czwartek, 28 lutego 2013

44.

Po upojnej nocy obudziłam się z głową na klatce piersiowej Mariusza. Siatkarz nie spał. Bawił się kosmykami moich włosów nawijając je sobie na palce. 
- witam moją piękną narzeczoną - uśmiechnął się i delikatnie musnął moje wargi swoimi.
W ułamku sekundy znalazł się nade mną i opierając się na dłoniach zaczął całować moją szyję i ramiona.
- Wlazły, mało ci jeszcze ? - zaśmiałam się, ale on nie zamierzał zaprzestać podjętych działań.
- tatooo - do pokoju jak torpeda wpadł Arek. Mariusz od razu zszedł ze mnie i położył się na swojej połowie łóżka - ciocia Daga kazała was obudzić bo się spóźnimy.
- już idziemy. Spakowałeś wszystko ? - rzucił jeszcze przykładny tatuś. Mały tylko kiwnął głową i wybiegł z pokoju.
Nie wytrzymałam i po prostu wybuchnęłam śmiechem. Z resztą Maniek był nie lepszy. Zwijał się na łóżku niczym zaskroniec.
- nie szczerz się - wydusił wreszcie, choć sam nie mógł zapanować nad swoim śmiechem.
- już drugi raz wchodzi w najmniej odpowiednim momencie.. jeszcze kilka razy i zacznie się dopytywać
- e tam - machnął ręką - najwyżej zostanie jakimś erotomanem, czy seksoholikiem..
- Mariusz ty mówisz o własnym dziecku! - sprowadziłam go na ziemię
- no przecież żartuje - mruknął przygryzając skórę na mojej szyi
- na dzisiaj wystarczy panie Wlazły - skwitowałam z uśmiechem i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Właśnie kończyłam brać prysznic, gdy do po mieszczenia jak gdyby nigdy nic wparował Mariusz. Owinęłam się ręcznikiem i przed lustrem dokonywałam ostatnich kresek mojego makijażu. Z torby wygrzebałam ubrania i  w pełni gotowa dopakowałam swoje walizki. Zanim szanowny pan siatkarz wyszedł z łazienki zdążyłam pomóc spakować się Arkowi i dopiąć obszerną walizkę Winiarskiej.
Zjedliśmy nasz ostatni posiłek w DisneyLand'zkiej restauracji. Nasi mężczyźni zajęli się wyniesieniem i włożeniem bagaży do samochodu, po czym sami zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy w kilku
dziesięciominutową podróż na paryskie lotnisko. Bez problemu przeszliśmy przez wszystkie bramki i kontrole, więc zostało nam tylko czekać na samolot. Winiarscy ulotnili się do jakiegoś sklepiku, aby zakupić kilka pamiątek, bo jednak nie ma to jak kupować wszelakiego rodzaju drobiazgi na lotnisku.
- Arek chcielibyśmy Ci coś powiedzieć - zaczął Mariusz, a ja bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z tematu naszej rozmowy
- kolejna niespodzianka ?! - malcowi, aż iskierki w oczach zabłysły
- można tak powiedzieć - zaśmiałam się i poczochrałam jego blond czuprynkę
- poprosiłem Olę o to żeby została moją żoną - Wlazły posadził syna na swoich kolanach, a ja usiadłam obok nich na białej skórzanej kanapie.
- to teraz Ola będzie moją mamusią ?
- smyku, mamusię masz jedną.. na mnie możesz mówić po prostu Ola. - uśmiechnęłam się.
- albo ciociu  - dorzucił entuzjastycznie Mario
- ja chyba jednak wolę Ola - skwitowałam.
Przytuliłam Arka, a zaraz po tym na horyzoncie pojawili się Winiarscy z reklamówką pamiątek, począwszy od miniaturowej wieży Eiffela, a skończywszy na modelu samolotu. Misiek chyba nie ma na co pieniędzy wydawać.
- i jak tam się czuję przyszła pani Wlazły ? - zagaiła Dagmara, gdy podążaliśmy już w stronę wejścia do naszego samolotu.
- a powiem Ci, że normalnie - zaśmiałam się i obróciłam pierścionek wokół palca.
- Maniek, nie starasz się.. -Daga  zwróciła się tym razem do mojego... narzeczonego.. - Ola nie dostrzega żadnej różnicy pomiędzy zmianą statusu z partnerki na narzeczoną.
- poczekaj, aż wrócimy do Polski - odparł rozbawiony Mariusz i wrócił do rozmowy z Michałem.
Dzieciaki jak cienie podążały za swoimi ojcami, próbując naśladować wszystkie ich gesty, czyli wymachiwały na okrągło w każdą stronę rękami.
- wiesz co my tu musimy się wybrać kiedyś na zakupy.. babski weekend w Paryżu.. co ty na to  ? - rzuciła, a Dagmara od razu podłapała pomysł i pobiegła do swojego męża w celu dogadania szczegółów wyjazdu.
Ach ten jej zapał do robienia zakupów. Jedno głupie zdanie, a ona już wszystko planuje.
Zajęliśmy nasze miejsca w samolocie i po chwili wznosiliśmy się już ponad ziemią.
Gdy tylko wylądowaliśmy na lotnisku w Łodzi rozdzieliliśmy się i każdy odjechał w swoją stronę. Z ledwością weszliśmy po schodach na nasze piętro, gdyż inteligentna winda akurat dzisiaj musiała się zepsuć.. ironia losu. Zanim zdołałam znaleźć w torebce klucze, Mariusz zdążył już wnieść wszystkie nasze torby i razem z Arkiem czekali aż wpuszczę ich do mieszkania. Po wyrzuceniu zawartości mojej torebki wreszcie odnalazłam klucze i wpuściłam zniecierpliwionych facetów do środka. Arek jak na młodego dżentelmena przystało pomógł pozbierać mi moje klamoty z ziemi i chwytają za uchwyt największej walizki próbował wciągnąć ją do domu. Zabrałam od niego bagaż, a dałam mu jego plecaczek podróżny, który oczywiście był z logiem PGE Skry Bełchatów, jak praktycznie wszystko w naszym mieszkaniu.
Po rozpakowaniu wszystkich ubrań i wstawieniu prania pojechaliśmy na zakupy, gdyż nasza lodówka świeciła pustkami.
- kupmy żelki ! - krzyknął uradowany Malec i pobiegł w stronę działu ze słodyczami.
Zaraz za nim zrobił do Wlazły Senior i tak dwójka "dzieciaków" buszowała miedzy półkami z batonikami, czekoladami, chipsami i gazowanymi napojami.
Z koszyki załadowanym po brzegi produktami spożywczymi i chemicznymi ustawiliśmy się z niezmiernie długiej kolejce do kasy. Mariusz rozdał kilka autografów i po półgodzinnym poruszaniu się w żółwim tempie w stronę uśmiechniętej od ucha do ucha kasjerki zapłaciliśmy za zakupy.
Przy okazji zjedliśmy obiadokolacje w McDonaldzie, ponieważ Arek bardzo chciał iść na frytki.
Po powrocie do mieszkania uzupełniłam produktami lodówkę i zrobiłam jeszcze kilka kanapek. Mariusz poszedł położyć syna spać, a ja z kubkiem owocowej herbaty usiadłam przed telewizorem.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w zdobiący mój palec pierścionek. Tak dużo łączy mnie z Wlazłym.. a to, że po latach znów się spotkaliśmy było tylko czystym przypadkiem. Ktoś bardzo dokładnie zaplanował sobie moje losy i nasze ponowne spotkanie. Ale w sumie jestem temu komuś dozgonnie wdzięczna, bo dzięki jego pomysłom mam w końcu kogoś na prawdę bliskiego. Mam mojego Mariusz, którego kocham ponad życie i nie wyobrażam sobie życia bez Niego. Miłość jest wyjątkowym uczuciem, którego każdy z nas powinien doświadczyć. O miłości nie da się pisać. Miłość trzeba przeżyć.


________________________________________
GRATULACJĘ DLA NASZEGO KAMILA "MISTRZA" STOCHA ! <3 

taki rozdział o niczym.

Pozdrawiam. 

środa, 20 lutego 2013

43.

W DisneyLadnzie bawiliśmy się jak nigdy. Przejechaliśmy się wszelkimi kolejkami i nawet odwiedziliśmy Dom Strachów, choć mi ten pomysł zbytnio się nie spodobał, ale przed dzieciakami musiałam udawać twardą. I nawet nie udało nam się zgubić podczas spacerowania po obiekcie, co uważam za wielki sukces.
Dwa dni przed wylotem postanowiliśmy zwiedzić jeszcze Paryż. Po kilku godzinnym chodzeniu po nudnym muzeum postanowiliśmy przeprosić panią, która nas oprowadzała i z sztucznym uśmiechem na ustach Winiarski przekazał jej smutną wiadomość iż niestety mamy ważną sprawę do załatwienia i musimy zakończyć nasz pobyt w muzeum. Naszą arcyważną sprawą był rejs Sekwaną.
- ale tu ładniee - zachwycał się Arek
- tak romantycznie - zawtórował mu Oli - wujku mogę pożyczyć aparat ? Zrobię wam zdjęcie..
Mariusz podał Winiarskiemu swoją lustrzankę, a Oliwier niczym zawodowy fotograf zaczął ustawiać nas do zdjęcia. Najpierw zrobił kilka ujęć swoim rodzicom, a potem przyszła kolej na nas.
- wujku obejmij ciocię - zarządził - a teraz się pocałujcie.
Spełniliśmy jego prośbę, po czym do naszej dwójki dołączył Arkadiusz. Po całej sesji fotograficznej przenieśliśmy się na wieżę Eiffela.
- pamiętasz kochanie... to właśnie tutaj Ci się oświadczyłem - wspominał Michał
- ależ skarbie, przecież ty mi się oświadczyłeś podczas Wigilii u moich rodziców - spierała się z nim małżonka
- uuuu. tato jak mogłeś zapomnieć o tak ważnym dniu - zaśmiał się Oli
- no właśnie Michale jak mogłeś - do młodego Winiara dołączył również Wlazły
- boże ja cy wy ciemni i puści jesteście -  podsumował wszystkich Misiek
- nie używaj takich określeń przy dzieciach - skarciła go Dagmara
- dobrze Daguś, ale żeby potem nie było na mnie - mruknął
Nie zrozumiałam tych dziwnych aluzji Winiarskiego, ale wolałam nie zagłębiać się w jego tok myślenia. Zwiedziliśmy niemal pół Paryża, po czym wróciliśmy do naszego disney'owskiego hotelu. Oczywiście nastała pora kolacji, na której to serwowali żabie udka, ślimaki i inne płazy, których ja nie miałam zamiaru spożywać. Na szczęście w menu były też normalne potrawy, więc udobruchałam swój żołądek przepysznym omletem z owocami lasu.

Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się na pole golfowe. W przeciwieństwie do mnie i Dagmary Arek z Olim szybko opanowali umiejętność trzymania kija i wykonywania uderzeń. My musiałyśmy zadowolić się lekcjami do naszych prywatnych instruktorów, czyt. partnerów. Prowadzona i przytrzymywana przez Mariusza wykonałam swoje pierwsze uderzenie. Może nie było zbyt celne, bo piłeczka wylądowała w pobliskim stawiku, ale zawsze coś.
- i tak wolę tenis  - mruknęłam gdy udało nam się zaliczyć wszystkie dołki
- a ja myślałem, że siatkówkę - mruknął Maniek i otarł wyimaginowaną łezkę.
- preferuje sporty indywidualne - pokazałam mu język
- ale przecież w tenisa można grać we dwie osoby, co nie Misiek ? - zagaił Wlazły - pamiętasz jak kiedyś graliśmy ?
- pamiętam, pamiętam. Nie mogłeś trafić rakietką w piłeczkę - zaśmiał się Winiar
- o tym mogłeś nie wspominać - skarcił go
Ostatecznie naszej golfowej batalii nie wygrał nikt, gdyż inteligentny Michał zapomniał zapisywać wyników. Oczywiście cały sukces przypisali sobie Arek z Olim, a my nie chcąc psuć im zabawy poparliśmy ich wywody.
Po obiedzie jeszcze raz postanowiliśmy przejechać się na najciekawszych karuzelach. Znów poczułam się jak mała dziewczynka, która nie ma żadnych zmartwień i problemów na głowie.
Zaraz po kolacji dzieciaki poszły spać, gdyż jutro rano odlatywaliśmy już z paryskiego lotniska z powrotem do Polski. Pomogłam Arkowi przygotować się do snu, po czym obu chłopaków zostawiłam pod czujnym okiem wujka Michała, który dziś miał ukołysać ich do snu.
- Olu przejdziesz się ze mną jeszcze raz po parku ? - zapytał Mariusz chwytając moją dłoń.
Przystałam na jego propozycję i spacerkiem przemierzaliśmy disneyowskie alejki. Z uśmiechami na twarzach oglądaliśmy księżyc odbijający się w stawie. W końcu dotarliśmy do Zamku Śpiącej Królewny.
- chodź tutaj  - zadecydował Wlazły i pociągnął mnie w swoją stronę
- ciołku nie umiesz czytać ? Tu piszę : ZA-KA-Z WSTĘ-PU. -  przeczytałam napis na czerwonej tabliczce
- chodź i nie marudź - wciągnął mnie w wąski korytarz.
Schodami weszliśmy na górę, aż dotarliśmy do małego balkoniku z którego widok rozchodził się na cały Park. Na balkonie stał mały okrągły stolik nakryty białym obrusem oraz dwa pięknie zdobione krzesła. Mario odsunął jedno z nich i przykazał mi usiąść na nim. Po chwili zza drzwi wyłonił się kelner z butelką czerwonego wina. Zapalił świece i postawił przed nami wykwintne dania. Nie pytając o nic zaczęłam zjadać swoją porcję, co chwilę dyskretnie spoglądając w stronę siatkarza, który w pewnym momencie nieoczekiwanie wstał ze swojego miejsca. Stanął przede mną i wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku. Uścisnęłam ją i stanęłam przed nim. Mariusz uklęknął na jedno kolano, a z kieszeni swoich dżinsów wyjął czerwone pudełeczko. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Sprytnie otworzył pudełeczko, a moim oczom ukazał się przepiękny pierścionek zaręczynowy z białego złota.
- Aleksandro, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie ?
- tak, Mariusz, tak - aż pisnęłam z radości.
Siatkarz podniósł się i włożył na mój palec pierścionek, po czym nasze wargi złączyły się w namiętnym pocałunku.
- kocham Cię Olka ! - krzyknął, a ludzie przechodzący akurat obok Zamku popatrzyli się na nas jak na jakiś niedorozwojów - patrz co miłość robi z człowiekiem - zaśmiał się.
Wtuliłam się w jego tors, od którego emanowało niezwykłe ciepło. Zaczęło robić się chłodno, więc wolnym krokiem zmierzaliśmy ku hotelowi. Nawet nie przekroczyliśmy progu, a już zaatakował nas osobnik zwany Michałem Winiarskim.
- i jak? i jak ? i jak ? - skakał wokół nas jak małpa, no gorzej niż jakaś psiapsióka
- Misiek, daj im spokój. Pozwól im napawać się tą chwilą - powstrzymywała go Daga - nie pamiętasz jak to było z nami ?
- ach pamiętam. Jak tylko wróciliśmy z wieży Eiffela zaszyliśmy się w sypialni - Winiar charakterystycznie poruszył brwiami
- złotko ile razy Ci mam jeszcze powtarzać, że poprosiłeś mnie o rękę na wigilii ?
Cichaczem przemknęliśmy do naszego pokoju zostawiając zdezorientowanego Michała na pastwę losu zawziętej Dagmary.

______________________________________
a macie tutaj taką niespodziankę :D
poniosło mnie ! :D
ale zaraz kończę tą sielankę, bo pani Pawlińska wpadnie z super ciekawą wiadomością :D

niedziela, 17 lutego 2013

42.

Obudził mnie ciężar wciskający moje ciało w miękki materac. Otwarłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą od uch do uch twarzyczkę Arka.
- tata kazał Cię obudzić, bo inaczej spóźnimy się na lotnisko - oznajmił, po czym zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju.
Zrzuciłam nogi na podłogę, i odszukałam swoje kapcie. Przeciągnęłam się w każdą możliwą stronę i poszłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic aby doprowadzić cały mój organizm do normalnego funkcjonowania, a następnie wysuszyłam włosy i zrobiłam sobie makijaż. Z garderoby wyciągnęłam rurki z cienkiego materiału i białą bokserkę. Panowie czekali już ze śniadaniem, więc szybko zjedliśmy przygotowane kanapki i wyszliśmy z mieszkania, uprzednio sprawdzając trzy razy czy aby na pewno wszystko zabrane, a urządzenia elektryczne powyłączane. Przypięłam Małego do fotelika, a sama zajęłam swoje miejsce - pasażera. Po godzinnej podróży dotarliśmy na łódzkie lotnisko. Chwilę po nas przyjechali również Winiarscy. 
Po przejściu przez wszystkie odprawy i bramki usiedliśmy w restauracji, aby jakoś umilić sobie czas czekania na samolot. Dzieciaki postanowiły zjeść lody, a my postawiliśmy na smakowicie wyglądający sernik.
- nie boicie się latać ? - zagaiłam
- no co ty ciociu - odparł Oliwier umazany od góry do dołu czekoladowymi lodami - nie jesteśmy tacy strachliwi jak wujek Bartek
- wujek Bartek ?  - spytał zaciekawiona osobą tego całego "wujka"
- Kurek. Bartek Kurek - wyjaśnił szybko Wlazły- jeszcze w poprzednim sezonie grał z nami, później wyemigrował do Rosji
- wujek zawse strasnie panikował i biegał jak debil po całym lotnisku - zaśmiał się Arek
- hej młodzieńcze, jak ty się wyrażasz o wujku? - upomniał go Mariusz
- ale pseciez sam mówileś, że tak się zachowuje, nie pamiętas ? - oburzył się trzylatek
Ich "kłótnia" trwałaby zapewne w nieskończoność gdyby spikerka w porę nie zapowiedziała naszego lotu. Weszliśmy na pokład samolotu i zajęliśmy nasze miejsca,. W pełni przygotowani czekaliśmy na start.
- Olu bo ja się jednak boję.. pielwsy laz lecę, a psy Olim nie chciałem mówić, że się boję bo by się ze mnie śmiał - wyznał Arek
- nie martw się.. ja też boję się latać. Daj rękę, będzie nam raźniej - chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i mocno ją ścisnęłam.
Samolot oderwał się od pasa startowego i wznosił coraz wyżej. Po chwili mogliśmy już odpiąć pasy, więc Mariusz wziął syna na kolana, aby przez okienko mógł podziwiać jak szybujemy ponad chmurami. Cały stres związany z lotem wyparował zarówno ze mnie jak i z Arka. Wspólnie żartowaliśmy i wyobrażaliśmy sobie jacy malutcy muszą być Ci ludzie na dole. 

Po prawie trzygodzinnym locie wylądowaliśmy na francuskiej ziemi. Byliśmy na tym samym lotnisku, co wtedy gdy Mariusz zrobił mi niespodziankę i zabrał na mecze Janowicza. Wróciły wspomnienia z tego wspaniałego weekendu.

Przed lotniskiem czekał już na nas wynajęty samochód. Po ponad półgodzinnej jeździe "rodziną taksówką" dotarliśmy do malowniczej miejscowości Marne-la-Vallee położonej około 30 km od francuskiej stolicy.
- gdzie jesteśmy ? - dopytywał Oliwier
- cierpliwości kochanie, już zaraz zobaczycie jaką to niespodziankę przygotowali wasi tatusiowe - Dagmara pogłaskała syna po głowie.

Wysiedliśmy tuż przed bramą do Bajkowego Królestwa Disney`a. Arek z Olim wyskoczyli z samochodu jak poparzeni, po czym porozglądali się w każdą stronę i stanęli w miejscu, jak przysłowiowe dwa słupy soli.
- smyki zamknijcie morski, bo wam muchy powpadają - zaśmiałam się odbierając od Mariusz swoją walizkę
- ale ciociu, czy my jesteśmy w Disney Land`zie - wydusił w końcu mały Winiarski
- jesteśmy, jesteśmy - pokiwałam głową - a teraz zabierać swoje plecaki i idziemy się zameldować. 
Całą szóstkę ruszyliśmy  w stronę hotelu. Oczywiście dzieciaki prowadziły nasz orszak. Michał odebrał od recepcjonistki nasze klucze, a hotelowy boy zaprowadził nas do apartamentu inspirowanego bajką o Piotrusiu Panie.

Wejście prowadziło do salonu, gdzie stała piękna wiktoriańska sofa, dwa fotele w tym samym stylu, oraz szklany stolik na kawę. Z salonu wchodziło się do wszystkich pomieszczeń, czyli trzech sypialni i dwóch łazienek. Na przeciwległej do głównego wejścia ścianie mieścił się pokój chłopaków, na lewo mój i Mariusza, oraz pierwsza z łazienek, a z prawej strony sypialnia Winiarskich oraz druga łazienka. Oczywiście pokój wyposażony był we wszelakiego rodzaju sprzęty elektroniczne, jak telewizor, czy telefon.

Tatusiowie porozdzielali bagaże, po czym wszyscy poszli się rozpakować i odświeżyć.
- dziękuję, dziękuję, dziękuję !!! - do naszego pokoju wbiegł Arek i zaczął przytulać zarówno mnie jak i Mariusza - Kocham was!
- cieszymy się, że Ci się podoba nasza niespodzianka, a teraz szybko chodźmy na obiad, bo Oli już czeka.
Wlazły wziął syna "na barana" i zeszliśmy do restauracji, która również zawierała bajkowe dodatki.

Po zjedzeniu tradycyjnych francuskich dań postanowiliśmy wybrać się na podbój DisneyLand`u. Przebraliśmy się w lżejsze ubrania i zaopatrzeni w aparaty ruszyliśmy główną ulicą Parku Rozrywki. Mariusz był w swoim żywiole, co można było zauważyć na zrobionych przez niego zdjęciach. Po reprymendzie i wbiciu w chłopaków zasady, że nie oddalamy się samemu i pilnujemy rodziców zaczęliśmy podziwiać Main Street U.S.A. Jest to amerykańska ulica małego miasteczka z początków XX wieku w wiktoriańskim stylu i słodkich kolorach. Z tej ulicy odchodzą mniejsze dróżki prowadzące w inne części Parku. Jeszcze dziś postanowiliśmy wstąpić do Fantasyland - jednej z pięciu tematycznych części DisneyLand`u.
Do krainy Fantazji weszliśmy przez Zamek Śpiącej Królewny. Dzieciaki były pod wrażeniem, mimo tego iż nie zbytnio interesują się "dziewczyńskimi" bajkami. Po obowiązkowym przejeździe filiżankami Alicji w Krainie Czarów postanowiliśmy znaleźć kolejną ciekawą karuzelę.
- tato patrz! Myszak Micki.. ona żyje ! - krzyknął Arek i zaczął prowadzić nas do maskotki sławnej myszy
Po zrobieniu miliarda zdjęć z Myszką Micki i innymi bajkowymi postaciami udaliśmy się w przygodę spędzoną razem z Pinokiem.

Muszę przyznać, że nie tylko Oli i Arek bawili się wyśmienicie. Mariusz z Michałem jak dzieci uczestniczyli w zabawach. Jedynie my z Dagą próbowałyśmy zachować powagę. Do hotelu wróciliśmy w sam raz na kolację, po której nasze smyki od razu poszły spać.
- Daga mogę wejść ? - zastukałam do winiarowej łazienki - Mariusz okupuje drugą łazienkę, a ja muszę tylko zęby umyć i makijaż zmyć..
- jasne wchodź - Winiarska otworzyła mi drzwi. Stała przed lustrem i przyglądała się swojemu zaokrąglonemu brzuchowi
- ciąża Ci służy - zaśmiałam się
- jak każdej kobiecie, kochana. Zobaczymy jak będę gruba jak kangurzyca - westchnęła
- przecież nie będzie tak źle.
- Oluś, przyjdzie i czas na Ciebie, wtedy porozmawiamy - Dagmara uśmiechnęła się i opuściła łazienkę.

Weszłam do pokoju, gdzie Mariusz polegiwał już na łóżku i oglądał jakieś francuskie wiadomości. Nie wiem co on rozumiał z tego dziwnego skrzeczącego języka, ale nie wnikam. Położyłam się obok niego w celu spokojnego zaśnięcia, jednak moje nadzieje na chwilę wytchnienia poszły... w piach. Poczułam jego zimną dłoń na moich plecach, a językiem zataczał kółka na mojej szyi.
- kocham Cię Ola - wyszeptał całując płatek mojego ucha.
- ja Ciebie też, Mariuszku - zaśmiałam się.
- od Ciebie nawet zdrobnienie mojego imienia brzmi słodko - wyznał, po czym zajął się ściąganiem mojej koszulki. 

wtorek, 12 lutego 2013

41.

Siedzieliśmy w milczeniu. Wtuleni w siebie. Nie wiedziałam jak mam do niego zagadać, co mu powiedzieć. Nie do końca zrozumiałam sens jego słów. Znów chcesz ingerować w mój związek - odbijało się w mojej głowie jak echo w górach.
- znów to zrobiła - zaczął Mariusz. Czyżby czytał w moich myślach? - to samo robiła jak byłem jeszcze z Pauliną. Na początku była milutka, udawała, że cieszy się naszym szczęściem, a później miała jakieś urojenia i nic jej nie pasowało. Paulina nie wytrzymała i wyjechała. Jakimś cudem udało mi się ją namówić do powrotu. Ola, zrozum, ze ja nie chcę aby to się powtórzyło, a tym bardziej z Tobą.
- Mariusz, wszystko będzie dobrze - pocałowałam go w czoło
- nie może być inaczej - uśmiechnął się
Tego mi brakowało. Zadowolonego i pewnego siebie Wlazłego. Chwyciłam go za rękę i udaliśmy się z powrotem do domu. Drzwi były zamknięte ale na szczęście Mario znalazł klucze w swojej bluzie. Było późno więc wszystkie światła były pogaszone i zapewne wszyscy już spali. Wepchnęłam się przed siatkarzem do łazienki, ale to i tak mu nie przeszkodziło i gdy ja moczyłam swoje ciało w wannie pełnej wody, on spokojnie brał sobie prysznic. Oszczędność czasu, prawda? Oczywiście jego kąpiel trwała krócej dlatego zdążył mi jeszcze umyć plecy. Następnie jak dzieci przepychaliśmy się przed lustrem, aby mieć lepszą pozycję do mycia zębów. Przez co pasta wylądowała na mariuszowej klatce piersiowej. I niczym para zakochanych na zabój nastolatków zaczęliśmy bitwę na pastę do zębów. Niestety tego typu zabawy kończą się zazwyczaj katastrofą i prędzej czy później ktoś ucierpi. Tak też stało się i u nas. Jeden nieplanowany ruch i miętowa maź znalazła się w okolicach mojego oka.
- Olka ja nie chciałem - panikował - nie trzyj. Zaraz przemyję Ci to wodą.
W końcu udało mu się oczyścić moje oko, choć nie wyglądało ono zbytnio kusząco. Przejrzałam się w lustrze i dotknęłam opuchniętego i zaczerwienionego miejsca.
- do wesela się zagoi - zaśmiał się Mariusz i pocałował mnie w czoło - idziemy spać Słońce. Jutro ostateczna konfrontacja.
Położyliśmy się na ogromnym łóżku i próbowaliśmy zasnąć. Mi prawie się to udało, ale mój kochany siatkarz jak zawsze musiał coś wymyślić.
- wybudujmy dom - bardziej stwierdził niż zapytał jeżdżąc przy tym palcem po moim ramieniu
- dom ? - obróciłam się do niego przodem. Było ciemno, ale księżyc perfekcyjnie oświetlał jego twarz. Dojrzałam jego nieziemskie dołeczki w policzkach. Uśmiecha się.
- no dom. Tak duży budynek. Będziemy mieli własny ogródek, basen. Będzie pięknie - rozmarzył się
- Wlazły, nie zapędzaj się.
- nie chcesz abyśmy zamieszkali gdzieś na obrzeżach z daleka od hałasu miasta? - zaczął bawić się kosmykiem moich włosów. Wiedział, ze takie zachowanie cholernie mnie rozprasza i irytuje.
- chcę. Ale czy to nie za szybko ?
- zanim zbudujemy dom minie trochę czasu...
- poczekajmy z tym - wtrąciłam
- dla Ciebie wszystko kochanie - wpił się w moje usta.

Obudziły nas hałasy dochodzące z korytarza. W mgnieniu oka zerwaliśmy się na równe nogi i wybiegliśmy z pokoju. Fałszywy alarm. To tylko pani Barbara upuściła patelnię.
- przepraszam, że was obudziłam - powiedziała i zabrała narzędzie hałasu z kuchennej podłogi
- nic się nie stało - odpowiedziała z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- mamooo - jęknął Mariusz
- słucham synku ? - Barbara obróciła się w naszym kierunku
- chyba masz coś do powiedzenia Oli, nie uważasz ?
- masz rację kochanie - westchnęła -Olu jestem Ci winna przeprosiny. Poniosło mnie wczoraj. Dopiero gdy wyszliście zrozumiałam, że jestem zbyt opiekuńcza względem Mańka. Przecież mój synek nie jest już małym dzieckiem, a dorosłym facetem. Tak więc, przepraszam Cię, Aleksandro.
- ja też panią przepraszam. Obiecuję pani, że nie skrzywdzę Mariusza, za bardzo go kocham
- w to nie wątpię. A teraz idźcie obudzić Arkadiusza, bo Kazik zaraz wróci ze świeżym pieczywem.
- teraz będzie już tylko lepiej - szepnął Mariusz i obejmując mnie ramieniem zaprowadził do arkowego pokoju.
Mały już nie spał, tylko oglądał książkę obrazkową o zwierzętach. Usiedliśmy obok niego, a on opowiadał nam o poszczególnych zwierzątkach wyrysowanych na kartach książki.
- a wiesz synku, że jutro wyjeżdżamy na wakacje z wujkiem Michałem, ciocią Dagą i Olim ?
- a Ola tez pojedzie ? - dopytywał Blondynek. Trochę mnie to zdziwiło, że zamiast zapytać o cel wyjazdu, najpierw pytał o mnie.
- jasne smyku - przeczochrałam jego włosy
- a gdzie pojedziemy ? - jego źrenice natychmiastowo się powiększyły
- polecimy samolotem, ale nie powiem Ci gdzie - droczył się z synem - a teraz zmykaj do łazienki, bo babcia szykuje pyszne śniadanko.

Po śniadaniu rodzice Mariusza wrócili do Wielunia, a my zaczęliśmy się pakować. Na szczęście wszystkie paszporty, dowody i inne świstki były ważne. Więc jesteśmy już o krok bliżej Disney Landu. Cały czas biegałam po mieszkaniu w poszukiwaniu ważnych rzeczy. Zrobiłam tylko małą przez na obiad przygotowany przez Mistrza Kuchni Wlazłego. Po zjedzeniu pysznej ogórkowej (mam podstawy do stwierdzenia, że chyba mnie nie otruł) zajęłam się pakowanie Arka. i tu było jeszcze gorzej. Mały usiadł sobie na ławce i wymieniał co mam spakować.
- hej kolego, ale musisz się zdecydować albo na pana Pazura, albo na Todzia  - pomachałam mu dwoma miśkami przed nosem
- a nie mozemy wziąć obu ? - zapytał błagalnie, robiąc minę kota ze Shreka.. kurde taki mały, a już pojął taką sztukę przekupstwa.
- nie możemy. Więc albo Todzio, albo Pazur, wybieraj
- Pazul - mruknął i odłożył drugiego pluszaka na swoje miejsce - ale weź jesce ten samochodzik, pliss
- samochodzika nie możemy wziąć. Uwierz mi nie będzie Ci potrzebny tam gdzie jedziemy.
Po półgodzinnym odrzucaniu zabawek wybranych przez Arka zabrałam się za pakowanie swoich ubrań i kosmetyków. Przy swojej walizce spędziłam około dwóch godzin, ale to jeszcze nic.. gdyż Mariusz pakował się jakieś trzy. Więc najlepiej na tym wyszedł Arek, który przez całe popołudnie gapił się w telewizor i przegryzał co chwilę słone paluszki.
Wszyscy postanowiliśmy położyć się wcześniej, bo już następnego dnia o godzinie 8 byliśmy umówieni na lotnisku z Winiarskimi. Tak, więc jeszcze przed wieczorynką Mały powędrował z tatusiem do swojego pokoju, a ja zaszyłam się w łazience. Do wanny wlałam aromatyczne olejki i z ogromnymi mariuszowymi słuchawkami na uszach zaczęłam swój relaks. Nawet nie zauważyłam gdy do pomieszczenia wszedł Wlazły i wepchał się do mojej wanny.
- zimną masz tą wodę - stwierdził i odkręcił kurek z gorącą wodą, tak, że strumień wrzątku padł na moją łydkę
- Wlazły ja Cię kiedyś zabije ! - syknęłam z bólu i podniosłam moją kończynę do góry
- Cichutko kochanie - mruknął i zaczął całować moją stopę powoli przechodząc do wyższych części mojej nogi.

piątek, 8 lutego 2013

40.

W mieszkaniu panowała głucha cisza. Widziałaś jak Mariusz nerwowo obchodzi całe mieszkanie.Weszłaś do kuchni, gdzie od razu twój wzrok przykuła biała karteczka leżąca na blacie.
- pojechaliśmy na małą wycieczkę do Wesołego Miasteczka. Wrócimy wieczorem. Kochamy Was, dziadek, babcia, Arek i Oli - przeczytałam na głos.
- ich pomysły mnie zadziwiają - podsumował Wlazły
- no cóż ja się będę zbierać. Nic tu po mnie - zaśmiała się Daga i szybko ulotniła się z mieszkania.
Nie zdążyliśmy nawet porządnie rozsiąść się w salonie, a tu już ktoś zaczął się dobijać. Nasz gość postanowił nie czekać, aż otworzymy przed nim drzwi tylko sam to zrobił i szybko znalazł się koło nas.
- Maniek, wygrałeś.. - Pliński opadł na kanapę i próbował wyrównać swój oddech - znalazłem w sypialni, salonie, gabinecie i  łazience.
- no mówiłem, że tak będzie. Stówka moja - wyszczerzył się i odebrał swoją wygraną od Daniela
- ja będę leciał. Bo Martusia czeka na dole - środkowy pożegnał się i wybiegł z mieszkania.
- skąd wiedziałeś ? - zapytałam po chwili
- sam pomogłem mu je chować.. nie znalazł jeszcze tych w gościnnym - zaśmiał się
- jesteście nienormalni.
- ale i tak mnie kochasz.. - mruknął i namiętnie mnie pocałował.
- wybierzmy się na spacer.. - rzuciłam
- aaa właśnie, bo ja mam taką niespodziankę - znów na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech - za dwa dni wyjeżdżamy do Disney Landu z Winiarskimi.
- poważnie ?
- jak najbardziej.. - skradł mi buziaka.
- no to czas najwyższy iść na zakupy !
Ochoczo podniosłam się z kanapy i pobiegłam do sypialni. Przebrałam się i  wróciłam do Mariusza, który od mojego wyjścia nie zmienił swojej pół leżącej pozycji. Dopiero gdy usłyszał jak stukam obcasami o kafelki przebudził się i zmierzył mnie wzrokiem
- znowuu szpilki - jęknął
- a co ci się w nich nie podoba ? - stanęłam na jednej nodze, a drugą leciutko podniosłam do góry i kręciłam stopą w prawo i w lewo
- bo lubię jak jesteś taka malutka - pokazał palcami
- wolę chociaż sięgać twoich ramion siatkarzu - cmoknęłam go w policzek i pociągnęłam w stronę wyjścia z mieszkania.
Ten jednak zatrzymał się i gestem ręki pokazał, że mam zaczekać. Wrócił po chwili ze swoją nowiuteńką lustrzanką, którą kupił sobie po wygraniu z Resovią. Zanim wyszliśmy z bloku Mariusz zdążył zrobić mi już chyba setkę zdjęć. Otworzył swój samochód.
- Mogę poprowadzić ? - zrobiłam maślane oczka, a usta wygięłam w najsłodszy dzióbek ever.
- no ty chyba sobie żartujesz - prychnął i usiadł na miejscu kierowcy
- dlaczego nie mogę ? - drążyłam temat
- bo to jest moje autko i nie chcę aby coś mu się stało, a parę razy widziałem jak rozbijasz się Skodą.. - odpalił silnik i wyjechał z parkingu. Z oburzoną miną zapięłam pas bezpieczeństwa - może kiedyś - westchnął widząc jak się dąsam.
Od razu uśmiech wkradł się na moją twarz. Porwałam jego aparat i zrobiłam kilka zdjęć Mariuszowi. Później pooglądałam, te które on zrobił mi. Usunęłam te na których grubo wyszłam, za co dostałam niewielki ochrzan od autora. W końcu zaparkowaliśmy pod Manufakturą i zaczęliśmy sklepowy maraton. Po trzech godzinach chodzenia w tą i z powrotem, tonie przymierzonych ubrań i milionie uwag usiedliśmy w kawiarence. Zamówiliśmy desery lodowe i oczywiście Wlazły pochłonął pół mojej porcji po jakby mogło być inaczej. po tej krótkiej przerwie znów zaczęliśmy chodzić po sklepach, bo przecież za nim doszliśmy do wyjścia z galerii po drodze minęliśmy setki butików. Tak więc ja wdzięcznie, nóżka za nóżką spacerowałam po jasnych płytkach. U Mariusz z tą gracją było trochę gorzej. Wlókł się za mną obładowany torbami, z praktycznie każdym logiem sklepu, który mieści się w Manufakturze. Ale to jeszcze nie koniec. Najlepsze było tuż przed wyjściem, gdy mojego tragarza napadła zgraja fanek. Jego mina była bezcenna. Odłożył zakupy na bok i zaczął składać swoje cenne podpisy na czym tylko się dało. Jedna panienka chciała nawet autograf na swoim biuście, ale Maniek widząc mój morderczy wzrok zaniechał bazgrania bo jej silikonowych piersiach. Zanim uporał się z kibicami, których ni stąd ni zowąd pojawiło się jeszcze więcej minęło jakieś pół godziny. Wlazły odetchnął głęboko policzył do dziesięciu i zaczął zbierać markowe torby z podłogi. Gdy w końcu się ogarnął wyszliśmy z Centrum Handlowego. Siatkarz zapakował zakupy do bagażnika i usiadł na swoim stałym miejscu.
- nigdy nie pójdę z Tobą na zakupy! Nigdy! - marudził odpalając silnik
- też Cię kocham Skarbie - pocałował go w policzek i ponownie przepasałam się pasem bezpieczeństwa.
- pięć godzin łażenia po sklepach i co z tego mam ? - grymasił... No gorzej niż Arek, normalnie
- po pierwsze masz satysfakcję. po drugie nowe koszulki, spodnie i adidasy
- równie dobrze mógłbym zamówić wszystko przez internet - twardo trzymał się obranej przez siebie teorii
- ale wtedy nie spotkałbyś swoich fanów - pokazałam mu język - a tak poza tym to ta ruda z cyckami był niezła prawda?
- to jest pytanie podchwytliwe, więc cokolwiek odpowiem i tak będzie źle..
- rozgryzłeś mnie - westchnęłam.
- znam Cię na wylot Mała - zaśmiał się
- tylko nie mała... no proszę - jęknęłam. Nienawidziłam jak ktoś wykorzystywał mój wzrost do swoich niecnych celów. A Mariusz dobrze o tym wiedział.
Dojechaliśmy pod mieszkanie. Było grubo po osiemnastej. Przed blokiem stał samochód Seniorów Wlazły.
- witam państwie - przywitałam się
- ach witajcie kochani. I jak impreza się udała? I widzę nawet zakupy były.. - pani Barbara na wstępie zaczęła swoją gadkę - chodźcie na kolację. Odwieźliśmy Oliwiera do Winiarskich. No siadajcie, siadajcie. Arek, tata już przyjechał.
Młody szybko wybiegł ze swojego pokoju i przywitał się zarówno ze swoim ojcem jak i ze mną. Wspólnie zjedliśmy przygotowaną przez Basię kolację. Po czym wybijaliśmy rodzicom Mańka nocny powrót do Wielunia. Udało się! Pan Kazimierz postanowił uśpić Arka, Mariusz grzebał w internecie, a ja z panią Barbarą zaszyłyśmy się w kuchni i zaczęłyśmy zmywać brudne naczynia.
- wiesz Olu, jesteś dla Mariusza bardzo bliską osobą - zaczęłam swój monolog - znacie się od piaskownicy i  widać, że jemu na prawdę zależy na tobie. I ja bym się chciała upewnić, czy ty na prawdę chcesz związać się z moim synem, czy raczej  jest on dla Ciebie tylko jakimś mało ważnym epizodem ? Nie zrozum mnie źle. Maniek wiele wycierpiał.. nieudane małżeństwo z Pauliną przelało czarę goryczy. Nie chcę żeby znów kogoś stracił, bo wiem, że po tym może się już nie pozbierać.
- o czym tak dyskutujecie  ? -  o wilku mowa... 
- a takie tam babskie pogawędki - Barbara machnęła ręką i zaczęła wycierać umyte już talerze
- ta jaasne- mruknął Mariusz - ja już znam twoje babskie pogawędki.. znów chcesz ingerować w mój związek - rzucił ozięble i wyszedł z pomieszczenia kierując się w stronę sypialni.
Gdy usłyszałam trzask drzwi od razu zerwałam się z miejsca i przepraszając mamę siatkarza ruszyłam za nim. Myliłam się nie wszedł do sypialni, tylko wyszedł z mieszkania. Narzuciłam na siebie jego klubową bluzę, gdyż dzisiejszy wieczór nie należał do najcieplejszych i wybiegłam za nim. Przez dłużą chwilę krążyłam po okolicy, aż w końcu znalazłam go na jednej z parkowych ławeczek. Usiadłam obok niego i mocno go przytuliłam. Wiedziała, że potrzebuję teraz bliskości kogoś zaufanego.

niedziela, 3 lutego 2013

39.

Rano obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Pozbierałam bieliznę i nałożyłam ją na siebie, po czym jeszcze złapałam mariuszową koszulkę i zeszłam na dół. W kuchni spotkałam Plińskiego. Usiadłam na blacie i popijałam wodę mineralną.
- nie wiele z wczoraj pamiętam. Wiem tylko że masz fajny koronkowy stanik i zajebiście wyrzeźbiony brzuch - zaśmiał się Daniel
- Mariusz ubrałbyś się - parsknął środkowy widząc schodzącego po schodach Wlazłego
- cicho mi tam. Ludzie tu chcą spać - jęknął Woicki i obrócił się na drugi bok. Poprawił przy tym swój materac, którym był miękki salonowy dywan Winiarskich
- przecież jestem ubrany - kapitan ściszył głos i wskazał na swoje jasne dżinsy.
- o moja Matko Boska, ja mówię o koszulce - Plina złapał się za głowę
- ty lepiej popatrz na siebie. Wcale nie wyglądasz lepiej.
Faktycznie. Daniel miał na sobie jedynie slipki (i to nie byle jakie, tylko z logiem PGE Skrywa Bełchatów!) Oraz swoją wczorajszą koszulkę.
- czepiasz się jak rzep psiego ogona. A właśnie nie wiecie gdzie Daguś trzyma jakieś proszki na głowę ?
- chyba - Mariusz zmarszczył czoło i próbował odnaleźć w swojej głowie prawidłową odpowiedź - w drugiej szufladzie.
- tutaj? - dopytywał Pliński.
- no tutaj tutaj - burknął Wlazły, który bardziej niż pomocą kumplowi zajęty był macaniem mojego uda.
- ty ale tu nie ma proszków... są tylko prezerwatywy - rzucił na blat kilka opakowań - myślisz że oni tutaj ten tego? - środkowy śmiesznie poruszył brwiami a ja natychmiastowo zeskoczyłam z kuchennej szafki
- idę o dwie stówy że tego tutaj jest więcej. Stoi? - Wlazły wyciągnął rękę w stronę swojego klubowego kolegi
- stoi. Oluś przetnij.
- co wam stoi? - do naszego grona dołączył zaspany Winiarski. Daniel szybko odłożył swoje znaleziska na miejsce
- sprawdzaliśmy czy mój samochód jeszcze stoi na podjeździe - wyszczerzyłam się i chwytając Mariusza za rękę zaciągnęłam go w stronę schodów.
Weszliśmy do zajmowanego przez nas pokoju.
- jaka ty jesteś niewyżyta słonko - stwierdził gdy zdejmowałam z siebie jego koszulkę. Po chwili był już obok mnie, a swoje wielkie dłonie ułożył na moich biodrach
- no ty chyba sobie kpisz. Ja niewyżyta? Ty popatrz na siebie erotomanie! Ja tu kulturalnie chce ci oddać koszulkę a ty mi z takim tekstem wyjeżdżasz.. ech, szkoda słów
- czyli nie? - na zawołanie wygiął usta w kształt podkowy
- nie myślałeś kiedyś żeby zostać mimem? Albo aktorem? Masz wspaniałą mimikę twarzy - klepnęłam go w policzek.
- a wiesz że ja się jeszcze z tobą dziś nie przywitałem - uśmiechnął się cwaniacko i posadził na komodzie.
Siatkarz wpił się w moje usta i zaczął mocować się z zapinaniem mojego biustonosza.
- Mariusz przestań - jęknęłam czując jego dłonie na swoich plecach
- tutaj przynajmniej Arek nam nie przeszkodzi - wyszeptał i musnął moją szyję
- ale taki Cupko owszem - zaśmiałam się i wskazałam na stojącego w drzwiach Konstantina.
Wlazły przeklął pod nosem i narzucił na mnie swoją koszulkę, po czym wzrokiem Bazyliszka spojrzał w stronę Serba.
- ja was niezmiernie dziękuję. Ale nie słyszeliście gdzieś Alka ? - spytał niepewnie Kostek
- chyba niezmiernie dziękuję i nie widzieliście gdzie Alka - poprawiłam go.
- no może. Mniejsza o to więc jak widzieliście, czy nie ? - dopytywał się przyjmujący
- niestety nie, ale z chęcią pomogę Ci go szukać. Tylko najpierw coś na siebie ubiorę - uśmiechnęłam się.
Gdy tylko Cupković opuścił pokój zeskoczyłam z komody i omijając Mariusza podeszłam do krzesła na którym wisiały moje spodnie. Ubrałam je i to samo zrobiłam z moją koszulą.
- ubierz się kochanie - rzuciłam w Mańka jego koszulką i posyłając mu buziaka w powietrzu opuściłam pokój. Na korytarzu czekał już na mnie Konstantin. - sprawdzałeś na dole ?
- nie ma go - zasmucił się
- więc poszukajmy w pokojach - zaproponowałam ochoczo i otworzyłam pierwsze drzwi.
W pomieszczeniu zastaliśmy Martę nad którą z butelką wody czuwał Daniel. Przeprosiliśmy ich za wtargnięcie  i skierowaliśmy się do następnych drzwi. Tym razem natchnęliśmy się na właścicieli domostwa. Kolejny pokój stał się strzałem w dziesiątkę. Na łóżku zastaliśmy śpiącego w najlepsze Aleksandara. A najdziwniejsze było to, że trzymał w objęciach całkiem nagą Angelikę.
- chyba nie tylko u was w nocy było namiętnie - zaśmiał się Cupoko i jak najszybciej znaleźliśmy się na korytarzu.
- będę sobie musiała z nią poważnie porozmawiać - podsumowałam.
Zeszliśmy na parter, gdzie zgromadzili się już prawie wszyscy. Winiar zamawiał tony pizzy, a Daga zaszyła się w kuchni i nalewała każdemu soku. Postanowiłam jej pomóc w roznoszeniu. Gdy już każdy był zaopatrzony w wypełnioną szklankę przysiadłam się do Mariusza. Usiadłam mu na kolanach i wzięłam łyka z jego szklanki. Chwilę później na schodach ukazał się Aleks i Angela. Kostek od razu zaczął gwizdać i gratulować Atanasijevicowi. Atakujący na początku nie wiedział za bardzo o co chodzi, ale szybko zorientował się, że został przyłapany "na gorącym uczynku".
Nasze śniadanie przybyło po dwudziestominutowym oczekiwaniu. Wszyscy "na hura" rzucili się na kartonowe pudełka i w trymiga opróżnili ich zawartość.
I znów nieoczekiwanie po domu przeszedł dźwięk dzwonka do drzwi.
- kogo tam do jasnej ciasnej znowu niesie ? - mruknął Michał i poszedł otworzyć.
- przepraszam ja po brata - usłyszeliśmy cienki kobiecy głos
- zapraszam.
Do salonu weszła młoda, około dwudziestodwuletnie rudowłosa kobieta. Jej wielkie zielone oczy przykuwały spojrzenia wszystkich obecnych. Dziewczyna nieśmiało się uśmiechnęła, a już po chwili stał koło niej Muzaj.
- jak się bawiłeś braciszku ?  - zapytała - chuchnij..
- Iśka nie przesadzaj, przecież pełnoletni już jestem - jęknął Maciek
- matka mnie ukatrupi jak sprowadzę Cię na złą drogę - westchnęła siostra młodego atakującego
- Młody, a może przedstawisz nam swoją siostrę - zaproponował Bąkiewicz
- jasne - mruknął Muzaj - to jest Iśka.. znaczy Iza. Iza to są siatkarze...
- miło mi Cię poznać - Janowicz podszedł do niej, a w jego oczach widać było te wariujące iskierki. Czyżby nasz tenisista poczuł mięte to Izy ? - Jerzy jestem - ucałował jej dłoń.
Maciej położył swoją dłoń na czole i zaczął kręcić z politowaniem głową. Kto by pomyślał, że Jerzyk jest takim dżentelmenem.
- Iśka, jedziemy - zarządził stanowczo Muzi - bierzemy ze sobą Kacpra, Damiana i Jędrzeja.
- jasne - rzuciła panna Muzaj nawet nie patrząc na swojego brata. Bardziej interesowały ją oczy Jurka.
- Winiar dzięki za imprezę na prawdę świetnie się bawiliśmy - cała czwórka pożegnała się z resztą towarzystwa, a Maciek na siłę wyciągnął swoją siostrę z domu.
- Olkaaa, załatw mi do niej numer... błagałaaaaam - prosił tenisista, gdy tylko ognistowłosy obiekt jego westchnień zniknął z jego pola widzenia.
- lepiej poproś Muziego - zaśmiał się Cedzyński - ale ostrzegam, że z tym numerem łatwo nie będzie.
- Bartek nie strasz go. Chłopak tu się zakochał od pierwszego wejrzenia, a ty go zniechęcasz - skarciłam przyjmującego - Jerzyk nie martw się. Widziałam jak na Ciebie patrzy. Jest już Twoja - puściłam mu oczko.
Około jedenastej wyruszyliśmy w drogę powrotną. Zaraz za nami wyjechała również Dagmara, która jechała odebrać syna. Chwilę później byliśmy już w mieszkaniu ale ku naszemu zaskoczeniu nie zastaliśmy tam nikogo.


_____________________________________________________________
przepraszam, przepraszam, przepraszam...
wiem, że nawaliłam, bo na żadnym z blogów nie dodałam rozdziału ani w piątek ani w sobotę. Ale miałam ku temu ważne powody.
W piątek byłam na szkolnej dyskotece, a w sobotę spełniałam swoje marzenia w kieleckiej Hali Legionów, gdzie moja Skra pokonała 3:1 miejscowy Effector.
Wyrodny kibic ze mnie... nie dopingowałam drużyny mojego województwa.. no ale takie są uroki siatkówki..
Więc jeszcze raz ogromnie przepraszam, lub jak to powiedział w dzisiejszym opowiadaniu Cupković - ja was niezmiernie dziękuję :)
wybaczycie ? :)