sobota, 30 marca 2013

50.

- to co z tym dzidziusiem? - Arek z impetem wskoczył na nasze łóżko - już jest tutaj? - podekscytowany wskazał na mój brzuch.
- nie jeszcze nie ma - zaśmiałam się "wpuszczając" go pod kołdrę.
- długo mam jeszcze czekać ?  - pytał zniecierpliwiony
- Łobuzie - wtrącił się Mariusz - poczekasz tyle ile trzeba.
Naszą konwersacje przerwał dzwonek do drzwi. Wlazły przeklinając pod nosem tego, kto o tak wczesnej porze postanowił wpaść do nas w odwiedziny. Szybko nasunął na swoje biodra dżinsy i poszedł otworzyć.
Po chwili w drzwiach sypialni stanęła Paulina, a zaraz za nią pojawił się również Maniek. Zaskoczona spojrzałam na siatkarza a ten tylko wzruszył ramionami.
- Arek ! - krzyknęła, gdy zrozumiała, że jej syn bardziej zajęty jest przeglądaniem książki znalezionej na szafce nocnej niż zwróceniem jakiejkolwiek uwagi na przybycie matki.
- mama ? -przeniósł wzrok z szeregów literek na Paulinę - co tu tutaj robisz?
- zabieram Cię na weekend do mnie - oznajmiła - a teraz chodź się przywitać.
Blondynek zeskoczył z łóżka i podleciał do Pauliny, która kucając przytuliła chłopca. Wlazły zaprowadził ich do salonu dając mi czas na ubranie się. Gotowa dołączyłam do pozostałych.
- Arek pakuj się, mamusia zabiera Cię to siebie - szepnęła Paulina widząc jak wchodzę do pomieszczenia.
- mogłabyś chociaż skonsultować to wcześniej ze mną - mruknął Mariusz gdy Mały zniknął już za drzwiami swojego pokoju.
- nie zapominaj, że to ja jestem jego matką.. - spiorunowała mnie wzrokiem
- a ja jego ojcem - dodał Maniek.
- najlepiej dla niego byłoby jakbyście się nie kłócili - wtrąciłam.
- przepraszam, ale mogłabyś się nie wtrącać  bo akurat ty chyba najmniej masz do powiedzenia w tej sprawie - krzyknął Paulina, na tyle głośno i oschle, że Arek wybiegł ze swojego pokoju i mocno przytulił się do moich nóg.
- nie krzycz na Olę  - szepnął nieśmiało wycierając mokre ślady po łzach.
Paulina spojrzała na niego lekko zdezorientowana, po czym chwytając go za rękę chciała wyprowadzić z mieszkania. Ten jednak twardo trzymał się najpierw moich, a później Mariusz nóg.
- ja nie chcę jechać z Tobą .. - krzyczał zacinając się płaczem.
- przecież jeden głupi weekend Cię nie zbawi - zapierała się Paulina
- Paula jak nie chce, to go nie zmuszaj. - Mariusz wziął stronę syna.
- chcieć być matką źle, nie chcieć być matką jeszcze gorzej! Myślałam, że ostatnio już sobie wszystko wyjaśniliśmy - znacząco spojrzała na siatkarza i ostatni raz przytulając syna wyszła z mieszkania.
To była dziwna wizyta, w której Paulina pokazała swoją drugą stronę, ewidentnie złą stronę. W ciszy przygotowaliśmy śniadanie, po czym Arek zaczął oglądać swoje ulubione kreskówki
Usiadłam przy kuchennej wyspie i kątem oka obserwowałam Blondynka. Z kubkiem świeżej kawy przeglądałam dzisiejszą gazetę, w której jak zwykle pełno było politykowania.
- jadę na halę. mam tam spotkanie z dzieciakami z fundacji. Jedziecie ze mną. ? - zagaił Mariusz wychodząc z salonu z laptopem.
Arek od razu podłapał pomysł i pobiegł do siebie się przebrać. Sama, niezbyt przychylnie nastawiona do propozycji Mańka również udałam się do swojej garderoby.
Niby jego pomysł nie był zły, ba! był całkiem świetny. Ale do końca nie wiedziałam co ja mam niby tam robić?

Dwadzieścia minut później nie było już odwrotu. Przekroczyłam próg Energii trzymając Arka za rękę, ale ten szybko wyrwał dłoń z mojego uścisku i pobiegł do czekającego Bąkiewicza i Plińskiego. Przybił z nimi piątki, po czym zniknęli za drzwiami prowadzącymi na salę.
- przepraszam Cię za Paulinę - Wlazły objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- to raczej ona powinna mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia a nie ty.
- Oluś no.. - szepnął zaczesując moją grzywkę na prawą stronę.
- chodźmy.. dzieciaki czekają - pociągnęłam go za rękę.
Na sali czekała już cała banda młodych siatkarzy. Mariusz wygłosił krótką przemowę i razem z Danielem i Michałem zarządzili krótką rozgrzewkę. Przyszli sportowcy jak na prawdziwych zawodników przystało bez żadnego "ale" wykonywali polecenia mentorów. Krótka rozgrzewka z piłką i dzieciaki mogły dzielić się na drużyny.
- pani jest żoną pana Mariusza ? - zapytał nieśmiało jeden z chłopców.

niedziela, 24 marca 2013

49.

Nastała cisza. Krępująca cisza, którą zakłócały tylko dźwięki wychodzące w telewizora. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Wiedziałam, że Mariusz biję się teraz z myślami , zdradzał go wyraz twarzy. W głębi duszy czułam, że źle zrobiłam prosząc go o taką obietnicę, bo przecież Paulina to jego żona, była, no ale żona. Z drugiej zaś strony musiałam wiedzieć na czym stoję. Dłoń Mariusz powędrowała na mój policzek, a kciukiem gładził jego skórę. Jego twarz zbliżała się do mojej. Oddechem drażnił niemal każdą część mojego ciała Biło od niego to cholerne ciepło, które z każdą minutą upewniało mnie, że to ten jedyny, ten na całe życie.
- Obiecuje.
Na potwierdzenie tych słów jego usta znalazły się na moich. Między nami, a raczej naszymi językami, toczyła się najprawdziwsza walka. Tak jakby chciały sprawdzić kto kocha bardziej.
Znaleźliśmy się w naszym małym, własnym świecie, w którym nie liczy się nic więcej niż nasze uczucia, nasza wspaniała, cudowna, aż nadto doskonała miłość. I nazwijcie nas starymi wygami w związku z ilością przeżytych wiosen, ale to co dzieje się między nami przypomina raczej młodzieńczy stan zakochania, pierwszą miłość. Tylko, że nasza przetrwa wszystko,  a ta "nastoletnia" często kończy się na pierwszej sprzeczce.
Jego ciepła dłoń błądziła pod moją koszulką, poszukując zapięcia biustonosza. Przerwał nam dopiero dzwonek mariuszowego telefonu. Niemal jednocześnie spojrzeliśmy na wyświetlacz, gdzie widniał numer telefonu Pauliny.
- nie odbierzesz ? - spytałam gdy Wlazły nacisnął okienko z czerwoną słuchawką odrzucając połączenie.
- nie. To na pewno nic ważnego, a ja przecież coś Ci obiecałem. A kto jak kto, ale Mariusz Wlazły obietnic dotrzymuje.

~*~

Ten poranek był inny. Nadzwyczajny. Romantyczny. Przywitało mnie śniadanie do łóżka. Na drewnianej tacy obok kubka gorącej czekolady stał stos naleśników i słoiczek nutelli. Po skończonym posiłku Mariusz poszedł obudzić Arka, gdyż chciał zabrać go na jakieś zakupy. Sama postanowiłam towarzyszyć w chodzeniu po sklepach Winiarskiej. Wlazły zgarnął po drodze Oliwiera, więc spokojnie mogłyśmy zakupić wszelakiego rodzaju artykuły przyszłej mamy.
Kilka godzin spędziłyśmy w jednym dziale spacerując w tą i z powrotem. Wybrałyśmy wózek, nosidełko, ubranka, butelki i tonę innych pierdół nie zapominając oczywiście o zabawkach. Było tego tak dużo, że musieliśmy dzwonić po Wlazłego.
- super siłacze przybywają z pomocą ! - zza regału wyłonił się Arek i Oli ubrani w czerwone peleryny.
- tak więc supermanie  - poczochrałam jasne włosy Winiara Juniora  - jedź tym wózkiem do kasy
- ale ciociuu - jęknął - ja jestem Ironman, a Arek to Superman.
- jaka gafa - zaśmiał się Maniek i aby uwięczyć swoje dzieło pokazał na mnie palcem.
- a jakim herosem jest wujek ? - zapytała zaciekawiona
- tatuś jest Hulkiem ! - odparł dumnie Arkadiusz.
- Hulkiem ? - parsknęłam śmiechem - nie ciekawiej by było gdyby był jakąś śpiącą królewną ? Żebyście mogli go ratować z opałów.
-bardzo dobry pomysł - poparła mnie Dagmara
- o nie nie nie, nie wrobicie mnie - zastrzegł siatkarz - wy jesteście księżniczkami, a ja Hulkiem!
- jak dzieci - zaśmiałam się - a teraz zapraszam stowarzyszenie super bohaterów do kasy.
Winiarska zmniejszyła trochę środki na koncie bankowym męża. Wpakowaliśmy wszystko do dwóch samochodów, po czym już w domu Winiarów rozpakowaliśmy w pokoiku przeznaczonym dla ich synka.
- jak będzie miał na imię ? - zapytałam siadając na hamaku w ogrodzie.
- Maciej Bartłomiej - odparła podają mi szklankę zimnej lemoniady.
Przestronny ogród posiadłości Winiarskich idealnie nadawał się na zabawy z dziećmi. Mariusz razem z Olim i Arkiem szaleli po całym trawniku taplając się w zraszaczach.
Daga wypuściła nas dopiero po zjedzeniu obfitej kolacji. Wróciliśmy do mieszkania, a Arek już od progu zaczął mruczeć coś pod nosem.
- chciałbym mieć rodzeństwo - oznajmił w końcu siadając na kanapie.
Spojrzałam zdezorientowana na Mariusza, a ten tylko wzruszył ramionami i zaszył się w kuchni. Usiadłam obok blondynka i dokładnie mu się przyjrzałam.
- Oli będzie miał braciszka, a ja też chcę mieć takie małe dziecko.. może być nawet siostrzyczka - cicho popłakiwał
- to wszystko zależy od bociana - zaśmiał się z kuchni Maniek
- a wcale że nie ! - oburzył się Mały - wujek Bąku nam mówił, że dzieci wcale nie przynoszą bociany!
- a co jeszcze Ci mówił ? - poprawił jego rozczochrane w każdą stronę włosy
- ja mam was uczyć jak się dziecko robi ?! - krzyknął Arek.
Z kuchni dochodził tylko chichot Wlazłego, dźwięk rozbijającej się szklanki i tradycyjne polskie  "kurwa".
- nie musisz - odparłam - a teraz szoruj do łazienki, bo już późno.
- ale maaamoooo - jęknął.
Szybko jednak pognał do siebie widząc karcący wzrok Mariusza.
- on powiedział do Ciebie mamo - szepnął siadając obok mnie na kanapie
- właśnie wiem.. i dziwnie się z tym czuje.
- może z nim porozmawiam ?
-  nie trzeba. Może przywyknę.
Na prawdę czułam się tak jakoś inaczej. Moje serce przyśpieszyło swoje wcześniej równomierne uderzenia,a  organizm nawiedziła fala ciepła. Rzeczywiście kochałam małego Wlazłego jak własnego syna, a usłyszeć z jego ust słowo "mamo" jest taką wisienką na torcie naszych relacji.

wtorek, 19 marca 2013

48.

Nie wiem jak nazwać emocje, które kłębiły się w moim organizmie. Przede wszystkim była to zazdrość. Wszystko było nie tak. Najpierw dwa tygodnie rozłąki poprzedzone rzekomym pokrewieństwem moim i Mariusza, a teraz na dodatek tak po prostu mnie... wystawił (?). Na pierwsze lepsze wezwanie Pauliny popędził jej z pomocą niczym rycerz na białym koniu. Może i wyolbrzymiam całą tą sytuację ale nic innego mi nie pozostaje.
Wieczór, który miałam spędzić w towarzystwie Mańka, spędziłam sama. Zrozumiałabym jakby to był sezon ligowy i miałby jakiś mecz, czy byłby umówiony z kumplami, no ale on pojechał do swojej BYŁEJ żony.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam na kanapie przy jakimś nudnym filmie akcji. Obudził mnie dopiero trzask drzwi. Spojrzałam na ekran telewizora, na którym nie było nic oprócz biało-czarnych migających kropek. Przeniosłam wzrok trochę wyżej, na elektroniczny zegarek strojący na drewnianej półce między zdjęciami Arka. Zamrugałam kilka razy, a czerwone kreski tworzące poszczególne cyfry zaczęły docierać przez moje oczy do mózgu. Godzina trzecia, minut dwadzieścia jeden.
- o tu jesteś ! - do salonu wpadł Wlazły i witając się ze mną całusem w policzek usiadł na kanapie.
- i jak było ? - spytałam z nutką ironii w głosie.
- nie wiedziała jak ma wbić gwoździa aby powiesić obraz w salonie.
- ach i po to potrzebna jej była twoja pomoc?  - zakpiłam - nie mogła poprosić sąsiada ?
- zła jesteś ? - ooo pan Wlazły właśnie dokonał historycznego odkrycia! Trzeba to odnotować, być może w przyszłości Arek będzie się uczył o tym na lekcji historii. 
- ależ owszem. - mruknęłam - wbijanie gwoździa, JEDNEGO GWOŹDZIA - podkreśliłam - zajęło Ci aż tyle czasu ?
-  no jasne, że nie. Oprowadził mnie po swoim nowym mieszkaniu, przy okazji posprawdzałem jej wszystkie instalacje. Chwilę porozmawialiśmy i wróciłem -  opowiadała ze stoickim spokojem, a we mnie wszystko wręcz się gotowało.
- zapewne dobrze się bawiliście - rzuciłam oschle - a teraz wybacz, ale idę się położyć, kochanie.
Nie zważając na jego protesty poszłam do sypialni. Położyłam się na naszym wspólnym łóżku i wypłakując kilka łez usnęłam. Nawet nie wiem, czy Mariusz położył się obok mnie, czy może spał w salonie albo w gościnnym, a może w ogóle nie zmrużył dziś oka.

następny dzień. 

Cisza. Cisz zakłócana tylko przez ruch samochodów na bełchatowskiej ulicy i odgłos tykania zegarka. I jak taki spokój może kogokolwiek obudzić? Ach, normalnie. Obudziłam się ponieważ było zbyt cicho. Obeszłam całe mieszkanie, ale nigdzie nie spotkałam prawie dwumetrowej sylwetki siatkarza. A przecież takie dużego człowieka znaleźć jest bardzo łatwo, nawet w największym tłumie. Wyjęłam z kuchennej szafki musli, a z lodówki mleko i już po kilku chwilach mogłam cieszyć się moim skromnym śniadaniem. Z miską i szklanką soku pomarańczowego usiadłam przed telewizorem. 
Martwiłam się. Cholernie się martwiłam. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie teraz jest Mariusz i to bolało najbardziej. Uspokoiłam się gdy usłyszałam charakterystyczny szczęk kluczy przekręcanych w zamku. 
- Olaaaa ! - Arek wbiegł do salonu.
Szybko odstawiłam swoje śniadanie i przytuliłam blondynka.
- Młody zdejmij najpierw buty! - zganił go Mariusz, a trzylatek natychmiast pobiegł wykonać prośbę ojca.
Po chwili Mario wyłonił się zza ściany z bukietem biało-czerwonych róż.
- przepraszam za wczoraj, Ola. Wiem, że cholernie źle zrobiłem, ale tego już nie zmienię - przystanął przy zagłówku kanapy.
Obróciłam się bokiem, aby zobaczyć jego twarz. Napotkałam te jego magnetyczne oczy, które z każdym spojrzeniem powodowały szybsze bicie mojego serca.
- Ola.. powiedz coś - poprosił niepewnie.
- ładne kwiatki - zaśmiałam się odbierając od niego bukiet.
- widzę, że humor Ci dopisuję  - przerwał na moment - a ja mam ciągle coś co należy tylko do Ciebie.
Przeskoczył przez oparcie sofy i usiadł obok mnie. Z kieszeni spodni wyjął to samo pudełeczko co tej pamiętnej nocy w DisneyLandzie. Szybko wydostał z niego pierścionek zaręczynowy i delikatnie wsunął go na mój palec. 
- oświadczam Ci się już po raz drugi - westchnął - ale z chęcią zrobiłbym to jeszcze kolejne pięćset tysięcy razy. A wiesz czemu? Bo Cię kocham. 
Pstryknął mnie palcem w czubek nosa, po czym musnął moje usta swoimi wargami.
- fuuuuuuuj! - jęknął Arek i usiadł na mariuszowych kolanach
- zobaczymy za kilka lat  -zaśmiałam się i zmierzwiłam włosy malcowi. 

Wspólnie przygotowaliśmy obiad, na który zaprosiliśmy również Dagmarę i Oliwiera.
- będę miała syna - oznajmiła dumnie Winiarska, gdy urządziliśmy sobie poobiednią sieste. 
- gratulujemy - uściskałam ją
- ale wiecie, że teraz to wy musicie postarać się o dziewczynkę - zaśmiała się głaszcząc swój zaokrąglony brzuszek.
- to już nie zależy do nas - skwitował Wlazły trzymając swoją dłoń na moim kolanie.
Winiarscy w "odchudzonym" składzie opuścili nasze mieszkanie po dziewiętnastej  Szybko położyliśmy Arka spać, a sami ponownie zalegliśmy na kanapie. Oparłam głowę o ramię siatkarza i wlepiłam wzrok w ekran telewizora.
- obiecasz mi coś ? - zapytałam chwytając jego dłoń. W odpowiedzi uzyskałam tylko przytaknięcie - obiecaj mi, że nigdy Paulina nie będzie ważniejsza niż ja. 

czwartek, 14 marca 2013

47.

Dzień po dniu skreślałam okienko w kalendarzu niczym więzień odliczający malując na ścianie kreski oznaczające liczbę spędzonych w celi godzin, dni, lat. Czułam się właśnie jak taki więzień. Zamknięta w małym pomieszczeniu z kratami. Sama. Z dnia na dzień coraz bardziej upewniałam się że Mariusz jest tym jedynym, tylko, że na związek może być już za późno.

Dziś dokładnie mijał czternasty dzień odkąd przeprowadziliśmy badania. Od rana chodziłam podenerwowana i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Angelika co chwilę powtarzała mi, że wszystko będzie dobrze, że jakoś się ułoży. Ale skąd ona to mogła wiedzieć. Zanim czegoś nie przeżyjesz nie dowiesz się co może czuć osoba, która właśnie to przeżywa.
- Olka, cholera jasna! Zjedz chociaż jedną kanapkę - wrzeszczała od samego rana latając za mną z talerzem kanapek.
- nie mogę no ! Boję się - mruknęłam i zamknęłam się w łazience.
Odkąd tylko wstałam siedziałam z telefonem w dłoni czekając na telefon od Wlazłego. Gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki mojego dzwonka, a na wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie siatkarza zamarłam.
- odbierz - poleciła mi Angelika.
Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
~ wyniki przyszły - jego głos zawtórował mi w głowie jak echo odbija się od gór
~ otwierałeś? - spytałam przełykając śline
~ czekam na ciebie.
~ zaraz będę - odparłam i już miałam się rozłączać
~ Ola kocham Cię - dodał
~ Ja ciebie też.
Schowałam telefon do kieszeni i odruchowo włożyłam swoją walizkę do bagażnika. Podziękowałam za wszystko Angeli i wsiadłam do samochodu.
Są dwa rozwiązania tej całej chorej sytuacji. Albo wynik będzie negatywny i dalej będziemy planować wspólną przyszłość z Mariuszem albo wynik będzie pozytywny, a wtedy najlepiej będzie jak wyjadę.
Odpaliłam silnik i z zawrotną prędkością przemierzałam ulice Bełchatowa.
Zaparkowałam na stałym miejscu na podziemnym parkingu i z sercem w gardle wjechałam windą na dobrze znane mi piętro. Bałam się. Cholernie się bałam. Przycisnęłam dzwonek do drzwi. Po chwili stanął w nich Mariusz. Z ledwością powstrzymałam napływające do moich oczu łzy. Weszłam do mieszkania i od razu udałam się do salonu.
- gdzie Arek? - spytałam nie widząc nigdzie Młodego.
- u Dagi. Wczoraj z Oliwierem zorganizowali sobie nocowanie, ale Daga dzwoniła, że mam go dopiero odebrać jutro.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. W oczy rzuciła mi się biała koperta leżąca na stoliku.
- otwieramy ? - usiadł obok mnie i wziął papier do ręki.
- tak. Chce mieć to już za sobą.
Wlazły rozdarł białą kopertę i wyciągnął z niej zapisaną czarnym atramentem kartkę.
- sprawdź - poprosiłam go.
Jedyne co teraz czułam to strach. Strach przed poznaniem prawdy i przed jej konsekwencjami. Wpatrywałam się w twarz siatkarza, który linija po linijce studiował pismo. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- i co? - dopytywałam - Mariusz do cholery jasnej !
- no już. Wolę się upewnić - mruknął i jeszcze raz prześledził cały tekst - w 99,9%.. - urwał i spojrzał mi głęboko w oczy - Aleksandra Pawlińska..
- nie przedłużaj, proszę - chwyciłam jego dłoń.
- Aleksandra Pawlińska - powtórzył - nie jest córką Kazimierza Wlazłego. Ola.. - dodał półgłosem
Po moim policzku poleciało kilka łez szczęścia. Mariusz przybliżył się do mnie i opuszkiem palca wytarł mokre ślady. Bez słowa wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
- udało się - wyszeptał i przyłożył usta do moich włosów - już wszystko będzie dobrze.
Ułożył dłonie na zakończeniu moich pleców i jeszcze bliżej przysunął mnie do siebie. Jego bliskość działa na mnie jak najlepsze lekarstwo nawet na największe zło świata. Uniosłam głowę do góry i napotkałam jego tęczówki. Przez chwilę przeszywaliśmy się spojrzeniem, po czym on przeniósł swój wzrok na moje usta. Ułamek sekundy później  czułam już jego wargi na swoich. Nasz pocałunek przerwała nieoczekiwanie melodia wydobywająca się z mojego telefonu.
- odbierz - westchnął Wlazły.
Na ekranie widniał numer Winiarskiej. Westchnęłam i przyłożyłam komórkę do ucha.
~ świętujecie?
~ właśnie zaczynaliśmy - odparłam i z uśmiechem na ustach spojrzałam na siatkarza.
~ przerwałam?
~ tak jakby - Mariusz zaczął całować moją szyję.
~ to ja zajmę się Arkiem, a wy bawcie się dobrze - zaśmiała się
~ będziemy.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik.
- pójdziemy na spacer? Albo do kina.. tak dawno nie byłam w kinie - zaproponowałam.
- na prawdę nie chcesz zostać w domu - wymruczał mi do ucha.
- nie - wyszczerzyłam się.
W odpowiedzi usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
- przyniosę twoją walizkę - rzucił i zabierając kluczyki od mojego samochodu i zniknął za drzwiami.

Z niechęcią wstałam z kanapy i poszłam do garderoby. Na wieszakach wisiało kilka moich sukienek i koszul. Przewertowałam ubrania aż w końcu zdecydowałam się na krótką, zwiewną kwiecistą sukienkę.
- wróciłem! - doszedł do mnie głos Wlazłego - gotowa?
- tak. Tylko wyjmij z torby moją kosmetyczke.
Niechętnie podał mi upragnioną rzecz. Mariusz nie lubił gdy się malowałam, ciągle powtarzał mi, że nie chce mieć dziewczyny z kilogramową tapetą na twarzy. Przeciągnęłam więc rzęsy tuszem i chwytając wyciągniętą przez siatkarza dłoń wspólnie wyszliśmy z mieszkania.
Po piętnastominutowej jeździe samochodem dotarliśmy do kina. Zanim przedostaliśmy się do kasy Mariusz rozdał kilkadziesiąt autografów i zapozował do parenastu zdjęć. Cierpliwie znosiłam każdą prośbę skierowaną do Wlazłego aż w końcu zmusiłam się do przerwania tej całej sielanki, gdyż film na który mieliśmy iść już prawie się zaczął.

Na miejscu wszystkich tych fanów siatkówki bałabym się podejść do swojego idola i prosić o zdjęcie i autograf. Ale to może taka moja wrodzona nieśmiałość. Tak czy siak, zawsze jest łatwiej gdy ktoś już prosi o autograf, a reszta ustawia się za nim w kolejce.
W końcu udało nam się zakupić bilety i gdy już mieliśmy wchodzić do sali kinowej telefon Mariusza zaczął dawać znaki swojego istnienia.
- musimy przełożyć nasze wyjście do kina na inny termin - oznajmił chowając swój telefon do kieszeni - Paulina dzwoniła, że ma jakiś problem. Nie gniewasz się?
Kiwnęłam przecząco głową. Jednak w duchu byłam wściekła. Wręcz gotowałam się ze złości. Czyżby to były pierwsze oznaki zazdrości?
Mariusz odwiózł mnie do mieszkania, a sam pojechał pomóc swojej byłej żonie. A przecież miało być tak pięknie. Miało nie być już żadnych problemów. A wyszło jak zawsze.

niedziela, 10 marca 2013

46.

Nie zważając na łzy płynące po policzkach zaczęłam pakować swoje rzeczy. Rozmazany obraz za bardzo mi w tym nie pomagał. Ale co innego mogłam w tym momencie zrobić? Kocham Mariusza i cholernim mi na nim zależy, dlatego nie wytrzymałabym gdyby okazał się moim bratem. Nie mogłabym przejść koło niego obojętnie. Zbyt dużo by mnie to kosztowało. Postawcie się w mojej sytuacji : mogłybyście żyć z miłością swoje życia i nie móc go przytulić, pocałować, bo jest waszym przyrodnim bratem? Przecież to niedorzeczne! Całe moje życie to jakaś kpina.
- dzwoniłem do  ojca... jutro przyjedzie - Wlazły wszedł do garderoby - Ola co ty robisz?
- pakuje się - wycedziłam starając się powstrzymać kolejny wybuch płaczu.
- ale dlaczego ? - chwycił moje dłonie i uklękł przed mną. Nasze kolana dzieliła tylko moja walizka.
- bo ja nie mogę... Mariusz ty możesz być moim bratem! Nie rozumiesz tego?
- Ola, kochanie wszystko się ułoży - próbował mnie pocieszyć
- a jeżeli się nie ułoży? - popatrzyłam na niego zapłakanymi oczami
- nawet tak nie myśl - wyszeptał, po czym przytulił mnie do siebie
- wyjadę na te dwa tygodnie do Angeli. Tak będzie najlepiej.
Domknęłam walizkę i jeszcze raz przejechałam wzrokiem po półkach. Mariusz wyniósł moją walizkę na przedpokój, a ja zabierając po drodze torebkę dołączyłam do niego.
- Ola  dlaczego wyjeżdzasz ? - ze swojego pokoju niespodziewanie wypadł Arek - ja nie chce żebyś wyleciała. Ta pani ci powiedziała coś złego?
- nie martw się Szkarbie - poczochrałam jego blond włosy i otarłam spływającą po policzku łzę - za niedługo się zobaczmy.
- obiecujesz?
- obiecuje - wyszeptałam i przytuliłam Malucha do siebie.
- Ola pamiętaj że nie ważne co będzie ja nadal będę cię kochał - wyznał Mariusz
- Ja ciebie też. Ale weź na razie pierścionek.. proszę - oddałam mu część biżuterii.
Ostatni raz musnęłam jego wargi swoimi i zamknęłam za sobą drzwi mieszkania.

Walizka bardzo szybko znalazła swoje miejsce na dnie bagażnika. Usiadłam na miejscu dla kierowcy i oparłam głowę o kierownicę.
Tyle pięknych chwil, tyle przeżytyci wspólnie dni, tyle dzielenia się radościami i smutkami i to wszystko ma zniknąć. Tak po prostu rozpłynąć się. A to tylko i wyłączonie przez głupi błąd naszych rodziców. Poniosło ich - niezłe żarty. Ich chwila uniesienia kosztuje mnie teraz wszystko co mam. Przez nich tracę moje Mariusza.
Z letargu wyrwał mnie dopiero odgłos pukania w szybę mojego samochodu. Podniosłam głowę i przez zapłakane oczy ujrzałam twarz Wlazłego. Myślałam, że to tylko moje urojenia, wytwór zrozpaczonej wyobraźni. Nacisnęłam przycisk który zsunął szybę w dół. Poczułam rękę siatkarza na moim policzku. Kciukiem otarł spływające łzy, by po chwili wpić się w moje usta. Napierał na nie z całej siły tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Bo zapewne nim był. Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie zasunęłam szybę i z piskiem opon odjechałam z parkingu. Po raz ostatni spojrzałam w lusterko, aby jeszcze raz zobaczyć mojego kochanego Mańka. Moje serce pękło na tysiąc kawałków.
Ten cholerny świat! Ta cholerna rzeczywistość! Wszystko zepsuła. Miało był jak w bajce. Książę księżniczka i żyli długo i szczęśliwie. Ale przecież bajki nie istnieją i ja jako dorosła osoba powinnam o tym wiedzieć. Mimo to żyłam nadzieją, łudziłam się szczęśliwym zakończeniem mojej historii.

Zapukałam do domu mojej przyjaciółki, która widząc mój opłakany stan i walizkę w prawej ręce wpuściła mnie bez zbędnych pytań do środka.
Postawiła przede mną pudełko czekoladowych lodów i butelkę naszego ulubionego wina.
- wyjechał do Serbii - zaczęła Angelika - a ja nawet nie wiem czy my jesteśmy parą. Nie określił się.
- to ty lepiej słuchaj mojej historii - wtrąciłam wypijając już enty kieliszek wina - on prawdopodobnie jest moim bratem. Rozumiesz to ? Spałam z własnym bratem.
Obie wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. Procenty nieźle namieszały w naszej głowie a na dodatek moja kochana koleżanka wyciągnęła z lodówki butelkę czystej. Po kilku głębszych i poznania swoich najskrytszych sekretów z ledwością wdrapałyśmy się po schodach na antresole, gdzie mieściło się ogromne łóżko Angeli. Jak długie padłyśmy na miękki materac i zasnęłyśmy.

Rano obudziłyśmy się z bólem głowy. Czego mogłyśmy się spodziewać. Po pobieżnym ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania czekałam jak na szpilkach na telefon od Wlazłego informujący że jego ojciec już przyjechał. Doczekałam się go dopiero po południu. Ale na badania postanowiliśmy udać się dopiero następnego dnia.

Tak jak się umówiliśmy pan Kazimierz przyjechał pod mieszkanie Angeliki sam. Wsiadłam do jego samochodu i udaliśmy się pod podany przez Aleksandara  adres.
- Olu powinienem cię przeprosić. To przeze mnie.. to ja niszczę wam teraz wspólną przyszłość. Żałuję tego co wtedy zrobiliśmy, ale to na prawdę był impuls. Oboje byliśmy już trochę podpici a w naszych małżeństwach nie układało się zbyt dobrze. Nie chce abyś miała do mnie żalu, a tym bardziej do matki.
- nie mam do pana żalu. Powoli godzę się z tą sytuacją.
- z przeciwnościami losu trzeba sobie jakoś radzić - podsumował pokrzepiająco pan Wlazły.
Pielęgniarka zebrała od nas próbki DNA. Wyniki miały przyjść w ciągu dwóch tygodni do mieszkania siatkarza. Mariusz uregulował elektronicznie wszelkie koszty badania. Teraz przyszło nam tylko czekać.

Piątego dnia naszego czekania czekała na mnie w Inspiracji niespodzianka.
- Ola! - do moich uszu doszedł melodyjny głosił młodego Wlazłego - Stęskniłem się.
Arek wpadł do mojego gabinetu i przytulił się do moich nóg. Podniosłam go do góry i mocno przytuliłam. Tak bardzo stęskniłam się za jego roześmianą twarzyczką i niezwykłym ciepłem bijącym od jego małego ciałka.
- a gdzie zgubiłeś tatusia ? - spytałam.
Z jednej strony bałam się zobaczyć Mariusza po raz pierwszy od tych kilku dni. Bałam się że nie powstrzymam emocji, wpadne mu w ramiona. A przecież muszę być silna. Jeżeli teraz się rozkleje później będzie już tylko gorzej. Z drugiej zaś strony cholernie mi go brakowało, zapachu jego perfum, smaku ust, bliskości ciało. Z rozmyśleń wyrwał mnie dopiero cichutki głosik Arka.
- czeka na dworze. Ale wiesz co Olu muszę ci coś powiedzieć. Odkąd się wyprowadziłaś tata cały czas chodzi smutny, nie je, w nocy ogląda telewizję zamiast spać. Kiedy do nas wrócisz?
- postaram się za niedługo. Na razie muszę zostać u mojej przyjaciółki Angeliki.
Mały kiwnął tylko głową na znak, że rozumie, po czym złapał mnie za rękę i zaprowadził w stronę wyjścia z restauracji. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę, żeby po chwili stanąć twarzą w twarz z Mariuszem.
- Ola.. - szepnął.
Widziałam jak powstrzymuje się aby mnie nie przytulić. Ostatecznie nie wytrzymał i zamknął moje ciało w swoim żelaznym uścisku. Dopiero teraz doszło do mnie jak bardzo mi go brakowało. Jak bardzo tęskniłam. Zapach jego perfum przez dłuższy czas drażnił moje nozdrza, a ciepło jego ciała wypełniało mój organizm od stóp do głów. Serce zaczęło mocniej bić, a w brzuchu znów latały motyle.
- ja nie mogę bez ciebie żyć - wyznał łamiącym się głosem.
- wiem Mariusz. Ja bez ciebie też. Ale musimy być silni.
Wyrwałam się z jego ramion i odeszłam na bezpieczną odległość kilku kroków.
- Arek bardzo chciał się z tobą spotkać - powiedział zmieniając temat.
- no właśnie. Mam dla ciebie niespodziankę - krzyknął podekscytowany trzylatek i pobiegł do dobrze znanego mi samochodu.
Zrobił po chwili z rysunkiem.
- tu jestem ja - pokazywał na narysowane na kartce papieru osoby - a tu ty i tata. Oo a tu nasz dom.
- śliczne - odebrałam od niego obrazek i mocno go przytuliłam.
- Młody musimy już jechać. Trzeba jeszcze zrobić zakupy - Mariusz wziął syna na barana.
- Ola a kiedy do nas wrócisz? - dopytywał
- zobaczymy jak to wszystko się ułoży - spojrzałam z nadzieją na Wlazłego.
Stałam za przeszklonymi drzwiami Inspiracji i obserwowałam jak samochód siatkarza odjeżdża z parkingu. W gabinecie czekała już na mnie Dagmara z kubkiem świeżej kawy.
- cholernie mi trudno - szepnęłam wypłakując się w ramie Winiarskiej.
- trzeba mieć nadzieję - Daga próbował dodać mi otuchy.
- nadzieja matką głupich - powiedziałam z nutką ironii w głosie
- a każda matka kocha swoje dzieci - zaśmiała się

******
No to co następny rozdział będzie tym ostatnim? Co wy na to?

środa, 6 marca 2013

45.

Powrót do Polski równa się koniec urlopu, więc czas odwiedzić skromnie progi Inspiracji. 
Gdy tylko wstałam przyszykowałam śniadanie dla moich głodomorów, po czym ubrałam się i zostawiając dla chłopaków karteczkę wyszłam do swojej jakże ulubionej pracy.

 Stoliki i krzesła stały na swoich miejscach,a kuchnia ciągle nadawała się do użytku. Jaki wniosek ? Należy częściej robić sobie urlop. Zaszyłam się w swoim gabinecie, który o dziwo podczas mojej nieobecności nie wyleciał w powietrze, i przeglądałam wszystkie faktury oraz rozliczenia z bieżącego miesiąca. Muszę przyznać, że Bartosz się postarał i nawet pogrupował mi wszystkie papierki. Trzeba będzie pomyśleć nad jakąś premią dla niego. W czasie gdy segregowałam nowe faktury rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Dagmary, więc czym prędzej odebrałam. Przez myśl przeszedł mi wątek związany z ciążą Winiarskiej, ale szybko odepchnęłam go w najciemniejszy kąt mojego umysłu.
- hej złotko - przywitała się i jak nastolatka cmoknęła do słuchawki - ja dzwonię tylko po to aby Ci oznajmić, że niestety nie pojawię się dzisiaj w restauracji... Przepraszam Cię bardzo no ale wiesz.. Misiek jutro wyjeżdża na zgrupowanie..
- rozumiem - przerwałam jej - poradzimy sobie z Bartkiem.. tylko grzecznie tam ! - dodałam i zakończyłam połączenie.
Kilka razy poobracałam komórkę między palcami po czym odłożyłam ja na moje drewniane biurko. Dokładnie posprawdzałam stan magazynów i pogawędziłam z szefem kuchni na temat nowych dań w menu. Po zrobieniu rundki po całym wnętrzu restauracji wróciłam do swojego biura. Podpisałam kilka umów, które dostarczył mi w tym czasie Bartek, po czym otworzyłam okno i wpuściłam do pomieszczenia trochę świeżego powietrza. Chwyciłam w dłonie telefon, na którego wyświetlaczu pojawiła się informacja o pięciu nieodebranych połączeniach od Mariusza i jednej nieprzeczytanej informacji, w której to Wlazły prosił abym jak najszybciej wróciła do domu.
Wybiegłam z gabinetu prawie łamiąc jednego z obcasów. Przez moją głowę przesuwały się najróżniejsze scenariusze. A co jeżeli coś stało się Mariuszowi, albo nie daj Boże Arkowi? Wsiadłam do swojej skody i z piskiem opon odjechałam spod restauracji. Na szczęście po drodze nie spotkałam żadnego patrolu policyjnego, ponieważ skończyłby się to za pewne ubytkiem pieniędzy z mojego konta. Z łopoczącym jak flaga na wietrze sercem wyszłam z samochodu i weszłam do naszej klatki. Jak na nieszczęście winda miała jakąś usterkę i zamiast kilkusekundowej przejażdżki musiałam wbiegać po schodach.
- jestem! co się stało ? - rzuciłam przekraczając próg mieszkania.
Od razu zza rogu wyłonił się Wlazły i ręką wskazał na salon. Droga która zazwyczaj nie zajmuje mi więcej niż dziesięć sekund wydawała się teraz katorgą. Szłam jak na ścięcie. Ale widok mojej mamy siedzącej w fotelu i popijającej herbatkę na prawdę podciął mi kolana.
- mamo ? co ty tutaj robisz ? - spytałam zaskoczona, po czym usiadłam koło Mariusz na kanapie.
Siatkarz objął mnie w pasie i aby dodać otuchy na starcie z rodzicielką pocałował w skroń.
- wiem, że to co teraz powiem może was zszokować - zaczęła Krystyna - zdaję sobie sprawę z tego, że o takich rzeczach powinnam powiedzieć wam wcześniej, ale najpierw nie myślałam, że wy kiedykolwiek się spotkacie, a później nie sądziłam, że wasza relacja rozwinie się aż do tego stopnia.
Wzrokiem wodziła z mojej sylwetki na sylwetkę Mariusz. Zaczynałam bać się tego co ma nam do powiedzenia. Fatygowała się do nas aż z Rzeszowa, więc ma chyba jakąś ważną sprawę.
- o czym pani mówi ? - dopytywał nerwowo Wlazły
Krystyna upiła łyk herbaty, aby po chwili wyjaśnić nam po co się zjawiła.
- miałam romans z Kazimierzem - ucięła krótko.
Oczy wyskoczyły mi z orbit. Ścisnęłam mocniej dłoń Mańka. Spojrzałam na jego twarz, z której poranny optymizm wyparował.
- o czym pani mówi ?  - spytał podniesionym głosem.
- ty i Ola.. wy możecie być rodzeństwem.
- żartujesz sobie?! już nie masz czego wymyślać tylko takie głupstwa?! - nie mogłam powstrzymać emocji. Wstałam i zaczęłam nerwowo przechadzać się po salonie.
Nie mogłam uwierzyć w to, że moja idealna, aż nadto pobożna mamusia mogłaby zdradzić tatę. Przecież to niedorzeczne.
- nie wiem jak do tego doszło. to był impuls. przecież w dzisiejszych czasach też macie takie impulsy, czy jak to tam nazywacie - próbowała się bronić, ale każde słowo wypowiadała tak oschle i obojętnie, że miałam wrażenie, że robi to specjalnie, tylko po to aby zrobić nam na złość - oboje byliśmy już lekko wstawieni.
- proszę Cię nie kończ - urwałam jej - wyjdź. musimy to wszystko przemyśleć.
- ja tylko chciałam abyście wiedzieli i nie żyli w grzechu - uśmiechnęła się sztucznie i opuściła mieszkanie
- sama żyjesz w grzechu ! - krzyknęłam za nią, po czym zamknęłam główne drzwi "na cztery spusty".
Oparłam się o nie  i natychmiastowo zsunęłam na podłogę. Łzy popłynęły po moich policzkach.
- co się stało ? - ze swoje pokoju wyszedł Arek. Podszedł do mnie i odgarnął opadające na moją twarz włosy  - wszystko będzie dobrze. Tatuś zawsze tak mówi.
Posłałam mu nikły, bardziej wymuszony niż prawdziwy uśmiech. Blondynek szybko zniknął, a na korytarzu pojawił się Mariusz.
- Oluś, musimy być silni.. przecież to nie musi być prawda! - usiadł obok mnie o mocno przytulił
- a jeżeli jest ? - odsunęłam się od niego
- nie możesz myśleć o tym w ten sposób. Jeszcze dziś zadzwonię do ojca... musimy zrobić badania genetyczne.
- to potrwa... -  westchnęłam i otarłam mokre policzki
- nie potrwa. Pamiętasz jak Aleks mówił o tym dziecku, wtedy co ten facet prawie go pobił.. - kiwnęłam twierdząco głową - był w prywatnym gabinecie i czekał na wyniki raptem dwa tygodnie.
- ale Mariusz ja nie mogę.. -  urwałam i jak najszybciej pobiegłam do sypialni.