąc nie chcąc dowiedziałam się prawdy od całkowicie nieznajomego dziecka. Zrządzenie losu? Przypadek? Gdyby nie Wiktor cięgle żyłabym w tym pieprzonym błędzie, wierzyłabym, że Mariusz kocha tylko mnie, że o Pauli już dawno zapomniał. 
Nieoczekiwanie poczułam jak ktoś zamyka moje ciało w uścisku. Cholernie mocnym uścisku. Przymknęłam oczy czując się bezpiecznie. A bezpiecznie czułam się tylko w mariuszowych ramionach. Woń jego charakterystycznych perfum roznosiła się w powietrzu i razem z nim wtaczało się do mojego nosa. 
Poczułam, że trzeba walczyć. Walczyć o to uczucie, o naszą miłość. Mogłam przegrać jedną walkę, ale przecież cała bitwa jest jeszcze przede mną. Bitwa o jedną z najpiękniejszych rzeczy jakie istnieją. 
B i t w a  o  m i ł o ś ć . 
- Kocham Cie i tylko Ciebie. Paulina to już przeszłość - wyszeptał mi wprost do ucha. 
Jego głos spowodował, że mój organizm totalnie się rozpłynął. Dreszcze, które przez niego przeszły uniemożliwiły mi racjonalne myślenie. 
I teraz pozostaje tylko jedno podstawowe pytanie. 
Być albo nie być?
Zaufać czy rozstać się?
Uwierzyć czy żyć w swoim świecie?
Dać szansę czy zaprzepaścić wszystko? 

sobota, 30 marca 2013

50.

- to co z tym dzidziusiem? - Arek z impetem wskoczył na nasze łóżko - już jest tutaj? - podekscytowany wskazał na mój brzuch.
- nie jeszcze nie ma - zaśmiałam się "wpuszczając" go pod kołdrę.
- długo mam jeszcze czekać ?  - pytał zniecierpliwiony
- Łobuzie - wtrącił się Mariusz - poczekasz tyle ile trzeba.
Naszą konwersacje przerwał dzwonek do drzwi. Wlazły przeklinając pod nosem tego, kto o tak wczesnej porze postanowił wpaść do nas w odwiedziny. Szybko nasunął na swoje biodra dżinsy i poszedł otworzyć.
Po chwili w drzwiach sypialni stanęła Paulina, a zaraz za nią pojawił się również Maniek. Zaskoczona spojrzałam na siatkarza a ten tylko wzruszył ramionami.
- Arek ! - krzyknęła, gdy zrozumiała, że jej syn bardziej zajęty jest przeglądaniem książki znalezionej na szafce nocnej niż zwróceniem jakiejkolwiek uwagi na przybycie matki.
- mama ? -przeniósł wzrok z szeregów literek na Paulinę - co tu tutaj robisz?
- zabieram Cię na weekend do mnie - oznajmiła - a teraz chodź się przywitać.
Blondynek zeskoczył z łóżka i podleciał do Pauliny, która kucając przytuliła chłopca. Wlazły zaprowadził ich do salonu dając mi czas na ubranie się. Gotowa dołączyłam do pozostałych.
- Arek pakuj się, mamusia zabiera Cię to siebie - szepnęła Paulina widząc jak wchodzę do pomieszczenia.
- mogłabyś chociaż skonsultować to wcześniej ze mną - mruknął Mariusz gdy Mały zniknął już za drzwiami swojego pokoju.
- nie zapominaj, że to ja jestem jego matką.. - spiorunowała mnie wzrokiem
- a ja jego ojcem - dodał Maniek.
- najlepiej dla niego byłoby jakbyście się nie kłócili - wtrąciłam.
- przepraszam, ale mogłabyś się nie wtrącać  bo akurat ty chyba najmniej masz do powiedzenia w tej sprawie - krzyknął Paulina, na tyle głośno i oschle, że Arek wybiegł ze swojego pokoju i mocno przytulił się do moich nóg.
- nie krzycz na Olę  - szepnął nieśmiało wycierając mokre ślady po łzach.
Paulina spojrzała na niego lekko zdezorientowana, po czym chwytając go za rękę chciała wyprowadzić z mieszkania. Ten jednak twardo trzymał się najpierw moich, a później Mariusz nóg.
- ja nie chcę jechać z Tobą .. - krzyczał zacinając się płaczem.
- przecież jeden głupi weekend Cię nie zbawi - zapierała się Paulina
- Paula jak nie chce, to go nie zmuszaj. - Mariusz wziął stronę syna.
- chcieć być matką źle, nie chcieć być matką jeszcze gorzej! Myślałam, że ostatnio już sobie wszystko wyjaśniliśmy - znacząco spojrzała na siatkarza i ostatni raz przytulając syna wyszła z mieszkania.
To była dziwna wizyta, w której Paulina pokazała swoją drugą stronę, ewidentnie złą stronę. W ciszy przygotowaliśmy śniadanie, po czym Arek zaczął oglądać swoje ulubione kreskówki
Usiadłam przy kuchennej wyspie i kątem oka obserwowałam Blondynka. Z kubkiem świeżej kawy przeglądałam dzisiejszą gazetę, w której jak zwykle pełno było politykowania.
- jadę na halę. mam tam spotkanie z dzieciakami z fundacji. Jedziecie ze mną. ? - zagaił Mariusz wychodząc z salonu z laptopem.
Arek od razu podłapał pomysł i pobiegł do siebie się przebrać. Sama, niezbyt przychylnie nastawiona do propozycji Mańka również udałam się do swojej garderoby.
Niby jego pomysł nie był zły, ba! był całkiem świetny. Ale do końca nie wiedziałam co ja mam niby tam robić?

Dwadzieścia minut później nie było już odwrotu. Przekroczyłam próg Energii trzymając Arka za rękę, ale ten szybko wyrwał dłoń z mojego uścisku i pobiegł do czekającego Bąkiewicza i Plińskiego. Przybił z nimi piątki, po czym zniknęli za drzwiami prowadzącymi na salę.
- przepraszam Cię za Paulinę - Wlazły objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- to raczej ona powinna mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia a nie ty.
- Oluś no.. - szepnął zaczesując moją grzywkę na prawą stronę.
- chodźmy.. dzieciaki czekają - pociągnęłam go za rękę.
Na sali czekała już cała banda młodych siatkarzy. Mariusz wygłosił krótką przemowę i razem z Danielem i Michałem zarządzili krótką rozgrzewkę. Przyszli sportowcy jak na prawdziwych zawodników przystało bez żadnego "ale" wykonywali polecenia mentorów. Krótka rozgrzewka z piłką i dzieciaki mogły dzielić się na drużyny.
- pani jest żoną pana Mariusza ? - zapytał nieśmiało jeden z chłopców.

niedziela, 24 marca 2013

49.

Nastała cisza. Krępująca cisza, którą zakłócały tylko dźwięki wychodzące w telewizora. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Wiedziałam, że Mariusz biję się teraz z myślami , zdradzał go wyraz twarzy. W głębi duszy czułam, że źle zrobiłam prosząc go o taką obietnicę, bo przecież Paulina to jego żona, była, no ale żona. Z drugiej zaś strony musiałam wiedzieć na czym stoję. Dłoń Mariusz powędrowała na mój policzek, a kciukiem gładził jego skórę. Jego twarz zbliżała się do mojej. Oddechem drażnił niemal każdą część mojego ciała Biło od niego to cholerne ciepło, które z każdą minutą upewniało mnie, że to ten jedyny, ten na całe życie.
- Obiecuje.
Na potwierdzenie tych słów jego usta znalazły się na moich. Między nami, a raczej naszymi językami, toczyła się najprawdziwsza walka. Tak jakby chciały sprawdzić kto kocha bardziej.
Znaleźliśmy się w naszym małym, własnym świecie, w którym nie liczy się nic więcej niż nasze uczucia, nasza wspaniała, cudowna, aż nadto doskonała miłość. I nazwijcie nas starymi wygami w związku z ilością przeżytych wiosen, ale to co dzieje się między nami przypomina raczej młodzieńczy stan zakochania, pierwszą miłość. Tylko, że nasza przetrwa wszystko,  a ta "nastoletnia" często kończy się na pierwszej sprzeczce.
Jego ciepła dłoń błądziła pod moją koszulką, poszukując zapięcia biustonosza. Przerwał nam dopiero dzwonek mariuszowego telefonu. Niemal jednocześnie spojrzeliśmy na wyświetlacz, gdzie widniał numer telefonu Pauliny.
- nie odbierzesz ? - spytałam gdy Wlazły nacisnął okienko z czerwoną słuchawką odrzucając połączenie.
- nie. To na pewno nic ważnego, a ja przecież coś Ci obiecałem. A kto jak kto, ale Mariusz Wlazły obietnic dotrzymuje.

~*~

Ten poranek był inny. Nadzwyczajny. Romantyczny. Przywitało mnie śniadanie do łóżka. Na drewnianej tacy obok kubka gorącej czekolady stał stos naleśników i słoiczek nutelli. Po skończonym posiłku Mariusz poszedł obudzić Arka, gdyż chciał zabrać go na jakieś zakupy. Sama postanowiłam towarzyszyć w chodzeniu po sklepach Winiarskiej. Wlazły zgarnął po drodze Oliwiera, więc spokojnie mogłyśmy zakupić wszelakiego rodzaju artykuły przyszłej mamy.
Kilka godzin spędziłyśmy w jednym dziale spacerując w tą i z powrotem. Wybrałyśmy wózek, nosidełko, ubranka, butelki i tonę innych pierdół nie zapominając oczywiście o zabawkach. Było tego tak dużo, że musieliśmy dzwonić po Wlazłego.
- super siłacze przybywają z pomocą ! - zza regału wyłonił się Arek i Oli ubrani w czerwone peleryny.
- tak więc supermanie  - poczochrałam jasne włosy Winiara Juniora  - jedź tym wózkiem do kasy
- ale ciociuu - jęknął - ja jestem Ironman, a Arek to Superman.
- jaka gafa - zaśmiał się Maniek i aby uwięczyć swoje dzieło pokazał na mnie palcem.
- a jakim herosem jest wujek ? - zapytała zaciekawiona
- tatuś jest Hulkiem ! - odparł dumnie Arkadiusz.
- Hulkiem ? - parsknęłam śmiechem - nie ciekawiej by było gdyby był jakąś śpiącą królewną ? Żebyście mogli go ratować z opałów.
-bardzo dobry pomysł - poparła mnie Dagmara
- o nie nie nie, nie wrobicie mnie - zastrzegł siatkarz - wy jesteście księżniczkami, a ja Hulkiem!
- jak dzieci - zaśmiałam się - a teraz zapraszam stowarzyszenie super bohaterów do kasy.
Winiarska zmniejszyła trochę środki na koncie bankowym męża. Wpakowaliśmy wszystko do dwóch samochodów, po czym już w domu Winiarów rozpakowaliśmy w pokoiku przeznaczonym dla ich synka.
- jak będzie miał na imię ? - zapytałam siadając na hamaku w ogrodzie.
- Maciej Bartłomiej - odparła podają mi szklankę zimnej lemoniady.
Przestronny ogród posiadłości Winiarskich idealnie nadawał się na zabawy z dziećmi. Mariusz razem z Olim i Arkiem szaleli po całym trawniku taplając się w zraszaczach.
Daga wypuściła nas dopiero po zjedzeniu obfitej kolacji. Wróciliśmy do mieszkania, a Arek już od progu zaczął mruczeć coś pod nosem.
- chciałbym mieć rodzeństwo - oznajmił w końcu siadając na kanapie.
Spojrzałam zdezorientowana na Mariusza, a ten tylko wzruszył ramionami i zaszył się w kuchni. Usiadłam obok blondynka i dokładnie mu się przyjrzałam.
- Oli będzie miał braciszka, a ja też chcę mieć takie małe dziecko.. może być nawet siostrzyczka - cicho popłakiwał
- to wszystko zależy od bociana - zaśmiał się z kuchni Maniek
- a wcale że nie ! - oburzył się Mały - wujek Bąku nam mówił, że dzieci wcale nie przynoszą bociany!
- a co jeszcze Ci mówił ? - poprawił jego rozczochrane w każdą stronę włosy
- ja mam was uczyć jak się dziecko robi ?! - krzyknął Arek.
Z kuchni dochodził tylko chichot Wlazłego, dźwięk rozbijającej się szklanki i tradycyjne polskie  "kurwa".
- nie musisz - odparłam - a teraz szoruj do łazienki, bo już późno.
- ale maaamoooo - jęknął.
Szybko jednak pognał do siebie widząc karcący wzrok Mariusza.
- on powiedział do Ciebie mamo - szepnął siadając obok mnie na kanapie
- właśnie wiem.. i dziwnie się z tym czuje.
- może z nim porozmawiam ?
-  nie trzeba. Może przywyknę.
Na prawdę czułam się tak jakoś inaczej. Moje serce przyśpieszyło swoje wcześniej równomierne uderzenia,a  organizm nawiedziła fala ciepła. Rzeczywiście kochałam małego Wlazłego jak własnego syna, a usłyszeć z jego ust słowo "mamo" jest taką wisienką na torcie naszych relacji.

wtorek, 19 marca 2013

48.

Nie wiem jak nazwać emocje, które kłębiły się w moim organizmie. Przede wszystkim była to zazdrość. Wszystko było nie tak. Najpierw dwa tygodnie rozłąki poprzedzone rzekomym pokrewieństwem moim i Mariusza, a teraz na dodatek tak po prostu mnie... wystawił (?). Na pierwsze lepsze wezwanie Pauliny popędził jej z pomocą niczym rycerz na białym koniu. Może i wyolbrzymiam całą tą sytuację ale nic innego mi nie pozostaje.
Wieczór, który miałam spędzić w towarzystwie Mańka, spędziłam sama. Zrozumiałabym jakby to był sezon ligowy i miałby jakiś mecz, czy byłby umówiony z kumplami, no ale on pojechał do swojej BYŁEJ żony.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam na kanapie przy jakimś nudnym filmie akcji. Obudził mnie dopiero trzask drzwi. Spojrzałam na ekran telewizora, na którym nie było nic oprócz biało-czarnych migających kropek. Przeniosłam wzrok trochę wyżej, na elektroniczny zegarek strojący na drewnianej półce między zdjęciami Arka. Zamrugałam kilka razy, a czerwone kreski tworzące poszczególne cyfry zaczęły docierać przez moje oczy do mózgu. Godzina trzecia, minut dwadzieścia jeden.
- o tu jesteś ! - do salonu wpadł Wlazły i witając się ze mną całusem w policzek usiadł na kanapie.
- i jak było ? - spytałam z nutką ironii w głosie.
- nie wiedziała jak ma wbić gwoździa aby powiesić obraz w salonie.
- ach i po to potrzebna jej była twoja pomoc?  - zakpiłam - nie mogła poprosić sąsiada ?
- zła jesteś ? - ooo pan Wlazły właśnie dokonał historycznego odkrycia! Trzeba to odnotować, być może w przyszłości Arek będzie się uczył o tym na lekcji historii. 
- ależ owszem. - mruknęłam - wbijanie gwoździa, JEDNEGO GWOŹDZIA - podkreśliłam - zajęło Ci aż tyle czasu ?
-  no jasne, że nie. Oprowadził mnie po swoim nowym mieszkaniu, przy okazji posprawdzałem jej wszystkie instalacje. Chwilę porozmawialiśmy i wróciłem -  opowiadała ze stoickim spokojem, a we mnie wszystko wręcz się gotowało.
- zapewne dobrze się bawiliście - rzuciłam oschle - a teraz wybacz, ale idę się położyć, kochanie.
Nie zważając na jego protesty poszłam do sypialni. Położyłam się na naszym wspólnym łóżku i wypłakując kilka łez usnęłam. Nawet nie wiem, czy Mariusz położył się obok mnie, czy może spał w salonie albo w gościnnym, a może w ogóle nie zmrużył dziś oka.

następny dzień. 

Cisza. Cisz zakłócana tylko przez ruch samochodów na bełchatowskiej ulicy i odgłos tykania zegarka. I jak taki spokój może kogokolwiek obudzić? Ach, normalnie. Obudziłam się ponieważ było zbyt cicho. Obeszłam całe mieszkanie, ale nigdzie nie spotkałam prawie dwumetrowej sylwetki siatkarza. A przecież takie dużego człowieka znaleźć jest bardzo łatwo, nawet w największym tłumie. Wyjęłam z kuchennej szafki musli, a z lodówki mleko i już po kilku chwilach mogłam cieszyć się moim skromnym śniadaniem. Z miską i szklanką soku pomarańczowego usiadłam przed telewizorem. 
Martwiłam się. Cholernie się martwiłam. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie teraz jest Mariusz i to bolało najbardziej. Uspokoiłam się gdy usłyszałam charakterystyczny szczęk kluczy przekręcanych w zamku. 
- Olaaaa ! - Arek wbiegł do salonu.
Szybko odstawiłam swoje śniadanie i przytuliłam blondynka.
- Młody zdejmij najpierw buty! - zganił go Mariusz, a trzylatek natychmiast pobiegł wykonać prośbę ojca.
Po chwili Mario wyłonił się zza ściany z bukietem biało-czerwonych róż.
- przepraszam za wczoraj, Ola. Wiem, że cholernie źle zrobiłem, ale tego już nie zmienię - przystanął przy zagłówku kanapy.
Obróciłam się bokiem, aby zobaczyć jego twarz. Napotkałam te jego magnetyczne oczy, które z każdym spojrzeniem powodowały szybsze bicie mojego serca.
- Ola.. powiedz coś - poprosił niepewnie.
- ładne kwiatki - zaśmiałam się odbierając od niego bukiet.
- widzę, że humor Ci dopisuję  - przerwał na moment - a ja mam ciągle coś co należy tylko do Ciebie.
Przeskoczył przez oparcie sofy i usiadł obok mnie. Z kieszeni spodni wyjął to samo pudełeczko co tej pamiętnej nocy w DisneyLandzie. Szybko wydostał z niego pierścionek zaręczynowy i delikatnie wsunął go na mój palec. 
- oświadczam Ci się już po raz drugi - westchnął - ale z chęcią zrobiłbym to jeszcze kolejne pięćset tysięcy razy. A wiesz czemu? Bo Cię kocham. 
Pstryknął mnie palcem w czubek nosa, po czym musnął moje usta swoimi wargami.
- fuuuuuuuj! - jęknął Arek i usiadł na mariuszowych kolanach
- zobaczymy za kilka lat  -zaśmiałam się i zmierzwiłam włosy malcowi. 

Wspólnie przygotowaliśmy obiad, na który zaprosiliśmy również Dagmarę i Oliwiera.
- będę miała syna - oznajmiła dumnie Winiarska, gdy urządziliśmy sobie poobiednią sieste. 
- gratulujemy - uściskałam ją
- ale wiecie, że teraz to wy musicie postarać się o dziewczynkę - zaśmiała się głaszcząc swój zaokrąglony brzuszek.
- to już nie zależy do nas - skwitował Wlazły trzymając swoją dłoń na moim kolanie.
Winiarscy w "odchudzonym" składzie opuścili nasze mieszkanie po dziewiętnastej  Szybko położyliśmy Arka spać, a sami ponownie zalegliśmy na kanapie. Oparłam głowę o ramię siatkarza i wlepiłam wzrok w ekran telewizora.
- obiecasz mi coś ? - zapytałam chwytając jego dłoń. W odpowiedzi uzyskałam tylko przytaknięcie - obiecaj mi, że nigdy Paulina nie będzie ważniejsza niż ja. 

czwartek, 14 marca 2013

47.

Dzień po dniu skreślałam okienko w kalendarzu niczym więzień odliczający malując na ścianie kreski oznaczające liczbę spędzonych w celi godzin, dni, lat. Czułam się właśnie jak taki więzień. Zamknięta w małym pomieszczeniu z kratami. Sama. Z dnia na dzień coraz bardziej upewniałam się że Mariusz jest tym jedynym, tylko, że na związek może być już za późno.

Dziś dokładnie mijał czternasty dzień odkąd przeprowadziliśmy badania. Od rana chodziłam podenerwowana i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Angelika co chwilę powtarzała mi, że wszystko będzie dobrze, że jakoś się ułoży. Ale skąd ona to mogła wiedzieć. Zanim czegoś nie przeżyjesz nie dowiesz się co może czuć osoba, która właśnie to przeżywa.
- Olka, cholera jasna! Zjedz chociaż jedną kanapkę - wrzeszczała od samego rana latając za mną z talerzem kanapek.
- nie mogę no ! Boję się - mruknęłam i zamknęłam się w łazience.
Odkąd tylko wstałam siedziałam z telefonem w dłoni czekając na telefon od Wlazłego. Gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki mojego dzwonka, a na wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie siatkarza zamarłam.
- odbierz - poleciła mi Angelika.
Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
~ wyniki przyszły - jego głos zawtórował mi w głowie jak echo odbija się od gór
~ otwierałeś? - spytałam przełykając śline
~ czekam na ciebie.
~ zaraz będę - odparłam i już miałam się rozłączać
~ Ola kocham Cię - dodał
~ Ja ciebie też.
Schowałam telefon do kieszeni i odruchowo włożyłam swoją walizkę do bagażnika. Podziękowałam za wszystko Angeli i wsiadłam do samochodu.
Są dwa rozwiązania tej całej chorej sytuacji. Albo wynik będzie negatywny i dalej będziemy planować wspólną przyszłość z Mariuszem albo wynik będzie pozytywny, a wtedy najlepiej będzie jak wyjadę.
Odpaliłam silnik i z zawrotną prędkością przemierzałam ulice Bełchatowa.
Zaparkowałam na stałym miejscu na podziemnym parkingu i z sercem w gardle wjechałam windą na dobrze znane mi piętro. Bałam się. Cholernie się bałam. Przycisnęłam dzwonek do drzwi. Po chwili stanął w nich Mariusz. Z ledwością powstrzymałam napływające do moich oczu łzy. Weszłam do mieszkania i od razu udałam się do salonu.
- gdzie Arek? - spytałam nie widząc nigdzie Młodego.
- u Dagi. Wczoraj z Oliwierem zorganizowali sobie nocowanie, ale Daga dzwoniła, że mam go dopiero odebrać jutro.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. W oczy rzuciła mi się biała koperta leżąca na stoliku.
- otwieramy ? - usiadł obok mnie i wziął papier do ręki.
- tak. Chce mieć to już za sobą.
Wlazły rozdarł białą kopertę i wyciągnął z niej zapisaną czarnym atramentem kartkę.
- sprawdź - poprosiłam go.
Jedyne co teraz czułam to strach. Strach przed poznaniem prawdy i przed jej konsekwencjami. Wpatrywałam się w twarz siatkarza, który linija po linijce studiował pismo. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- i co? - dopytywałam - Mariusz do cholery jasnej !
- no już. Wolę się upewnić - mruknął i jeszcze raz prześledził cały tekst - w 99,9%.. - urwał i spojrzał mi głęboko w oczy - Aleksandra Pawlińska..
- nie przedłużaj, proszę - chwyciłam jego dłoń.
- Aleksandra Pawlińska - powtórzył - nie jest córką Kazimierza Wlazłego. Ola.. - dodał półgłosem
Po moim policzku poleciało kilka łez szczęścia. Mariusz przybliżył się do mnie i opuszkiem palca wytarł mokre ślady. Bez słowa wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
- udało się - wyszeptał i przyłożył usta do moich włosów - już wszystko będzie dobrze.
Ułożył dłonie na zakończeniu moich pleców i jeszcze bliżej przysunął mnie do siebie. Jego bliskość działa na mnie jak najlepsze lekarstwo nawet na największe zło świata. Uniosłam głowę do góry i napotkałam jego tęczówki. Przez chwilę przeszywaliśmy się spojrzeniem, po czym on przeniósł swój wzrok na moje usta. Ułamek sekundy później  czułam już jego wargi na swoich. Nasz pocałunek przerwała nieoczekiwanie melodia wydobywająca się z mojego telefonu.
- odbierz - westchnął Wlazły.
Na ekranie widniał numer Winiarskiej. Westchnęłam i przyłożyłam komórkę do ucha.
~ świętujecie?
~ właśnie zaczynaliśmy - odparłam i z uśmiechem na ustach spojrzałam na siatkarza.
~ przerwałam?
~ tak jakby - Mariusz zaczął całować moją szyję.
~ to ja zajmę się Arkiem, a wy bawcie się dobrze - zaśmiała się
~ będziemy.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik.
- pójdziemy na spacer? Albo do kina.. tak dawno nie byłam w kinie - zaproponowałam.
- na prawdę nie chcesz zostać w domu - wymruczał mi do ucha.
- nie - wyszczerzyłam się.
W odpowiedzi usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
- przyniosę twoją walizkę - rzucił i zabierając kluczyki od mojego samochodu i zniknął za drzwiami.

Z niechęcią wstałam z kanapy i poszłam do garderoby. Na wieszakach wisiało kilka moich sukienek i koszul. Przewertowałam ubrania aż w końcu zdecydowałam się na krótką, zwiewną kwiecistą sukienkę.
- wróciłem! - doszedł do mnie głos Wlazłego - gotowa?
- tak. Tylko wyjmij z torby moją kosmetyczke.
Niechętnie podał mi upragnioną rzecz. Mariusz nie lubił gdy się malowałam, ciągle powtarzał mi, że nie chce mieć dziewczyny z kilogramową tapetą na twarzy. Przeciągnęłam więc rzęsy tuszem i chwytając wyciągniętą przez siatkarza dłoń wspólnie wyszliśmy z mieszkania.
Po piętnastominutowej jeździe samochodem dotarliśmy do kina. Zanim przedostaliśmy się do kasy Mariusz rozdał kilkadziesiąt autografów i zapozował do parenastu zdjęć. Cierpliwie znosiłam każdą prośbę skierowaną do Wlazłego aż w końcu zmusiłam się do przerwania tej całej sielanki, gdyż film na który mieliśmy iść już prawie się zaczął.

Na miejscu wszystkich tych fanów siatkówki bałabym się podejść do swojego idola i prosić o zdjęcie i autograf. Ale to może taka moja wrodzona nieśmiałość. Tak czy siak, zawsze jest łatwiej gdy ktoś już prosi o autograf, a reszta ustawia się za nim w kolejce.
W końcu udało nam się zakupić bilety i gdy już mieliśmy wchodzić do sali kinowej telefon Mariusza zaczął dawać znaki swojego istnienia.
- musimy przełożyć nasze wyjście do kina na inny termin - oznajmił chowając swój telefon do kieszeni - Paulina dzwoniła, że ma jakiś problem. Nie gniewasz się?
Kiwnęłam przecząco głową. Jednak w duchu byłam wściekła. Wręcz gotowałam się ze złości. Czyżby to były pierwsze oznaki zazdrości?
Mariusz odwiózł mnie do mieszkania, a sam pojechał pomóc swojej byłej żonie. A przecież miało być tak pięknie. Miało nie być już żadnych problemów. A wyszło jak zawsze.

niedziela, 10 marca 2013

46.

Nie zważając na łzy płynące po policzkach zaczęłam pakować swoje rzeczy. Rozmazany obraz za bardzo mi w tym nie pomagał. Ale co innego mogłam w tym momencie zrobić? Kocham Mariusza i cholernim mi na nim zależy, dlatego nie wytrzymałabym gdyby okazał się moim bratem. Nie mogłabym przejść koło niego obojętnie. Zbyt dużo by mnie to kosztowało. Postawcie się w mojej sytuacji : mogłybyście żyć z miłością swoje życia i nie móc go przytulić, pocałować, bo jest waszym przyrodnim bratem? Przecież to niedorzeczne! Całe moje życie to jakaś kpina.
- dzwoniłem do  ojca... jutro przyjedzie - Wlazły wszedł do garderoby - Ola co ty robisz?
- pakuje się - wycedziłam starając się powstrzymać kolejny wybuch płaczu.
- ale dlaczego ? - chwycił moje dłonie i uklękł przed mną. Nasze kolana dzieliła tylko moja walizka.
- bo ja nie mogę... Mariusz ty możesz być moim bratem! Nie rozumiesz tego?
- Ola, kochanie wszystko się ułoży - próbował mnie pocieszyć
- a jeżeli się nie ułoży? - popatrzyłam na niego zapłakanymi oczami
- nawet tak nie myśl - wyszeptał, po czym przytulił mnie do siebie
- wyjadę na te dwa tygodnie do Angeli. Tak będzie najlepiej.
Domknęłam walizkę i jeszcze raz przejechałam wzrokiem po półkach. Mariusz wyniósł moją walizkę na przedpokój, a ja zabierając po drodze torebkę dołączyłam do niego.
- Ola  dlaczego wyjeżdzasz ? - ze swojego pokoju niespodziewanie wypadł Arek - ja nie chce żebyś wyleciała. Ta pani ci powiedziała coś złego?
- nie martw się Szkarbie - poczochrałam jego blond włosy i otarłam spływającą po policzku łzę - za niedługo się zobaczmy.
- obiecujesz?
- obiecuje - wyszeptałam i przytuliłam Malucha do siebie.
- Ola pamiętaj że nie ważne co będzie ja nadal będę cię kochał - wyznał Mariusz
- Ja ciebie też. Ale weź na razie pierścionek.. proszę - oddałam mu część biżuterii.
Ostatni raz musnęłam jego wargi swoimi i zamknęłam za sobą drzwi mieszkania.

Walizka bardzo szybko znalazła swoje miejsce na dnie bagażnika. Usiadłam na miejscu dla kierowcy i oparłam głowę o kierownicę.
Tyle pięknych chwil, tyle przeżytyci wspólnie dni, tyle dzielenia się radościami i smutkami i to wszystko ma zniknąć. Tak po prostu rozpłynąć się. A to tylko i wyłączonie przez głupi błąd naszych rodziców. Poniosło ich - niezłe żarty. Ich chwila uniesienia kosztuje mnie teraz wszystko co mam. Przez nich tracę moje Mariusza.
Z letargu wyrwał mnie dopiero odgłos pukania w szybę mojego samochodu. Podniosłam głowę i przez zapłakane oczy ujrzałam twarz Wlazłego. Myślałam, że to tylko moje urojenia, wytwór zrozpaczonej wyobraźni. Nacisnęłam przycisk który zsunął szybę w dół. Poczułam rękę siatkarza na moim policzku. Kciukiem otarł spływające łzy, by po chwili wpić się w moje usta. Napierał na nie z całej siły tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Bo zapewne nim był. Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie zasunęłam szybę i z piskiem opon odjechałam z parkingu. Po raz ostatni spojrzałam w lusterko, aby jeszcze raz zobaczyć mojego kochanego Mańka. Moje serce pękło na tysiąc kawałków.
Ten cholerny świat! Ta cholerna rzeczywistość! Wszystko zepsuła. Miało był jak w bajce. Książę księżniczka i żyli długo i szczęśliwie. Ale przecież bajki nie istnieją i ja jako dorosła osoba powinnam o tym wiedzieć. Mimo to żyłam nadzieją, łudziłam się szczęśliwym zakończeniem mojej historii.

Zapukałam do domu mojej przyjaciółki, która widząc mój opłakany stan i walizkę w prawej ręce wpuściła mnie bez zbędnych pytań do środka.
Postawiła przede mną pudełko czekoladowych lodów i butelkę naszego ulubionego wina.
- wyjechał do Serbii - zaczęła Angelika - a ja nawet nie wiem czy my jesteśmy parą. Nie określił się.
- to ty lepiej słuchaj mojej historii - wtrąciłam wypijając już enty kieliszek wina - on prawdopodobnie jest moim bratem. Rozumiesz to ? Spałam z własnym bratem.
Obie wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. Procenty nieźle namieszały w naszej głowie a na dodatek moja kochana koleżanka wyciągnęła z lodówki butelkę czystej. Po kilku głębszych i poznania swoich najskrytszych sekretów z ledwością wdrapałyśmy się po schodach na antresole, gdzie mieściło się ogromne łóżko Angeli. Jak długie padłyśmy na miękki materac i zasnęłyśmy.

Rano obudziłyśmy się z bólem głowy. Czego mogłyśmy się spodziewać. Po pobieżnym ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania czekałam jak na szpilkach na telefon od Wlazłego informujący że jego ojciec już przyjechał. Doczekałam się go dopiero po południu. Ale na badania postanowiliśmy udać się dopiero następnego dnia.

Tak jak się umówiliśmy pan Kazimierz przyjechał pod mieszkanie Angeliki sam. Wsiadłam do jego samochodu i udaliśmy się pod podany przez Aleksandara  adres.
- Olu powinienem cię przeprosić. To przeze mnie.. to ja niszczę wam teraz wspólną przyszłość. Żałuję tego co wtedy zrobiliśmy, ale to na prawdę był impuls. Oboje byliśmy już trochę podpici a w naszych małżeństwach nie układało się zbyt dobrze. Nie chce abyś miała do mnie żalu, a tym bardziej do matki.
- nie mam do pana żalu. Powoli godzę się z tą sytuacją.
- z przeciwnościami losu trzeba sobie jakoś radzić - podsumował pokrzepiająco pan Wlazły.
Pielęgniarka zebrała od nas próbki DNA. Wyniki miały przyjść w ciągu dwóch tygodni do mieszkania siatkarza. Mariusz uregulował elektronicznie wszelkie koszty badania. Teraz przyszło nam tylko czekać.

Piątego dnia naszego czekania czekała na mnie w Inspiracji niespodzianka.
- Ola! - do moich uszu doszedł melodyjny głosił młodego Wlazłego - Stęskniłem się.
Arek wpadł do mojego gabinetu i przytulił się do moich nóg. Podniosłam go do góry i mocno przytuliłam. Tak bardzo stęskniłam się za jego roześmianą twarzyczką i niezwykłym ciepłem bijącym od jego małego ciałka.
- a gdzie zgubiłeś tatusia ? - spytałam.
Z jednej strony bałam się zobaczyć Mariusza po raz pierwszy od tych kilku dni. Bałam się że nie powstrzymam emocji, wpadne mu w ramiona. A przecież muszę być silna. Jeżeli teraz się rozkleje później będzie już tylko gorzej. Z drugiej zaś strony cholernie mi go brakowało, zapachu jego perfum, smaku ust, bliskości ciało. Z rozmyśleń wyrwał mnie dopiero cichutki głosik Arka.
- czeka na dworze. Ale wiesz co Olu muszę ci coś powiedzieć. Odkąd się wyprowadziłaś tata cały czas chodzi smutny, nie je, w nocy ogląda telewizję zamiast spać. Kiedy do nas wrócisz?
- postaram się za niedługo. Na razie muszę zostać u mojej przyjaciółki Angeliki.
Mały kiwnął tylko głową na znak, że rozumie, po czym złapał mnie za rękę i zaprowadził w stronę wyjścia z restauracji. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę, żeby po chwili stanąć twarzą w twarz z Mariuszem.
- Ola.. - szepnął.
Widziałam jak powstrzymuje się aby mnie nie przytulić. Ostatecznie nie wytrzymał i zamknął moje ciało w swoim żelaznym uścisku. Dopiero teraz doszło do mnie jak bardzo mi go brakowało. Jak bardzo tęskniłam. Zapach jego perfum przez dłuższy czas drażnił moje nozdrza, a ciepło jego ciała wypełniało mój organizm od stóp do głów. Serce zaczęło mocniej bić, a w brzuchu znów latały motyle.
- ja nie mogę bez ciebie żyć - wyznał łamiącym się głosem.
- wiem Mariusz. Ja bez ciebie też. Ale musimy być silni.
Wyrwałam się z jego ramion i odeszłam na bezpieczną odległość kilku kroków.
- Arek bardzo chciał się z tobą spotkać - powiedział zmieniając temat.
- no właśnie. Mam dla ciebie niespodziankę - krzyknął podekscytowany trzylatek i pobiegł do dobrze znanego mi samochodu.
Zrobił po chwili z rysunkiem.
- tu jestem ja - pokazywał na narysowane na kartce papieru osoby - a tu ty i tata. Oo a tu nasz dom.
- śliczne - odebrałam od niego obrazek i mocno go przytuliłam.
- Młody musimy już jechać. Trzeba jeszcze zrobić zakupy - Mariusz wziął syna na barana.
- Ola a kiedy do nas wrócisz? - dopytywał
- zobaczymy jak to wszystko się ułoży - spojrzałam z nadzieją na Wlazłego.
Stałam za przeszklonymi drzwiami Inspiracji i obserwowałam jak samochód siatkarza odjeżdża z parkingu. W gabinecie czekała już na mnie Dagmara z kubkiem świeżej kawy.
- cholernie mi trudno - szepnęłam wypłakując się w ramie Winiarskiej.
- trzeba mieć nadzieję - Daga próbował dodać mi otuchy.
- nadzieja matką głupich - powiedziałam z nutką ironii w głosie
- a każda matka kocha swoje dzieci - zaśmiała się

******
No to co następny rozdział będzie tym ostatnim? Co wy na to?

środa, 6 marca 2013

45.

Powrót do Polski równa się koniec urlopu, więc czas odwiedzić skromnie progi Inspiracji. 
Gdy tylko wstałam przyszykowałam śniadanie dla moich głodomorów, po czym ubrałam się i zostawiając dla chłopaków karteczkę wyszłam do swojej jakże ulubionej pracy.

 Stoliki i krzesła stały na swoich miejscach,a kuchnia ciągle nadawała się do użytku. Jaki wniosek ? Należy częściej robić sobie urlop. Zaszyłam się w swoim gabinecie, który o dziwo podczas mojej nieobecności nie wyleciał w powietrze, i przeglądałam wszystkie faktury oraz rozliczenia z bieżącego miesiąca. Muszę przyznać, że Bartosz się postarał i nawet pogrupował mi wszystkie papierki. Trzeba będzie pomyśleć nad jakąś premią dla niego. W czasie gdy segregowałam nowe faktury rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Dagmary, więc czym prędzej odebrałam. Przez myśl przeszedł mi wątek związany z ciążą Winiarskiej, ale szybko odepchnęłam go w najciemniejszy kąt mojego umysłu.
- hej złotko - przywitała się i jak nastolatka cmoknęła do słuchawki - ja dzwonię tylko po to aby Ci oznajmić, że niestety nie pojawię się dzisiaj w restauracji... Przepraszam Cię bardzo no ale wiesz.. Misiek jutro wyjeżdża na zgrupowanie..
- rozumiem - przerwałam jej - poradzimy sobie z Bartkiem.. tylko grzecznie tam ! - dodałam i zakończyłam połączenie.
Kilka razy poobracałam komórkę między palcami po czym odłożyłam ja na moje drewniane biurko. Dokładnie posprawdzałam stan magazynów i pogawędziłam z szefem kuchni na temat nowych dań w menu. Po zrobieniu rundki po całym wnętrzu restauracji wróciłam do swojego biura. Podpisałam kilka umów, które dostarczył mi w tym czasie Bartek, po czym otworzyłam okno i wpuściłam do pomieszczenia trochę świeżego powietrza. Chwyciłam w dłonie telefon, na którego wyświetlaczu pojawiła się informacja o pięciu nieodebranych połączeniach od Mariusza i jednej nieprzeczytanej informacji, w której to Wlazły prosił abym jak najszybciej wróciła do domu.
Wybiegłam z gabinetu prawie łamiąc jednego z obcasów. Przez moją głowę przesuwały się najróżniejsze scenariusze. A co jeżeli coś stało się Mariuszowi, albo nie daj Boże Arkowi? Wsiadłam do swojej skody i z piskiem opon odjechałam spod restauracji. Na szczęście po drodze nie spotkałam żadnego patrolu policyjnego, ponieważ skończyłby się to za pewne ubytkiem pieniędzy z mojego konta. Z łopoczącym jak flaga na wietrze sercem wyszłam z samochodu i weszłam do naszej klatki. Jak na nieszczęście winda miała jakąś usterkę i zamiast kilkusekundowej przejażdżki musiałam wbiegać po schodach.
- jestem! co się stało ? - rzuciłam przekraczając próg mieszkania.
Od razu zza rogu wyłonił się Wlazły i ręką wskazał na salon. Droga która zazwyczaj nie zajmuje mi więcej niż dziesięć sekund wydawała się teraz katorgą. Szłam jak na ścięcie. Ale widok mojej mamy siedzącej w fotelu i popijającej herbatkę na prawdę podciął mi kolana.
- mamo ? co ty tutaj robisz ? - spytałam zaskoczona, po czym usiadłam koło Mariusz na kanapie.
Siatkarz objął mnie w pasie i aby dodać otuchy na starcie z rodzicielką pocałował w skroń.
- wiem, że to co teraz powiem może was zszokować - zaczęła Krystyna - zdaję sobie sprawę z tego, że o takich rzeczach powinnam powiedzieć wam wcześniej, ale najpierw nie myślałam, że wy kiedykolwiek się spotkacie, a później nie sądziłam, że wasza relacja rozwinie się aż do tego stopnia.
Wzrokiem wodziła z mojej sylwetki na sylwetkę Mariusz. Zaczynałam bać się tego co ma nam do powiedzenia. Fatygowała się do nas aż z Rzeszowa, więc ma chyba jakąś ważną sprawę.
- o czym pani mówi ? - dopytywał nerwowo Wlazły
Krystyna upiła łyk herbaty, aby po chwili wyjaśnić nam po co się zjawiła.
- miałam romans z Kazimierzem - ucięła krótko.
Oczy wyskoczyły mi z orbit. Ścisnęłam mocniej dłoń Mańka. Spojrzałam na jego twarz, z której poranny optymizm wyparował.
- o czym pani mówi ?  - spytał podniesionym głosem.
- ty i Ola.. wy możecie być rodzeństwem.
- żartujesz sobie?! już nie masz czego wymyślać tylko takie głupstwa?! - nie mogłam powstrzymać emocji. Wstałam i zaczęłam nerwowo przechadzać się po salonie.
Nie mogłam uwierzyć w to, że moja idealna, aż nadto pobożna mamusia mogłaby zdradzić tatę. Przecież to niedorzeczne.
- nie wiem jak do tego doszło. to był impuls. przecież w dzisiejszych czasach też macie takie impulsy, czy jak to tam nazywacie - próbowała się bronić, ale każde słowo wypowiadała tak oschle i obojętnie, że miałam wrażenie, że robi to specjalnie, tylko po to aby zrobić nam na złość - oboje byliśmy już lekko wstawieni.
- proszę Cię nie kończ - urwałam jej - wyjdź. musimy to wszystko przemyśleć.
- ja tylko chciałam abyście wiedzieli i nie żyli w grzechu - uśmiechnęła się sztucznie i opuściła mieszkanie
- sama żyjesz w grzechu ! - krzyknęłam za nią, po czym zamknęłam główne drzwi "na cztery spusty".
Oparłam się o nie  i natychmiastowo zsunęłam na podłogę. Łzy popłynęły po moich policzkach.
- co się stało ? - ze swoje pokoju wyszedł Arek. Podszedł do mnie i odgarnął opadające na moją twarz włosy  - wszystko będzie dobrze. Tatuś zawsze tak mówi.
Posłałam mu nikły, bardziej wymuszony niż prawdziwy uśmiech. Blondynek szybko zniknął, a na korytarzu pojawił się Mariusz.
- Oluś, musimy być silni.. przecież to nie musi być prawda! - usiadł obok mnie o mocno przytulił
- a jeżeli jest ? - odsunęłam się od niego
- nie możesz myśleć o tym w ten sposób. Jeszcze dziś zadzwonię do ojca... musimy zrobić badania genetyczne.
- to potrwa... -  westchnęłam i otarłam mokre policzki
- nie potrwa. Pamiętasz jak Aleks mówił o tym dziecku, wtedy co ten facet prawie go pobił.. - kiwnęłam twierdząco głową - był w prywatnym gabinecie i czekał na wyniki raptem dwa tygodnie.
- ale Mariusz ja nie mogę.. -  urwałam i jak najszybciej pobiegłam do sypialni.

czwartek, 28 lutego 2013

44.

Po upojnej nocy obudziłam się z głową na klatce piersiowej Mariusza. Siatkarz nie spał. Bawił się kosmykami moich włosów nawijając je sobie na palce. 
- witam moją piękną narzeczoną - uśmiechnął się i delikatnie musnął moje wargi swoimi.
W ułamku sekundy znalazł się nade mną i opierając się na dłoniach zaczął całować moją szyję i ramiona.
- Wlazły, mało ci jeszcze ? - zaśmiałam się, ale on nie zamierzał zaprzestać podjętych działań.
- tatooo - do pokoju jak torpeda wpadł Arek. Mariusz od razu zszedł ze mnie i położył się na swojej połowie łóżka - ciocia Daga kazała was obudzić bo się spóźnimy.
- już idziemy. Spakowałeś wszystko ? - rzucił jeszcze przykładny tatuś. Mały tylko kiwnął głową i wybiegł z pokoju.
Nie wytrzymałam i po prostu wybuchnęłam śmiechem. Z resztą Maniek był nie lepszy. Zwijał się na łóżku niczym zaskroniec.
- nie szczerz się - wydusił wreszcie, choć sam nie mógł zapanować nad swoim śmiechem.
- już drugi raz wchodzi w najmniej odpowiednim momencie.. jeszcze kilka razy i zacznie się dopytywać
- e tam - machnął ręką - najwyżej zostanie jakimś erotomanem, czy seksoholikiem..
- Mariusz ty mówisz o własnym dziecku! - sprowadziłam go na ziemię
- no przecież żartuje - mruknął przygryzając skórę na mojej szyi
- na dzisiaj wystarczy panie Wlazły - skwitowałam z uśmiechem i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Właśnie kończyłam brać prysznic, gdy do po mieszczenia jak gdyby nigdy nic wparował Mariusz. Owinęłam się ręcznikiem i przed lustrem dokonywałam ostatnich kresek mojego makijażu. Z torby wygrzebałam ubrania i  w pełni gotowa dopakowałam swoje walizki. Zanim szanowny pan siatkarz wyszedł z łazienki zdążyłam pomóc spakować się Arkowi i dopiąć obszerną walizkę Winiarskiej.
Zjedliśmy nasz ostatni posiłek w DisneyLand'zkiej restauracji. Nasi mężczyźni zajęli się wyniesieniem i włożeniem bagaży do samochodu, po czym sami zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy w kilku
dziesięciominutową podróż na paryskie lotnisko. Bez problemu przeszliśmy przez wszystkie bramki i kontrole, więc zostało nam tylko czekać na samolot. Winiarscy ulotnili się do jakiegoś sklepiku, aby zakupić kilka pamiątek, bo jednak nie ma to jak kupować wszelakiego rodzaju drobiazgi na lotnisku.
- Arek chcielibyśmy Ci coś powiedzieć - zaczął Mariusz, a ja bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z tematu naszej rozmowy
- kolejna niespodzianka ?! - malcowi, aż iskierki w oczach zabłysły
- można tak powiedzieć - zaśmiałam się i poczochrałam jego blond czuprynkę
- poprosiłem Olę o to żeby została moją żoną - Wlazły posadził syna na swoich kolanach, a ja usiadłam obok nich na białej skórzanej kanapie.
- to teraz Ola będzie moją mamusią ?
- smyku, mamusię masz jedną.. na mnie możesz mówić po prostu Ola. - uśmiechnęłam się.
- albo ciociu  - dorzucił entuzjastycznie Mario
- ja chyba jednak wolę Ola - skwitowałam.
Przytuliłam Arka, a zaraz po tym na horyzoncie pojawili się Winiarscy z reklamówką pamiątek, począwszy od miniaturowej wieży Eiffela, a skończywszy na modelu samolotu. Misiek chyba nie ma na co pieniędzy wydawać.
- i jak tam się czuję przyszła pani Wlazły ? - zagaiła Dagmara, gdy podążaliśmy już w stronę wejścia do naszego samolotu.
- a powiem Ci, że normalnie - zaśmiałam się i obróciłam pierścionek wokół palca.
- Maniek, nie starasz się.. -Daga  zwróciła się tym razem do mojego... narzeczonego.. - Ola nie dostrzega żadnej różnicy pomiędzy zmianą statusu z partnerki na narzeczoną.
- poczekaj, aż wrócimy do Polski - odparł rozbawiony Mariusz i wrócił do rozmowy z Michałem.
Dzieciaki jak cienie podążały za swoimi ojcami, próbując naśladować wszystkie ich gesty, czyli wymachiwały na okrągło w każdą stronę rękami.
- wiesz co my tu musimy się wybrać kiedyś na zakupy.. babski weekend w Paryżu.. co ty na to  ? - rzuciła, a Dagmara od razu podłapała pomysł i pobiegła do swojego męża w celu dogadania szczegółów wyjazdu.
Ach ten jej zapał do robienia zakupów. Jedno głupie zdanie, a ona już wszystko planuje.
Zajęliśmy nasze miejsca w samolocie i po chwili wznosiliśmy się już ponad ziemią.
Gdy tylko wylądowaliśmy na lotnisku w Łodzi rozdzieliliśmy się i każdy odjechał w swoją stronę. Z ledwością weszliśmy po schodach na nasze piętro, gdyż inteligentna winda akurat dzisiaj musiała się zepsuć.. ironia losu. Zanim zdołałam znaleźć w torebce klucze, Mariusz zdążył już wnieść wszystkie nasze torby i razem z Arkiem czekali aż wpuszczę ich do mieszkania. Po wyrzuceniu zawartości mojej torebki wreszcie odnalazłam klucze i wpuściłam zniecierpliwionych facetów do środka. Arek jak na młodego dżentelmena przystało pomógł pozbierać mi moje klamoty z ziemi i chwytają za uchwyt największej walizki próbował wciągnąć ją do domu. Zabrałam od niego bagaż, a dałam mu jego plecaczek podróżny, który oczywiście był z logiem PGE Skry Bełchatów, jak praktycznie wszystko w naszym mieszkaniu.
Po rozpakowaniu wszystkich ubrań i wstawieniu prania pojechaliśmy na zakupy, gdyż nasza lodówka świeciła pustkami.
- kupmy żelki ! - krzyknął uradowany Malec i pobiegł w stronę działu ze słodyczami.
Zaraz za nim zrobił do Wlazły Senior i tak dwójka "dzieciaków" buszowała miedzy półkami z batonikami, czekoladami, chipsami i gazowanymi napojami.
Z koszyki załadowanym po brzegi produktami spożywczymi i chemicznymi ustawiliśmy się z niezmiernie długiej kolejce do kasy. Mariusz rozdał kilka autografów i po półgodzinnym poruszaniu się w żółwim tempie w stronę uśmiechniętej od ucha do ucha kasjerki zapłaciliśmy za zakupy.
Przy okazji zjedliśmy obiadokolacje w McDonaldzie, ponieważ Arek bardzo chciał iść na frytki.
Po powrocie do mieszkania uzupełniłam produktami lodówkę i zrobiłam jeszcze kilka kanapek. Mariusz poszedł położyć syna spać, a ja z kubkiem owocowej herbaty usiadłam przed telewizorem.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w zdobiący mój palec pierścionek. Tak dużo łączy mnie z Wlazłym.. a to, że po latach znów się spotkaliśmy było tylko czystym przypadkiem. Ktoś bardzo dokładnie zaplanował sobie moje losy i nasze ponowne spotkanie. Ale w sumie jestem temu komuś dozgonnie wdzięczna, bo dzięki jego pomysłom mam w końcu kogoś na prawdę bliskiego. Mam mojego Mariusz, którego kocham ponad życie i nie wyobrażam sobie życia bez Niego. Miłość jest wyjątkowym uczuciem, którego każdy z nas powinien doświadczyć. O miłości nie da się pisać. Miłość trzeba przeżyć.


________________________________________
GRATULACJĘ DLA NASZEGO KAMILA "MISTRZA" STOCHA ! <3 

taki rozdział o niczym.

Pozdrawiam. 

środa, 20 lutego 2013

43.

W DisneyLadnzie bawiliśmy się jak nigdy. Przejechaliśmy się wszelkimi kolejkami i nawet odwiedziliśmy Dom Strachów, choć mi ten pomysł zbytnio się nie spodobał, ale przed dzieciakami musiałam udawać twardą. I nawet nie udało nam się zgubić podczas spacerowania po obiekcie, co uważam za wielki sukces.
Dwa dni przed wylotem postanowiliśmy zwiedzić jeszcze Paryż. Po kilku godzinnym chodzeniu po nudnym muzeum postanowiliśmy przeprosić panią, która nas oprowadzała i z sztucznym uśmiechem na ustach Winiarski przekazał jej smutną wiadomość iż niestety mamy ważną sprawę do załatwienia i musimy zakończyć nasz pobyt w muzeum. Naszą arcyważną sprawą był rejs Sekwaną.
- ale tu ładniee - zachwycał się Arek
- tak romantycznie - zawtórował mu Oli - wujku mogę pożyczyć aparat ? Zrobię wam zdjęcie..
Mariusz podał Winiarskiemu swoją lustrzankę, a Oliwier niczym zawodowy fotograf zaczął ustawiać nas do zdjęcia. Najpierw zrobił kilka ujęć swoim rodzicom, a potem przyszła kolej na nas.
- wujku obejmij ciocię - zarządził - a teraz się pocałujcie.
Spełniliśmy jego prośbę, po czym do naszej dwójki dołączył Arkadiusz. Po całej sesji fotograficznej przenieśliśmy się na wieżę Eiffela.
- pamiętasz kochanie... to właśnie tutaj Ci się oświadczyłem - wspominał Michał
- ależ skarbie, przecież ty mi się oświadczyłeś podczas Wigilii u moich rodziców - spierała się z nim małżonka
- uuuu. tato jak mogłeś zapomnieć o tak ważnym dniu - zaśmiał się Oli
- no właśnie Michale jak mogłeś - do młodego Winiara dołączył również Wlazły
- boże ja cy wy ciemni i puści jesteście -  podsumował wszystkich Misiek
- nie używaj takich określeń przy dzieciach - skarciła go Dagmara
- dobrze Daguś, ale żeby potem nie było na mnie - mruknął
Nie zrozumiałam tych dziwnych aluzji Winiarskiego, ale wolałam nie zagłębiać się w jego tok myślenia. Zwiedziliśmy niemal pół Paryża, po czym wróciliśmy do naszego disney'owskiego hotelu. Oczywiście nastała pora kolacji, na której to serwowali żabie udka, ślimaki i inne płazy, których ja nie miałam zamiaru spożywać. Na szczęście w menu były też normalne potrawy, więc udobruchałam swój żołądek przepysznym omletem z owocami lasu.

Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się na pole golfowe. W przeciwieństwie do mnie i Dagmary Arek z Olim szybko opanowali umiejętność trzymania kija i wykonywania uderzeń. My musiałyśmy zadowolić się lekcjami do naszych prywatnych instruktorów, czyt. partnerów. Prowadzona i przytrzymywana przez Mariusza wykonałam swoje pierwsze uderzenie. Może nie było zbyt celne, bo piłeczka wylądowała w pobliskim stawiku, ale zawsze coś.
- i tak wolę tenis  - mruknęłam gdy udało nam się zaliczyć wszystkie dołki
- a ja myślałem, że siatkówkę - mruknął Maniek i otarł wyimaginowaną łezkę.
- preferuje sporty indywidualne - pokazałam mu język
- ale przecież w tenisa można grać we dwie osoby, co nie Misiek ? - zagaił Wlazły - pamiętasz jak kiedyś graliśmy ?
- pamiętam, pamiętam. Nie mogłeś trafić rakietką w piłeczkę - zaśmiał się Winiar
- o tym mogłeś nie wspominać - skarcił go
Ostatecznie naszej golfowej batalii nie wygrał nikt, gdyż inteligentny Michał zapomniał zapisywać wyników. Oczywiście cały sukces przypisali sobie Arek z Olim, a my nie chcąc psuć im zabawy poparliśmy ich wywody.
Po obiedzie jeszcze raz postanowiliśmy przejechać się na najciekawszych karuzelach. Znów poczułam się jak mała dziewczynka, która nie ma żadnych zmartwień i problemów na głowie.
Zaraz po kolacji dzieciaki poszły spać, gdyż jutro rano odlatywaliśmy już z paryskiego lotniska z powrotem do Polski. Pomogłam Arkowi przygotować się do snu, po czym obu chłopaków zostawiłam pod czujnym okiem wujka Michała, który dziś miał ukołysać ich do snu.
- Olu przejdziesz się ze mną jeszcze raz po parku ? - zapytał Mariusz chwytając moją dłoń.
Przystałam na jego propozycję i spacerkiem przemierzaliśmy disneyowskie alejki. Z uśmiechami na twarzach oglądaliśmy księżyc odbijający się w stawie. W końcu dotarliśmy do Zamku Śpiącej Królewny.
- chodź tutaj  - zadecydował Wlazły i pociągnął mnie w swoją stronę
- ciołku nie umiesz czytać ? Tu piszę : ZA-KA-Z WSTĘ-PU. -  przeczytałam napis na czerwonej tabliczce
- chodź i nie marudź - wciągnął mnie w wąski korytarz.
Schodami weszliśmy na górę, aż dotarliśmy do małego balkoniku z którego widok rozchodził się na cały Park. Na balkonie stał mały okrągły stolik nakryty białym obrusem oraz dwa pięknie zdobione krzesła. Mario odsunął jedno z nich i przykazał mi usiąść na nim. Po chwili zza drzwi wyłonił się kelner z butelką czerwonego wina. Zapalił świece i postawił przed nami wykwintne dania. Nie pytając o nic zaczęłam zjadać swoją porcję, co chwilę dyskretnie spoglądając w stronę siatkarza, który w pewnym momencie nieoczekiwanie wstał ze swojego miejsca. Stanął przede mną i wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku. Uścisnęłam ją i stanęłam przed nim. Mariusz uklęknął na jedno kolano, a z kieszeni swoich dżinsów wyjął czerwone pudełeczko. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Sprytnie otworzył pudełeczko, a moim oczom ukazał się przepiękny pierścionek zaręczynowy z białego złota.
- Aleksandro, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie ?
- tak, Mariusz, tak - aż pisnęłam z radości.
Siatkarz podniósł się i włożył na mój palec pierścionek, po czym nasze wargi złączyły się w namiętnym pocałunku.
- kocham Cię Olka ! - krzyknął, a ludzie przechodzący akurat obok Zamku popatrzyli się na nas jak na jakiś niedorozwojów - patrz co miłość robi z człowiekiem - zaśmiał się.
Wtuliłam się w jego tors, od którego emanowało niezwykłe ciepło. Zaczęło robić się chłodno, więc wolnym krokiem zmierzaliśmy ku hotelowi. Nawet nie przekroczyliśmy progu, a już zaatakował nas osobnik zwany Michałem Winiarskim.
- i jak? i jak ? i jak ? - skakał wokół nas jak małpa, no gorzej niż jakaś psiapsióka
- Misiek, daj im spokój. Pozwól im napawać się tą chwilą - powstrzymywała go Daga - nie pamiętasz jak to było z nami ?
- ach pamiętam. Jak tylko wróciliśmy z wieży Eiffela zaszyliśmy się w sypialni - Winiar charakterystycznie poruszył brwiami
- złotko ile razy Ci mam jeszcze powtarzać, że poprosiłeś mnie o rękę na wigilii ?
Cichaczem przemknęliśmy do naszego pokoju zostawiając zdezorientowanego Michała na pastwę losu zawziętej Dagmary.

______________________________________
a macie tutaj taką niespodziankę :D
poniosło mnie ! :D
ale zaraz kończę tą sielankę, bo pani Pawlińska wpadnie z super ciekawą wiadomością :D

niedziela, 17 lutego 2013

42.

Obudził mnie ciężar wciskający moje ciało w miękki materac. Otwarłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą od uch do uch twarzyczkę Arka.
- tata kazał Cię obudzić, bo inaczej spóźnimy się na lotnisko - oznajmił, po czym zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju.
Zrzuciłam nogi na podłogę, i odszukałam swoje kapcie. Przeciągnęłam się w każdą możliwą stronę i poszłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic aby doprowadzić cały mój organizm do normalnego funkcjonowania, a następnie wysuszyłam włosy i zrobiłam sobie makijaż. Z garderoby wyciągnęłam rurki z cienkiego materiału i białą bokserkę. Panowie czekali już ze śniadaniem, więc szybko zjedliśmy przygotowane kanapki i wyszliśmy z mieszkania, uprzednio sprawdzając trzy razy czy aby na pewno wszystko zabrane, a urządzenia elektryczne powyłączane. Przypięłam Małego do fotelika, a sama zajęłam swoje miejsce - pasażera. Po godzinnej podróży dotarliśmy na łódzkie lotnisko. Chwilę po nas przyjechali również Winiarscy. 
Po przejściu przez wszystkie odprawy i bramki usiedliśmy w restauracji, aby jakoś umilić sobie czas czekania na samolot. Dzieciaki postanowiły zjeść lody, a my postawiliśmy na smakowicie wyglądający sernik.
- nie boicie się latać ? - zagaiłam
- no co ty ciociu - odparł Oliwier umazany od góry do dołu czekoladowymi lodami - nie jesteśmy tacy strachliwi jak wujek Bartek
- wujek Bartek ?  - spytał zaciekawiona osobą tego całego "wujka"
- Kurek. Bartek Kurek - wyjaśnił szybko Wlazły- jeszcze w poprzednim sezonie grał z nami, później wyemigrował do Rosji
- wujek zawse strasnie panikował i biegał jak debil po całym lotnisku - zaśmiał się Arek
- hej młodzieńcze, jak ty się wyrażasz o wujku? - upomniał go Mariusz
- ale pseciez sam mówileś, że tak się zachowuje, nie pamiętas ? - oburzył się trzylatek
Ich "kłótnia" trwałaby zapewne w nieskończoność gdyby spikerka w porę nie zapowiedziała naszego lotu. Weszliśmy na pokład samolotu i zajęliśmy nasze miejsca,. W pełni przygotowani czekaliśmy na start.
- Olu bo ja się jednak boję.. pielwsy laz lecę, a psy Olim nie chciałem mówić, że się boję bo by się ze mnie śmiał - wyznał Arek
- nie martw się.. ja też boję się latać. Daj rękę, będzie nam raźniej - chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i mocno ją ścisnęłam.
Samolot oderwał się od pasa startowego i wznosił coraz wyżej. Po chwili mogliśmy już odpiąć pasy, więc Mariusz wziął syna na kolana, aby przez okienko mógł podziwiać jak szybujemy ponad chmurami. Cały stres związany z lotem wyparował zarówno ze mnie jak i z Arka. Wspólnie żartowaliśmy i wyobrażaliśmy sobie jacy malutcy muszą być Ci ludzie na dole. 

Po prawie trzygodzinnym locie wylądowaliśmy na francuskiej ziemi. Byliśmy na tym samym lotnisku, co wtedy gdy Mariusz zrobił mi niespodziankę i zabrał na mecze Janowicza. Wróciły wspomnienia z tego wspaniałego weekendu.

Przed lotniskiem czekał już na nas wynajęty samochód. Po ponad półgodzinnej jeździe "rodziną taksówką" dotarliśmy do malowniczej miejscowości Marne-la-Vallee położonej około 30 km od francuskiej stolicy.
- gdzie jesteśmy ? - dopytywał Oliwier
- cierpliwości kochanie, już zaraz zobaczycie jaką to niespodziankę przygotowali wasi tatusiowe - Dagmara pogłaskała syna po głowie.

Wysiedliśmy tuż przed bramą do Bajkowego Królestwa Disney`a. Arek z Olim wyskoczyli z samochodu jak poparzeni, po czym porozglądali się w każdą stronę i stanęli w miejscu, jak przysłowiowe dwa słupy soli.
- smyki zamknijcie morski, bo wam muchy powpadają - zaśmiałam się odbierając od Mariusz swoją walizkę
- ale ciociu, czy my jesteśmy w Disney Land`zie - wydusił w końcu mały Winiarski
- jesteśmy, jesteśmy - pokiwałam głową - a teraz zabierać swoje plecaki i idziemy się zameldować. 
Całą szóstkę ruszyliśmy  w stronę hotelu. Oczywiście dzieciaki prowadziły nasz orszak. Michał odebrał od recepcjonistki nasze klucze, a hotelowy boy zaprowadził nas do apartamentu inspirowanego bajką o Piotrusiu Panie.

Wejście prowadziło do salonu, gdzie stała piękna wiktoriańska sofa, dwa fotele w tym samym stylu, oraz szklany stolik na kawę. Z salonu wchodziło się do wszystkich pomieszczeń, czyli trzech sypialni i dwóch łazienek. Na przeciwległej do głównego wejścia ścianie mieścił się pokój chłopaków, na lewo mój i Mariusza, oraz pierwsza z łazienek, a z prawej strony sypialnia Winiarskich oraz druga łazienka. Oczywiście pokój wyposażony był we wszelakiego rodzaju sprzęty elektroniczne, jak telewizor, czy telefon.

Tatusiowie porozdzielali bagaże, po czym wszyscy poszli się rozpakować i odświeżyć.
- dziękuję, dziękuję, dziękuję !!! - do naszego pokoju wbiegł Arek i zaczął przytulać zarówno mnie jak i Mariusza - Kocham was!
- cieszymy się, że Ci się podoba nasza niespodzianka, a teraz szybko chodźmy na obiad, bo Oli już czeka.
Wlazły wziął syna "na barana" i zeszliśmy do restauracji, która również zawierała bajkowe dodatki.

Po zjedzeniu tradycyjnych francuskich dań postanowiliśmy wybrać się na podbój DisneyLand`u. Przebraliśmy się w lżejsze ubrania i zaopatrzeni w aparaty ruszyliśmy główną ulicą Parku Rozrywki. Mariusz był w swoim żywiole, co można było zauważyć na zrobionych przez niego zdjęciach. Po reprymendzie i wbiciu w chłopaków zasady, że nie oddalamy się samemu i pilnujemy rodziców zaczęliśmy podziwiać Main Street U.S.A. Jest to amerykańska ulica małego miasteczka z początków XX wieku w wiktoriańskim stylu i słodkich kolorach. Z tej ulicy odchodzą mniejsze dróżki prowadzące w inne części Parku. Jeszcze dziś postanowiliśmy wstąpić do Fantasyland - jednej z pięciu tematycznych części DisneyLand`u.
Do krainy Fantazji weszliśmy przez Zamek Śpiącej Królewny. Dzieciaki były pod wrażeniem, mimo tego iż nie zbytnio interesują się "dziewczyńskimi" bajkami. Po obowiązkowym przejeździe filiżankami Alicji w Krainie Czarów postanowiliśmy znaleźć kolejną ciekawą karuzelę.
- tato patrz! Myszak Micki.. ona żyje ! - krzyknął Arek i zaczął prowadzić nas do maskotki sławnej myszy
Po zrobieniu miliarda zdjęć z Myszką Micki i innymi bajkowymi postaciami udaliśmy się w przygodę spędzoną razem z Pinokiem.

Muszę przyznać, że nie tylko Oli i Arek bawili się wyśmienicie. Mariusz z Michałem jak dzieci uczestniczyli w zabawach. Jedynie my z Dagą próbowałyśmy zachować powagę. Do hotelu wróciliśmy w sam raz na kolację, po której nasze smyki od razu poszły spać.
- Daga mogę wejść ? - zastukałam do winiarowej łazienki - Mariusz okupuje drugą łazienkę, a ja muszę tylko zęby umyć i makijaż zmyć..
- jasne wchodź - Winiarska otworzyła mi drzwi. Stała przed lustrem i przyglądała się swojemu zaokrąglonemu brzuchowi
- ciąża Ci służy - zaśmiałam się
- jak każdej kobiecie, kochana. Zobaczymy jak będę gruba jak kangurzyca - westchnęła
- przecież nie będzie tak źle.
- Oluś, przyjdzie i czas na Ciebie, wtedy porozmawiamy - Dagmara uśmiechnęła się i opuściła łazienkę.

Weszłam do pokoju, gdzie Mariusz polegiwał już na łóżku i oglądał jakieś francuskie wiadomości. Nie wiem co on rozumiał z tego dziwnego skrzeczącego języka, ale nie wnikam. Położyłam się obok niego w celu spokojnego zaśnięcia, jednak moje nadzieje na chwilę wytchnienia poszły... w piach. Poczułam jego zimną dłoń na moich plecach, a językiem zataczał kółka na mojej szyi.
- kocham Cię Ola - wyszeptał całując płatek mojego ucha.
- ja Ciebie też, Mariuszku - zaśmiałam się.
- od Ciebie nawet zdrobnienie mojego imienia brzmi słodko - wyznał, po czym zajął się ściąganiem mojej koszulki. 

wtorek, 12 lutego 2013

41.

Siedzieliśmy w milczeniu. Wtuleni w siebie. Nie wiedziałam jak mam do niego zagadać, co mu powiedzieć. Nie do końca zrozumiałam sens jego słów. Znów chcesz ingerować w mój związek - odbijało się w mojej głowie jak echo w górach.
- znów to zrobiła - zaczął Mariusz. Czyżby czytał w moich myślach? - to samo robiła jak byłem jeszcze z Pauliną. Na początku była milutka, udawała, że cieszy się naszym szczęściem, a później miała jakieś urojenia i nic jej nie pasowało. Paulina nie wytrzymała i wyjechała. Jakimś cudem udało mi się ją namówić do powrotu. Ola, zrozum, ze ja nie chcę aby to się powtórzyło, a tym bardziej z Tobą.
- Mariusz, wszystko będzie dobrze - pocałowałam go w czoło
- nie może być inaczej - uśmiechnął się
Tego mi brakowało. Zadowolonego i pewnego siebie Wlazłego. Chwyciłam go za rękę i udaliśmy się z powrotem do domu. Drzwi były zamknięte ale na szczęście Mario znalazł klucze w swojej bluzie. Było późno więc wszystkie światła były pogaszone i zapewne wszyscy już spali. Wepchnęłam się przed siatkarzem do łazienki, ale to i tak mu nie przeszkodziło i gdy ja moczyłam swoje ciało w wannie pełnej wody, on spokojnie brał sobie prysznic. Oszczędność czasu, prawda? Oczywiście jego kąpiel trwała krócej dlatego zdążył mi jeszcze umyć plecy. Następnie jak dzieci przepychaliśmy się przed lustrem, aby mieć lepszą pozycję do mycia zębów. Przez co pasta wylądowała na mariuszowej klatce piersiowej. I niczym para zakochanych na zabój nastolatków zaczęliśmy bitwę na pastę do zębów. Niestety tego typu zabawy kończą się zazwyczaj katastrofą i prędzej czy później ktoś ucierpi. Tak też stało się i u nas. Jeden nieplanowany ruch i miętowa maź znalazła się w okolicach mojego oka.
- Olka ja nie chciałem - panikował - nie trzyj. Zaraz przemyję Ci to wodą.
W końcu udało mu się oczyścić moje oko, choć nie wyglądało ono zbytnio kusząco. Przejrzałam się w lustrze i dotknęłam opuchniętego i zaczerwienionego miejsca.
- do wesela się zagoi - zaśmiał się Mariusz i pocałował mnie w czoło - idziemy spać Słońce. Jutro ostateczna konfrontacja.
Położyliśmy się na ogromnym łóżku i próbowaliśmy zasnąć. Mi prawie się to udało, ale mój kochany siatkarz jak zawsze musiał coś wymyślić.
- wybudujmy dom - bardziej stwierdził niż zapytał jeżdżąc przy tym palcem po moim ramieniu
- dom ? - obróciłam się do niego przodem. Było ciemno, ale księżyc perfekcyjnie oświetlał jego twarz. Dojrzałam jego nieziemskie dołeczki w policzkach. Uśmiecha się.
- no dom. Tak duży budynek. Będziemy mieli własny ogródek, basen. Będzie pięknie - rozmarzył się
- Wlazły, nie zapędzaj się.
- nie chcesz abyśmy zamieszkali gdzieś na obrzeżach z daleka od hałasu miasta? - zaczął bawić się kosmykiem moich włosów. Wiedział, ze takie zachowanie cholernie mnie rozprasza i irytuje.
- chcę. Ale czy to nie za szybko ?
- zanim zbudujemy dom minie trochę czasu...
- poczekajmy z tym - wtrąciłam
- dla Ciebie wszystko kochanie - wpił się w moje usta.

Obudziły nas hałasy dochodzące z korytarza. W mgnieniu oka zerwaliśmy się na równe nogi i wybiegliśmy z pokoju. Fałszywy alarm. To tylko pani Barbara upuściła patelnię.
- przepraszam, że was obudziłam - powiedziała i zabrała narzędzie hałasu z kuchennej podłogi
- nic się nie stało - odpowiedziała z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- mamooo - jęknął Mariusz
- słucham synku ? - Barbara obróciła się w naszym kierunku
- chyba masz coś do powiedzenia Oli, nie uważasz ?
- masz rację kochanie - westchnęła -Olu jestem Ci winna przeprosiny. Poniosło mnie wczoraj. Dopiero gdy wyszliście zrozumiałam, że jestem zbyt opiekuńcza względem Mańka. Przecież mój synek nie jest już małym dzieckiem, a dorosłym facetem. Tak więc, przepraszam Cię, Aleksandro.
- ja też panią przepraszam. Obiecuję pani, że nie skrzywdzę Mariusza, za bardzo go kocham
- w to nie wątpię. A teraz idźcie obudzić Arkadiusza, bo Kazik zaraz wróci ze świeżym pieczywem.
- teraz będzie już tylko lepiej - szepnął Mariusz i obejmując mnie ramieniem zaprowadził do arkowego pokoju.
Mały już nie spał, tylko oglądał książkę obrazkową o zwierzętach. Usiedliśmy obok niego, a on opowiadał nam o poszczególnych zwierzątkach wyrysowanych na kartach książki.
- a wiesz synku, że jutro wyjeżdżamy na wakacje z wujkiem Michałem, ciocią Dagą i Olim ?
- a Ola tez pojedzie ? - dopytywał Blondynek. Trochę mnie to zdziwiło, że zamiast zapytać o cel wyjazdu, najpierw pytał o mnie.
- jasne smyku - przeczochrałam jego włosy
- a gdzie pojedziemy ? - jego źrenice natychmiastowo się powiększyły
- polecimy samolotem, ale nie powiem Ci gdzie - droczył się z synem - a teraz zmykaj do łazienki, bo babcia szykuje pyszne śniadanko.

Po śniadaniu rodzice Mariusza wrócili do Wielunia, a my zaczęliśmy się pakować. Na szczęście wszystkie paszporty, dowody i inne świstki były ważne. Więc jesteśmy już o krok bliżej Disney Landu. Cały czas biegałam po mieszkaniu w poszukiwaniu ważnych rzeczy. Zrobiłam tylko małą przez na obiad przygotowany przez Mistrza Kuchni Wlazłego. Po zjedzeniu pysznej ogórkowej (mam podstawy do stwierdzenia, że chyba mnie nie otruł) zajęłam się pakowanie Arka. i tu było jeszcze gorzej. Mały usiadł sobie na ławce i wymieniał co mam spakować.
- hej kolego, ale musisz się zdecydować albo na pana Pazura, albo na Todzia  - pomachałam mu dwoma miśkami przed nosem
- a nie mozemy wziąć obu ? - zapytał błagalnie, robiąc minę kota ze Shreka.. kurde taki mały, a już pojął taką sztukę przekupstwa.
- nie możemy. Więc albo Todzio, albo Pazur, wybieraj
- Pazul - mruknął i odłożył drugiego pluszaka na swoje miejsce - ale weź jesce ten samochodzik, pliss
- samochodzika nie możemy wziąć. Uwierz mi nie będzie Ci potrzebny tam gdzie jedziemy.
Po półgodzinnym odrzucaniu zabawek wybranych przez Arka zabrałam się za pakowanie swoich ubrań i kosmetyków. Przy swojej walizce spędziłam około dwóch godzin, ale to jeszcze nic.. gdyż Mariusz pakował się jakieś trzy. Więc najlepiej na tym wyszedł Arek, który przez całe popołudnie gapił się w telewizor i przegryzał co chwilę słone paluszki.
Wszyscy postanowiliśmy położyć się wcześniej, bo już następnego dnia o godzinie 8 byliśmy umówieni na lotnisku z Winiarskimi. Tak, więc jeszcze przed wieczorynką Mały powędrował z tatusiem do swojego pokoju, a ja zaszyłam się w łazience. Do wanny wlałam aromatyczne olejki i z ogromnymi mariuszowymi słuchawkami na uszach zaczęłam swój relaks. Nawet nie zauważyłam gdy do pomieszczenia wszedł Wlazły i wepchał się do mojej wanny.
- zimną masz tą wodę - stwierdził i odkręcił kurek z gorącą wodą, tak, że strumień wrzątku padł na moją łydkę
- Wlazły ja Cię kiedyś zabije ! - syknęłam z bólu i podniosłam moją kończynę do góry
- Cichutko kochanie - mruknął i zaczął całować moją stopę powoli przechodząc do wyższych części mojej nogi.

piątek, 8 lutego 2013

40.

W mieszkaniu panowała głucha cisza. Widziałaś jak Mariusz nerwowo obchodzi całe mieszkanie.Weszłaś do kuchni, gdzie od razu twój wzrok przykuła biała karteczka leżąca na blacie.
- pojechaliśmy na małą wycieczkę do Wesołego Miasteczka. Wrócimy wieczorem. Kochamy Was, dziadek, babcia, Arek i Oli - przeczytałam na głos.
- ich pomysły mnie zadziwiają - podsumował Wlazły
- no cóż ja się będę zbierać. Nic tu po mnie - zaśmiała się Daga i szybko ulotniła się z mieszkania.
Nie zdążyliśmy nawet porządnie rozsiąść się w salonie, a tu już ktoś zaczął się dobijać. Nasz gość postanowił nie czekać, aż otworzymy przed nim drzwi tylko sam to zrobił i szybko znalazł się koło nas.
- Maniek, wygrałeś.. - Pliński opadł na kanapę i próbował wyrównać swój oddech - znalazłem w sypialni, salonie, gabinecie i  łazience.
- no mówiłem, że tak będzie. Stówka moja - wyszczerzył się i odebrał swoją wygraną od Daniela
- ja będę leciał. Bo Martusia czeka na dole - środkowy pożegnał się i wybiegł z mieszkania.
- skąd wiedziałeś ? - zapytałam po chwili
- sam pomogłem mu je chować.. nie znalazł jeszcze tych w gościnnym - zaśmiał się
- jesteście nienormalni.
- ale i tak mnie kochasz.. - mruknął i namiętnie mnie pocałował.
- wybierzmy się na spacer.. - rzuciłam
- aaa właśnie, bo ja mam taką niespodziankę - znów na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech - za dwa dni wyjeżdżamy do Disney Landu z Winiarskimi.
- poważnie ?
- jak najbardziej.. - skradł mi buziaka.
- no to czas najwyższy iść na zakupy !
Ochoczo podniosłam się z kanapy i pobiegłam do sypialni. Przebrałam się i  wróciłam do Mariusza, który od mojego wyjścia nie zmienił swojej pół leżącej pozycji. Dopiero gdy usłyszał jak stukam obcasami o kafelki przebudził się i zmierzył mnie wzrokiem
- znowuu szpilki - jęknął
- a co ci się w nich nie podoba ? - stanęłam na jednej nodze, a drugą leciutko podniosłam do góry i kręciłam stopą w prawo i w lewo
- bo lubię jak jesteś taka malutka - pokazał palcami
- wolę chociaż sięgać twoich ramion siatkarzu - cmoknęłam go w policzek i pociągnęłam w stronę wyjścia z mieszkania.
Ten jednak zatrzymał się i gestem ręki pokazał, że mam zaczekać. Wrócił po chwili ze swoją nowiuteńką lustrzanką, którą kupił sobie po wygraniu z Resovią. Zanim wyszliśmy z bloku Mariusz zdążył zrobić mi już chyba setkę zdjęć. Otworzył swój samochód.
- Mogę poprowadzić ? - zrobiłam maślane oczka, a usta wygięłam w najsłodszy dzióbek ever.
- no ty chyba sobie żartujesz - prychnął i usiadł na miejscu kierowcy
- dlaczego nie mogę ? - drążyłam temat
- bo to jest moje autko i nie chcę aby coś mu się stało, a parę razy widziałem jak rozbijasz się Skodą.. - odpalił silnik i wyjechał z parkingu. Z oburzoną miną zapięłam pas bezpieczeństwa - może kiedyś - westchnął widząc jak się dąsam.
Od razu uśmiech wkradł się na moją twarz. Porwałam jego aparat i zrobiłam kilka zdjęć Mariuszowi. Później pooglądałam, te które on zrobił mi. Usunęłam te na których grubo wyszłam, za co dostałam niewielki ochrzan od autora. W końcu zaparkowaliśmy pod Manufakturą i zaczęliśmy sklepowy maraton. Po trzech godzinach chodzenia w tą i z powrotem, tonie przymierzonych ubrań i milionie uwag usiedliśmy w kawiarence. Zamówiliśmy desery lodowe i oczywiście Wlazły pochłonął pół mojej porcji po jakby mogło być inaczej. po tej krótkiej przerwie znów zaczęliśmy chodzić po sklepach, bo przecież za nim doszliśmy do wyjścia z galerii po drodze minęliśmy setki butików. Tak więc ja wdzięcznie, nóżka za nóżką spacerowałam po jasnych płytkach. U Mariusz z tą gracją było trochę gorzej. Wlókł się za mną obładowany torbami, z praktycznie każdym logiem sklepu, który mieści się w Manufakturze. Ale to jeszcze nie koniec. Najlepsze było tuż przed wyjściem, gdy mojego tragarza napadła zgraja fanek. Jego mina była bezcenna. Odłożył zakupy na bok i zaczął składać swoje cenne podpisy na czym tylko się dało. Jedna panienka chciała nawet autograf na swoim biuście, ale Maniek widząc mój morderczy wzrok zaniechał bazgrania bo jej silikonowych piersiach. Zanim uporał się z kibicami, których ni stąd ni zowąd pojawiło się jeszcze więcej minęło jakieś pół godziny. Wlazły odetchnął głęboko policzył do dziesięciu i zaczął zbierać markowe torby z podłogi. Gdy w końcu się ogarnął wyszliśmy z Centrum Handlowego. Siatkarz zapakował zakupy do bagażnika i usiadł na swoim stałym miejscu.
- nigdy nie pójdę z Tobą na zakupy! Nigdy! - marudził odpalając silnik
- też Cię kocham Skarbie - pocałował go w policzek i ponownie przepasałam się pasem bezpieczeństwa.
- pięć godzin łażenia po sklepach i co z tego mam ? - grymasił... No gorzej niż Arek, normalnie
- po pierwsze masz satysfakcję. po drugie nowe koszulki, spodnie i adidasy
- równie dobrze mógłbym zamówić wszystko przez internet - twardo trzymał się obranej przez siebie teorii
- ale wtedy nie spotkałbyś swoich fanów - pokazałam mu język - a tak poza tym to ta ruda z cyckami był niezła prawda?
- to jest pytanie podchwytliwe, więc cokolwiek odpowiem i tak będzie źle..
- rozgryzłeś mnie - westchnęłam.
- znam Cię na wylot Mała - zaśmiał się
- tylko nie mała... no proszę - jęknęłam. Nienawidziłam jak ktoś wykorzystywał mój wzrost do swoich niecnych celów. A Mariusz dobrze o tym wiedział.
Dojechaliśmy pod mieszkanie. Było grubo po osiemnastej. Przed blokiem stał samochód Seniorów Wlazły.
- witam państwie - przywitałam się
- ach witajcie kochani. I jak impreza się udała? I widzę nawet zakupy były.. - pani Barbara na wstępie zaczęła swoją gadkę - chodźcie na kolację. Odwieźliśmy Oliwiera do Winiarskich. No siadajcie, siadajcie. Arek, tata już przyjechał.
Młody szybko wybiegł ze swojego pokoju i przywitał się zarówno ze swoim ojcem jak i ze mną. Wspólnie zjedliśmy przygotowaną przez Basię kolację. Po czym wybijaliśmy rodzicom Mańka nocny powrót do Wielunia. Udało się! Pan Kazimierz postanowił uśpić Arka, Mariusz grzebał w internecie, a ja z panią Barbarą zaszyłyśmy się w kuchni i zaczęłyśmy zmywać brudne naczynia.
- wiesz Olu, jesteś dla Mariusza bardzo bliską osobą - zaczęłam swój monolog - znacie się od piaskownicy i  widać, że jemu na prawdę zależy na tobie. I ja bym się chciała upewnić, czy ty na prawdę chcesz związać się z moim synem, czy raczej  jest on dla Ciebie tylko jakimś mało ważnym epizodem ? Nie zrozum mnie źle. Maniek wiele wycierpiał.. nieudane małżeństwo z Pauliną przelało czarę goryczy. Nie chcę żeby znów kogoś stracił, bo wiem, że po tym może się już nie pozbierać.
- o czym tak dyskutujecie  ? -  o wilku mowa... 
- a takie tam babskie pogawędki - Barbara machnęła ręką i zaczęła wycierać umyte już talerze
- ta jaasne- mruknął Mariusz - ja już znam twoje babskie pogawędki.. znów chcesz ingerować w mój związek - rzucił ozięble i wyszedł z pomieszczenia kierując się w stronę sypialni.
Gdy usłyszałam trzask drzwi od razu zerwałam się z miejsca i przepraszając mamę siatkarza ruszyłam za nim. Myliłam się nie wszedł do sypialni, tylko wyszedł z mieszkania. Narzuciłam na siebie jego klubową bluzę, gdyż dzisiejszy wieczór nie należał do najcieplejszych i wybiegłam za nim. Przez dłużą chwilę krążyłam po okolicy, aż w końcu znalazłam go na jednej z parkowych ławeczek. Usiadłam obok niego i mocno go przytuliłam. Wiedziała, że potrzebuję teraz bliskości kogoś zaufanego.

niedziela, 3 lutego 2013

39.

Rano obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Pozbierałam bieliznę i nałożyłam ją na siebie, po czym jeszcze złapałam mariuszową koszulkę i zeszłam na dół. W kuchni spotkałam Plińskiego. Usiadłam na blacie i popijałam wodę mineralną.
- nie wiele z wczoraj pamiętam. Wiem tylko że masz fajny koronkowy stanik i zajebiście wyrzeźbiony brzuch - zaśmiał się Daniel
- Mariusz ubrałbyś się - parsknął środkowy widząc schodzącego po schodach Wlazłego
- cicho mi tam. Ludzie tu chcą spać - jęknął Woicki i obrócił się na drugi bok. Poprawił przy tym swój materac, którym był miękki salonowy dywan Winiarskich
- przecież jestem ubrany - kapitan ściszył głos i wskazał na swoje jasne dżinsy.
- o moja Matko Boska, ja mówię o koszulce - Plina złapał się za głowę
- ty lepiej popatrz na siebie. Wcale nie wyglądasz lepiej.
Faktycznie. Daniel miał na sobie jedynie slipki (i to nie byle jakie, tylko z logiem PGE Skrywa Bełchatów!) Oraz swoją wczorajszą koszulkę.
- czepiasz się jak rzep psiego ogona. A właśnie nie wiecie gdzie Daguś trzyma jakieś proszki na głowę ?
- chyba - Mariusz zmarszczył czoło i próbował odnaleźć w swojej głowie prawidłową odpowiedź - w drugiej szufladzie.
- tutaj? - dopytywał Pliński.
- no tutaj tutaj - burknął Wlazły, który bardziej niż pomocą kumplowi zajęty był macaniem mojego uda.
- ty ale tu nie ma proszków... są tylko prezerwatywy - rzucił na blat kilka opakowań - myślisz że oni tutaj ten tego? - środkowy śmiesznie poruszył brwiami a ja natychmiastowo zeskoczyłam z kuchennej szafki
- idę o dwie stówy że tego tutaj jest więcej. Stoi? - Wlazły wyciągnął rękę w stronę swojego klubowego kolegi
- stoi. Oluś przetnij.
- co wam stoi? - do naszego grona dołączył zaspany Winiarski. Daniel szybko odłożył swoje znaleziska na miejsce
- sprawdzaliśmy czy mój samochód jeszcze stoi na podjeździe - wyszczerzyłam się i chwytając Mariusza za rękę zaciągnęłam go w stronę schodów.
Weszliśmy do zajmowanego przez nas pokoju.
- jaka ty jesteś niewyżyta słonko - stwierdził gdy zdejmowałam z siebie jego koszulkę. Po chwili był już obok mnie, a swoje wielkie dłonie ułożył na moich biodrach
- no ty chyba sobie kpisz. Ja niewyżyta? Ty popatrz na siebie erotomanie! Ja tu kulturalnie chce ci oddać koszulkę a ty mi z takim tekstem wyjeżdżasz.. ech, szkoda słów
- czyli nie? - na zawołanie wygiął usta w kształt podkowy
- nie myślałeś kiedyś żeby zostać mimem? Albo aktorem? Masz wspaniałą mimikę twarzy - klepnęłam go w policzek.
- a wiesz że ja się jeszcze z tobą dziś nie przywitałem - uśmiechnął się cwaniacko i posadził na komodzie.
Siatkarz wpił się w moje usta i zaczął mocować się z zapinaniem mojego biustonosza.
- Mariusz przestań - jęknęłam czując jego dłonie na swoich plecach
- tutaj przynajmniej Arek nam nie przeszkodzi - wyszeptał i musnął moją szyję
- ale taki Cupko owszem - zaśmiałam się i wskazałam na stojącego w drzwiach Konstantina.
Wlazły przeklął pod nosem i narzucił na mnie swoją koszulkę, po czym wzrokiem Bazyliszka spojrzał w stronę Serba.
- ja was niezmiernie dziękuję. Ale nie słyszeliście gdzieś Alka ? - spytał niepewnie Kostek
- chyba niezmiernie dziękuję i nie widzieliście gdzie Alka - poprawiłam go.
- no może. Mniejsza o to więc jak widzieliście, czy nie ? - dopytywał się przyjmujący
- niestety nie, ale z chęcią pomogę Ci go szukać. Tylko najpierw coś na siebie ubiorę - uśmiechnęłam się.
Gdy tylko Cupković opuścił pokój zeskoczyłam z komody i omijając Mariusza podeszłam do krzesła na którym wisiały moje spodnie. Ubrałam je i to samo zrobiłam z moją koszulą.
- ubierz się kochanie - rzuciłam w Mańka jego koszulką i posyłając mu buziaka w powietrzu opuściłam pokój. Na korytarzu czekał już na mnie Konstantin. - sprawdzałeś na dole ?
- nie ma go - zasmucił się
- więc poszukajmy w pokojach - zaproponowałam ochoczo i otworzyłam pierwsze drzwi.
W pomieszczeniu zastaliśmy Martę nad którą z butelką wody czuwał Daniel. Przeprosiliśmy ich za wtargnięcie  i skierowaliśmy się do następnych drzwi. Tym razem natchnęliśmy się na właścicieli domostwa. Kolejny pokój stał się strzałem w dziesiątkę. Na łóżku zastaliśmy śpiącego w najlepsze Aleksandara. A najdziwniejsze było to, że trzymał w objęciach całkiem nagą Angelikę.
- chyba nie tylko u was w nocy było namiętnie - zaśmiał się Cupoko i jak najszybciej znaleźliśmy się na korytarzu.
- będę sobie musiała z nią poważnie porozmawiać - podsumowałam.
Zeszliśmy na parter, gdzie zgromadzili się już prawie wszyscy. Winiar zamawiał tony pizzy, a Daga zaszyła się w kuchni i nalewała każdemu soku. Postanowiłam jej pomóc w roznoszeniu. Gdy już każdy był zaopatrzony w wypełnioną szklankę przysiadłam się do Mariusza. Usiadłam mu na kolanach i wzięłam łyka z jego szklanki. Chwilę później na schodach ukazał się Aleks i Angela. Kostek od razu zaczął gwizdać i gratulować Atanasijevicowi. Atakujący na początku nie wiedział za bardzo o co chodzi, ale szybko zorientował się, że został przyłapany "na gorącym uczynku".
Nasze śniadanie przybyło po dwudziestominutowym oczekiwaniu. Wszyscy "na hura" rzucili się na kartonowe pudełka i w trymiga opróżnili ich zawartość.
I znów nieoczekiwanie po domu przeszedł dźwięk dzwonka do drzwi.
- kogo tam do jasnej ciasnej znowu niesie ? - mruknął Michał i poszedł otworzyć.
- przepraszam ja po brata - usłyszeliśmy cienki kobiecy głos
- zapraszam.
Do salonu weszła młoda, około dwudziestodwuletnie rudowłosa kobieta. Jej wielkie zielone oczy przykuwały spojrzenia wszystkich obecnych. Dziewczyna nieśmiało się uśmiechnęła, a już po chwili stał koło niej Muzaj.
- jak się bawiłeś braciszku ?  - zapytała - chuchnij..
- Iśka nie przesadzaj, przecież pełnoletni już jestem - jęknął Maciek
- matka mnie ukatrupi jak sprowadzę Cię na złą drogę - westchnęła siostra młodego atakującego
- Młody, a może przedstawisz nam swoją siostrę - zaproponował Bąkiewicz
- jasne - mruknął Muzaj - to jest Iśka.. znaczy Iza. Iza to są siatkarze...
- miło mi Cię poznać - Janowicz podszedł do niej, a w jego oczach widać było te wariujące iskierki. Czyżby nasz tenisista poczuł mięte to Izy ? - Jerzy jestem - ucałował jej dłoń.
Maciej położył swoją dłoń na czole i zaczął kręcić z politowaniem głową. Kto by pomyślał, że Jerzyk jest takim dżentelmenem.
- Iśka, jedziemy - zarządził stanowczo Muzi - bierzemy ze sobą Kacpra, Damiana i Jędrzeja.
- jasne - rzuciła panna Muzaj nawet nie patrząc na swojego brata. Bardziej interesowały ją oczy Jurka.
- Winiar dzięki za imprezę na prawdę świetnie się bawiliśmy - cała czwórka pożegnała się z resztą towarzystwa, a Maciek na siłę wyciągnął swoją siostrę z domu.
- Olkaaa, załatw mi do niej numer... błagałaaaaam - prosił tenisista, gdy tylko ognistowłosy obiekt jego westchnień zniknął z jego pola widzenia.
- lepiej poproś Muziego - zaśmiał się Cedzyński - ale ostrzegam, że z tym numerem łatwo nie będzie.
- Bartek nie strasz go. Chłopak tu się zakochał od pierwszego wejrzenia, a ty go zniechęcasz - skarciłam przyjmującego - Jerzyk nie martw się. Widziałam jak na Ciebie patrzy. Jest już Twoja - puściłam mu oczko.
Około jedenastej wyruszyliśmy w drogę powrotną. Zaraz za nami wyjechała również Dagmara, która jechała odebrać syna. Chwilę później byliśmy już w mieszkaniu ale ku naszemu zaskoczeniu nie zastaliśmy tam nikogo.


_____________________________________________________________
przepraszam, przepraszam, przepraszam...
wiem, że nawaliłam, bo na żadnym z blogów nie dodałam rozdziału ani w piątek ani w sobotę. Ale miałam ku temu ważne powody.
W piątek byłam na szkolnej dyskotece, a w sobotę spełniałam swoje marzenia w kieleckiej Hali Legionów, gdzie moja Skra pokonała 3:1 miejscowy Effector.
Wyrodny kibic ze mnie... nie dopingowałam drużyny mojego województwa.. no ale takie są uroki siatkówki..
Więc jeszcze raz ogromnie przepraszam, lub jak to powiedział w dzisiejszym opowiadaniu Cupković - ja was niezmiernie dziękuję :)
wybaczycie ? :)