czwartek, 28 lutego 2013

44.

Po upojnej nocy obudziłam się z głową na klatce piersiowej Mariusza. Siatkarz nie spał. Bawił się kosmykami moich włosów nawijając je sobie na palce. 
- witam moją piękną narzeczoną - uśmiechnął się i delikatnie musnął moje wargi swoimi.
W ułamku sekundy znalazł się nade mną i opierając się na dłoniach zaczął całować moją szyję i ramiona.
- Wlazły, mało ci jeszcze ? - zaśmiałam się, ale on nie zamierzał zaprzestać podjętych działań.
- tatooo - do pokoju jak torpeda wpadł Arek. Mariusz od razu zszedł ze mnie i położył się na swojej połowie łóżka - ciocia Daga kazała was obudzić bo się spóźnimy.
- już idziemy. Spakowałeś wszystko ? - rzucił jeszcze przykładny tatuś. Mały tylko kiwnął głową i wybiegł z pokoju.
Nie wytrzymałam i po prostu wybuchnęłam śmiechem. Z resztą Maniek był nie lepszy. Zwijał się na łóżku niczym zaskroniec.
- nie szczerz się - wydusił wreszcie, choć sam nie mógł zapanować nad swoim śmiechem.
- już drugi raz wchodzi w najmniej odpowiednim momencie.. jeszcze kilka razy i zacznie się dopytywać
- e tam - machnął ręką - najwyżej zostanie jakimś erotomanem, czy seksoholikiem..
- Mariusz ty mówisz o własnym dziecku! - sprowadziłam go na ziemię
- no przecież żartuje - mruknął przygryzając skórę na mojej szyi
- na dzisiaj wystarczy panie Wlazły - skwitowałam z uśmiechem i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Właśnie kończyłam brać prysznic, gdy do po mieszczenia jak gdyby nigdy nic wparował Mariusz. Owinęłam się ręcznikiem i przed lustrem dokonywałam ostatnich kresek mojego makijażu. Z torby wygrzebałam ubrania i  w pełni gotowa dopakowałam swoje walizki. Zanim szanowny pan siatkarz wyszedł z łazienki zdążyłam pomóc spakować się Arkowi i dopiąć obszerną walizkę Winiarskiej.
Zjedliśmy nasz ostatni posiłek w DisneyLand'zkiej restauracji. Nasi mężczyźni zajęli się wyniesieniem i włożeniem bagaży do samochodu, po czym sami zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy w kilku
dziesięciominutową podróż na paryskie lotnisko. Bez problemu przeszliśmy przez wszystkie bramki i kontrole, więc zostało nam tylko czekać na samolot. Winiarscy ulotnili się do jakiegoś sklepiku, aby zakupić kilka pamiątek, bo jednak nie ma to jak kupować wszelakiego rodzaju drobiazgi na lotnisku.
- Arek chcielibyśmy Ci coś powiedzieć - zaczął Mariusz, a ja bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z tematu naszej rozmowy
- kolejna niespodzianka ?! - malcowi, aż iskierki w oczach zabłysły
- można tak powiedzieć - zaśmiałam się i poczochrałam jego blond czuprynkę
- poprosiłem Olę o to żeby została moją żoną - Wlazły posadził syna na swoich kolanach, a ja usiadłam obok nich na białej skórzanej kanapie.
- to teraz Ola będzie moją mamusią ?
- smyku, mamusię masz jedną.. na mnie możesz mówić po prostu Ola. - uśmiechnęłam się.
- albo ciociu  - dorzucił entuzjastycznie Mario
- ja chyba jednak wolę Ola - skwitowałam.
Przytuliłam Arka, a zaraz po tym na horyzoncie pojawili się Winiarscy z reklamówką pamiątek, począwszy od miniaturowej wieży Eiffela, a skończywszy na modelu samolotu. Misiek chyba nie ma na co pieniędzy wydawać.
- i jak tam się czuję przyszła pani Wlazły ? - zagaiła Dagmara, gdy podążaliśmy już w stronę wejścia do naszego samolotu.
- a powiem Ci, że normalnie - zaśmiałam się i obróciłam pierścionek wokół palca.
- Maniek, nie starasz się.. -Daga  zwróciła się tym razem do mojego... narzeczonego.. - Ola nie dostrzega żadnej różnicy pomiędzy zmianą statusu z partnerki na narzeczoną.
- poczekaj, aż wrócimy do Polski - odparł rozbawiony Mariusz i wrócił do rozmowy z Michałem.
Dzieciaki jak cienie podążały za swoimi ojcami, próbując naśladować wszystkie ich gesty, czyli wymachiwały na okrągło w każdą stronę rękami.
- wiesz co my tu musimy się wybrać kiedyś na zakupy.. babski weekend w Paryżu.. co ty na to  ? - rzuciła, a Dagmara od razu podłapała pomysł i pobiegła do swojego męża w celu dogadania szczegółów wyjazdu.
Ach ten jej zapał do robienia zakupów. Jedno głupie zdanie, a ona już wszystko planuje.
Zajęliśmy nasze miejsca w samolocie i po chwili wznosiliśmy się już ponad ziemią.
Gdy tylko wylądowaliśmy na lotnisku w Łodzi rozdzieliliśmy się i każdy odjechał w swoją stronę. Z ledwością weszliśmy po schodach na nasze piętro, gdyż inteligentna winda akurat dzisiaj musiała się zepsuć.. ironia losu. Zanim zdołałam znaleźć w torebce klucze, Mariusz zdążył już wnieść wszystkie nasze torby i razem z Arkiem czekali aż wpuszczę ich do mieszkania. Po wyrzuceniu zawartości mojej torebki wreszcie odnalazłam klucze i wpuściłam zniecierpliwionych facetów do środka. Arek jak na młodego dżentelmena przystało pomógł pozbierać mi moje klamoty z ziemi i chwytają za uchwyt największej walizki próbował wciągnąć ją do domu. Zabrałam od niego bagaż, a dałam mu jego plecaczek podróżny, który oczywiście był z logiem PGE Skry Bełchatów, jak praktycznie wszystko w naszym mieszkaniu.
Po rozpakowaniu wszystkich ubrań i wstawieniu prania pojechaliśmy na zakupy, gdyż nasza lodówka świeciła pustkami.
- kupmy żelki ! - krzyknął uradowany Malec i pobiegł w stronę działu ze słodyczami.
Zaraz za nim zrobił do Wlazły Senior i tak dwójka "dzieciaków" buszowała miedzy półkami z batonikami, czekoladami, chipsami i gazowanymi napojami.
Z koszyki załadowanym po brzegi produktami spożywczymi i chemicznymi ustawiliśmy się z niezmiernie długiej kolejce do kasy. Mariusz rozdał kilka autografów i po półgodzinnym poruszaniu się w żółwim tempie w stronę uśmiechniętej od ucha do ucha kasjerki zapłaciliśmy za zakupy.
Przy okazji zjedliśmy obiadokolacje w McDonaldzie, ponieważ Arek bardzo chciał iść na frytki.
Po powrocie do mieszkania uzupełniłam produktami lodówkę i zrobiłam jeszcze kilka kanapek. Mariusz poszedł położyć syna spać, a ja z kubkiem owocowej herbaty usiadłam przed telewizorem.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w zdobiący mój palec pierścionek. Tak dużo łączy mnie z Wlazłym.. a to, że po latach znów się spotkaliśmy było tylko czystym przypadkiem. Ktoś bardzo dokładnie zaplanował sobie moje losy i nasze ponowne spotkanie. Ale w sumie jestem temu komuś dozgonnie wdzięczna, bo dzięki jego pomysłom mam w końcu kogoś na prawdę bliskiego. Mam mojego Mariusz, którego kocham ponad życie i nie wyobrażam sobie życia bez Niego. Miłość jest wyjątkowym uczuciem, którego każdy z nas powinien doświadczyć. O miłości nie da się pisać. Miłość trzeba przeżyć.


________________________________________
GRATULACJĘ DLA NASZEGO KAMILA "MISTRZA" STOCHA ! <3 

taki rozdział o niczym.

Pozdrawiam. 

6 komentarzy:

  1. Koniec wakacji w Paryżu :-P
    O wszystkim i o niczym ale bardzo, bardzo fajny! *.*
    Czekam na kolejne :))
    Pozdrawiam: Marta♥:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :)
    Czekam na więcej.! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też tak chce. W paryżu z ukochanym mężczyzną musi być bosko. Arek ma idealne wyczucie czasu. Widze ze Winiar i Mariusz to tacy mali chłopcy; kupują sobie modele samolotu !
    POZDRAWIAM
    WINIAROWA:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny blog. Cieszę się, że tu trafiłam oby tak dalej.
    Zapraszam do siebie http://szczesliwyset.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny!!
    Zapraszam do siebie :)
    http://4volleyball4.blogspot.com/2013/03/rozdzia-ix.html
    Pozdrawiam ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy będzie nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń