czwartek, 14 marca 2013

47.

Dzień po dniu skreślałam okienko w kalendarzu niczym więzień odliczający malując na ścianie kreski oznaczające liczbę spędzonych w celi godzin, dni, lat. Czułam się właśnie jak taki więzień. Zamknięta w małym pomieszczeniu z kratami. Sama. Z dnia na dzień coraz bardziej upewniałam się że Mariusz jest tym jedynym, tylko, że na związek może być już za późno.

Dziś dokładnie mijał czternasty dzień odkąd przeprowadziliśmy badania. Od rana chodziłam podenerwowana i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Angelika co chwilę powtarzała mi, że wszystko będzie dobrze, że jakoś się ułoży. Ale skąd ona to mogła wiedzieć. Zanim czegoś nie przeżyjesz nie dowiesz się co może czuć osoba, która właśnie to przeżywa.
- Olka, cholera jasna! Zjedz chociaż jedną kanapkę - wrzeszczała od samego rana latając za mną z talerzem kanapek.
- nie mogę no ! Boję się - mruknęłam i zamknęłam się w łazience.
Odkąd tylko wstałam siedziałam z telefonem w dłoni czekając na telefon od Wlazłego. Gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki mojego dzwonka, a na wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie siatkarza zamarłam.
- odbierz - poleciła mi Angelika.
Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
~ wyniki przyszły - jego głos zawtórował mi w głowie jak echo odbija się od gór
~ otwierałeś? - spytałam przełykając śline
~ czekam na ciebie.
~ zaraz będę - odparłam i już miałam się rozłączać
~ Ola kocham Cię - dodał
~ Ja ciebie też.
Schowałam telefon do kieszeni i odruchowo włożyłam swoją walizkę do bagażnika. Podziękowałam za wszystko Angeli i wsiadłam do samochodu.
Są dwa rozwiązania tej całej chorej sytuacji. Albo wynik będzie negatywny i dalej będziemy planować wspólną przyszłość z Mariuszem albo wynik będzie pozytywny, a wtedy najlepiej będzie jak wyjadę.
Odpaliłam silnik i z zawrotną prędkością przemierzałam ulice Bełchatowa.
Zaparkowałam na stałym miejscu na podziemnym parkingu i z sercem w gardle wjechałam windą na dobrze znane mi piętro. Bałam się. Cholernie się bałam. Przycisnęłam dzwonek do drzwi. Po chwili stanął w nich Mariusz. Z ledwością powstrzymałam napływające do moich oczu łzy. Weszłam do mieszkania i od razu udałam się do salonu.
- gdzie Arek? - spytałam nie widząc nigdzie Młodego.
- u Dagi. Wczoraj z Oliwierem zorganizowali sobie nocowanie, ale Daga dzwoniła, że mam go dopiero odebrać jutro.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. W oczy rzuciła mi się biała koperta leżąca na stoliku.
- otwieramy ? - usiadł obok mnie i wziął papier do ręki.
- tak. Chce mieć to już za sobą.
Wlazły rozdarł białą kopertę i wyciągnął z niej zapisaną czarnym atramentem kartkę.
- sprawdź - poprosiłam go.
Jedyne co teraz czułam to strach. Strach przed poznaniem prawdy i przed jej konsekwencjami. Wpatrywałam się w twarz siatkarza, który linija po linijce studiował pismo. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- i co? - dopytywałam - Mariusz do cholery jasnej !
- no już. Wolę się upewnić - mruknął i jeszcze raz prześledził cały tekst - w 99,9%.. - urwał i spojrzał mi głęboko w oczy - Aleksandra Pawlińska..
- nie przedłużaj, proszę - chwyciłam jego dłoń.
- Aleksandra Pawlińska - powtórzył - nie jest córką Kazimierza Wlazłego. Ola.. - dodał półgłosem
Po moim policzku poleciało kilka łez szczęścia. Mariusz przybliżył się do mnie i opuszkiem palca wytarł mokre ślady. Bez słowa wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
- udało się - wyszeptał i przyłożył usta do moich włosów - już wszystko będzie dobrze.
Ułożył dłonie na zakończeniu moich pleców i jeszcze bliżej przysunął mnie do siebie. Jego bliskość działa na mnie jak najlepsze lekarstwo nawet na największe zło świata. Uniosłam głowę do góry i napotkałam jego tęczówki. Przez chwilę przeszywaliśmy się spojrzeniem, po czym on przeniósł swój wzrok na moje usta. Ułamek sekundy później  czułam już jego wargi na swoich. Nasz pocałunek przerwała nieoczekiwanie melodia wydobywająca się z mojego telefonu.
- odbierz - westchnął Wlazły.
Na ekranie widniał numer Winiarskiej. Westchnęłam i przyłożyłam komórkę do ucha.
~ świętujecie?
~ właśnie zaczynaliśmy - odparłam i z uśmiechem na ustach spojrzałam na siatkarza.
~ przerwałam?
~ tak jakby - Mariusz zaczął całować moją szyję.
~ to ja zajmę się Arkiem, a wy bawcie się dobrze - zaśmiała się
~ będziemy.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik.
- pójdziemy na spacer? Albo do kina.. tak dawno nie byłam w kinie - zaproponowałam.
- na prawdę nie chcesz zostać w domu - wymruczał mi do ucha.
- nie - wyszczerzyłam się.
W odpowiedzi usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
- przyniosę twoją walizkę - rzucił i zabierając kluczyki od mojego samochodu i zniknął za drzwiami.

Z niechęcią wstałam z kanapy i poszłam do garderoby. Na wieszakach wisiało kilka moich sukienek i koszul. Przewertowałam ubrania aż w końcu zdecydowałam się na krótką, zwiewną kwiecistą sukienkę.
- wróciłem! - doszedł do mnie głos Wlazłego - gotowa?
- tak. Tylko wyjmij z torby moją kosmetyczke.
Niechętnie podał mi upragnioną rzecz. Mariusz nie lubił gdy się malowałam, ciągle powtarzał mi, że nie chce mieć dziewczyny z kilogramową tapetą na twarzy. Przeciągnęłam więc rzęsy tuszem i chwytając wyciągniętą przez siatkarza dłoń wspólnie wyszliśmy z mieszkania.
Po piętnastominutowej jeździe samochodem dotarliśmy do kina. Zanim przedostaliśmy się do kasy Mariusz rozdał kilkadziesiąt autografów i zapozował do parenastu zdjęć. Cierpliwie znosiłam każdą prośbę skierowaną do Wlazłego aż w końcu zmusiłam się do przerwania tej całej sielanki, gdyż film na który mieliśmy iść już prawie się zaczął.

Na miejscu wszystkich tych fanów siatkówki bałabym się podejść do swojego idola i prosić o zdjęcie i autograf. Ale to może taka moja wrodzona nieśmiałość. Tak czy siak, zawsze jest łatwiej gdy ktoś już prosi o autograf, a reszta ustawia się za nim w kolejce.
W końcu udało nam się zakupić bilety i gdy już mieliśmy wchodzić do sali kinowej telefon Mariusza zaczął dawać znaki swojego istnienia.
- musimy przełożyć nasze wyjście do kina na inny termin - oznajmił chowając swój telefon do kieszeni - Paulina dzwoniła, że ma jakiś problem. Nie gniewasz się?
Kiwnęłam przecząco głową. Jednak w duchu byłam wściekła. Wręcz gotowałam się ze złości. Czyżby to były pierwsze oznaki zazdrości?
Mariusz odwiózł mnie do mieszkania, a sam pojechał pomóc swojej byłej żonie. A przecież miało być tak pięknie. Miało nie być już żadnych problemów. A wyszło jak zawsze.

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)
    Jak dobrze, że nie są rodzeństwem .! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju świetne to :D Masz wielkie szczęście że nie przerwałaś w momencie: -Aleksandra Pawlińska... :D No po prostu zgon na miejscu był by :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo.. masz szczęście ! :D Normalnie chyba bym zeszła na zawał jakbyś skończyła to opowiadanie ;D Nie ma to tamtooo happy end musi być zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie kolejny rozdział;) Już nie mogłam się doczekać sprawdzałam codziennie czy jest kolejny;D Ale fajnie że nie są rodzeństwem;) Ciekawe co dalej już nie mogę się doczekać;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Popieram dziewczyny, jakbyś w tamtym momencie skończyła, to byśmy Cię zlinczowały :D
    Cieszę się, że nie są rodzeństwem i liczę na to, że im się ułoży :)
    Czekam na ciąg dalszy!

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super pisz szybko bo już się nie mogę doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że nie są rodzeństwem.;] Czekam na kolejny i zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń