niedziela, 30 grudnia 2012

29.

W czwartkowe popołudnie zawitaliśmy w Wieluniu. Mariusz zaparkował pod rodzinnym domem, z którym wiązała się kupa wspomnień z naszego dzieciństwa. Arek jak poparzony wybiegł z samochodu i wleciał w ramiona swojej babci, która jak zwykle przywitała nas z ogromnym uśmiechem. Weszliśmy na chwilę do środka. Od czasu, gdy byłam tu ostatni raz, wystrój praktycznie się nie zmienił. Najbardziej z domu Wlazłych lubiłam ogromny kominek w salonie. Pani Basia zaprosiła nas do jadalni, gdzie czekało na nas pyszne ciasto. Porozmawialiśmy chwilę, Mariusz dał rodzicom ostatnie wskazówki i przykazał synkowi aby się zachowywał. Obładowani ciasteczkami, które pani Wlazły upiekła specjalnie dla nas wróciliśmy do Bełchatowa. Półtorej godziny później byczyliśmy się już w mieszkaniu. Zjedliśmy szybka kolację i po wykonaniu wieczornej toalety szybko usnęliśmy.

Budzik zbudził nas parę minut po szóstej. Bez grymasów i marudzenia wstaliśmy i sprawdziliśmy czy aby na pewno wszystko spakowaliśmy. Zjedliśmy śniadanie i zabierając ciasteczka pani Basi udaliśmy się do samochodu. Chwilę później byliśmy już pod Bełchatowską Energią.
- teraz muszę Cię przeszkolić - Mariusz uśmiechnął się - wiem, ze nie interesujesz się siatkówką, więc możesz wypalić jakieś głupstwo. Vinić i Cala już nie grają w Skrze, za to mamy nowego rozgrywającego Dante Bonifante. Zapamiętasz ?
- Tak. Vinic, Cala nie grając. Nowy rozgrywający Dante Bonaparte.
- Bonifante - poprawił mnie.
- a co powiedziałam ?
Rozbawieni moją głupotą opuściliśmy samochód i powoli wpakowaliśmy się do pszczółkowego autokaru.
Jak się okazało nie tylko Mariusz zabierał osobę towarzyszącą. Winiarski zabrał Dagę, odstawiając uprzednio Oliwiera do teściów. Pliński i Bąkiewicz również zabrali swoje żony. Dziś także poznaliśmy wybrankę holenderskiego środkowego. A najlepsze jest to, że jest ona Polką ! Polki, przepraszają, że są najładniejsze! Z tego co udało mi się zrozumieć, ma na imię Małgorzata i właśnie skończyła pedagogikę. Poznałam również nowego rozgrywającego. Na pierwszy rzut oka trochę mnie przestraszył  ale Dante okazał się całkiem miłym facetem. Na końcu w autobusie znaleźli się nasi Serbowie. Cupko jako jedyny wyczuł ciasteczka i szybko usiadł na siedzeniu na przeciwko mnie. Siedzę przed nim zajął Aleks. Konstantin z maślanymi oczkami kota ze Shreka zaczął żebrać o ciasteczka, więc nie mogłam mu odmówić. Pudełko z wypiekami przeszło z rąk do rąk przez cały autobus, a jego zawartość zniknęła zanim kierowca odpalił autokar.

Droga do Rzeszowa strasznie mi się dłużyła. Mimo, że znałam ją na pamięć ciągle pytałam Mariusz gdzie jesteśmy i czy jeszcze daleko. Wlazły znudzony moją paplaniną usnął w najlepsze.
Chwilę przysłuchiwałam się rozmowie dwóch Serbów, oczywiście w ich ojczystym języku. W końcu poprosiłam aby nauczyli mnie kilku zwrotów.
- lepiej nie mogłaś trafić - zaśmiał się Aleks - więc od czego zaczynamy ?
- od początku - uśmiechnęłam się i wyjęłam z torebki notatnik. Wreszcie przyda się na coś sensownego.
- to może takie codzienne zwroty jak dzień dobry i te sprawy? - zaproponował Kostek. Przystałam na jego propozycję.
- więc - zaczął Aleks -  budzisz się rano, koło pięknej dziewczyny - chrząknęłam - o sorry, koło przystojnego chłopaka i mówisz mu dobro jutro.
- jak to się piszę ? - spytałam, po czym Cupko zabrał mi notatnik i nagryzmolił w nim jakieś chińskie znaczki
- i to - wskazałam im na добро јутро - czyta się dobro jutro ?
- tak. Przejdźmy dalej. Chcesz zapytać się tego przystojnego chłopaka jak mu się spało, więc mówisz : kao što spavaš ?  -  i znów Kostek nabazgrał mi jakieś chińskie znaczki - później chcesz wyznać mu miłość, więc mówisz : Volim te
- trochę śmiesznie to brzmi - uśmiechnęłam się, ale Aleksandar dalej kontynuował lekcję. 
- inne przydatne słówka to na przykład proszę - molim , przepraszam -  žao  , dziękuję - hvala
- i jeszcze - dodał Konstantin - do widzenia - zbogom  , dobranoc - Laku noć
I tak na nauce serbskiego zleciała mi cała podróż. Kilka kilometrów przed Rzeszowem obudziłam Mariusza i  po serbsku zapytałam : jak się spało?. Wlazły popatrzył na mnie z miną podobną do "are you fucking kidding me?" połączonej z "what the fuck?". Aleks i Kostek bili mi brawo, z perfekcyjnej wymowy. Co jak co ale uczę to ja się bardzo szybko. 

Autokar zatrzymał się przed jednym z rzeszowskich hoteli. Nawrocko po przydzielał pokoje. I jakby mogło być inaczej. Oczywiście weekend spędzę z Mariuszem w jednej sypialni. 
- po obiedzie idziemy do twoich rodziców, co ty na to ?  - zapytał gdy staliśmy już w pokoju numer 101. Przytaknęłam, po czym zeszliśmy do restauracji. Po skończonym posiłku każdy wyruszył w swoją własną drogę, część relaksowała się w hotelowych pokojach, część poszła zwiedzać Rzeszów.
Wlazły zamówił taksówkę i już po chwili byliśmy pod domem moich rodziców. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. O dziwo nie otworzyła mi ani mama, ani tata. Tylko Maciek. Wskoczyłam bratu w ramiona. Wiedział jaka przeprawa mnie czeka, więc szybko wpuścił nas do środka. Rodzice siedzieli w salonie i bawili się z wnukiem. Przywitałam się z nimi.
- mamo, tato.. pamiętacie Mariusz ? - zaczęłam - Maciek chodził z nim do gimnazjum. 
- no tak pamiętamy. Wyrosłeś - Krystyna posłała ciepły uśmiech w stronę Wlazłego
- chciałabym wam powiedzieć, że od jakiegoś czasu spotykam się z nim - oznajmiłam i chwyciłam siatkarza za rękę. 
- to wspaniała wiadomość - tym razem serdeczny uśmiech posłał mój tata.
-wiem, ale jest też dryga część, którą chcę abyście bez względu na wszystko zaakceptowali, bo ja nie zmienię swojej decyzji.
- słuchamy - powiedzieli niemal jednocześnie, a mi serce podskoczyło do gardła.
- Mariusz ma za sobą nieudane małżeństwo, którego owocem jest jego trzyletni syn. Kocham ich obu ponad życie i nigdy nie zrezygnuję z okazji na to aby codziennie patrzeć na małego blondynka latającego po mieszkaniu.
- czyli mężczyzna z którym jesteś jest żonaty ? - zapytała lekko zdenerwowana mam. Tego się mogłam spodziewać, moi rodzice są nad wyraz katolickim małżeństwem. Zero seksu przed .ślubem, co niedziela w kościele, co miesiąc u spowiedzi, paciorek rano i wieczorem... 
- rozwiedziony - poprawiłam moją rodzicielkę
-  kościół nie uznaje rozwodów - krzyknęła Krystyna.
Usłyszałam tylko głośne trzaśnięcie drzwi. Gdy się obróciłam zorientowałam się, że to Wlazły opuścił dom. Chwyciłam torebkę i szybko za nim pobiegłam. Słyszałam tylko jak Maciek kłóci się z mamą. Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. W końcu zlokalizowałam Mariusza. Był zły na siebie. podeszłam do niego i mocno się przytuliłam.
- Olka to nie ma sensu.. twoi rodzice mnie nie akceptuję, nie akceptują tego, ze jestem rozwiedziony, tego, że mam syna... nie chcę żebyś przeze mnie straciła z nimi kontakt.
- misiek, dla mnie ważniejszy jesteś ty - wyszeptałam i chwyciłam jego dłoń - Kocham Cię i bez względu na to co mówią moi rodzice chcę być z Tobą. 
- Ja Ciebie też kocham - uśmiechnął się i mocno mnie objął. 
Zadzwoniliśmy po taksówkę. W hotelu byliśmy w sam raz na kolację. 

czwartek, 27 grudnia 2012

28.

Kurczak dochodził już w piekarniku. Postawiłam na prosty przepis : kurczak z ryżem. W czasie gdy Mariusz sprzątał już po myciu okien poszłam do garderoby. Luźny T-shirt zamieniałam na koszulę w kratę z rękawami na 3/4.
- i jak mi poszło ? - Wlazły położył swoje 'nadludzkich' rozmiarów dłonie na moich biodrach
- zaraz zobaczymy - uśmiechnęłam się i poszłam na obchód. Z ręką na sercu mówię, iż Mariusz Wlazły w każdym momencie może zmienić profesję na 'czyściciela okien'.
- spisałem się, prawda?  teraz należy mi się jakaś nagroda - na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Wszystko poszłoby po jego myśli gdyby nie dzwonek do drzwi.
- to pewnie Winiarscy. Kochanie wyjmij kurczaka, a ja otworze drzwi
- ale wrócimy do tego ? - chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- zobaczymy - pocałowałam go w policzek i popchnęłam w stronę kuchni.
Sama podążyłam w stronę drzwi wejściowych. Gdy tylko je otworzyłam, do mieszkania wpadł Arek i Oliwier. Niczym stado pędzących przez sawannę gazeli szybko pobiegli do kuchni, gdzie Mariusz kończył kolację. Daga zaczęła się śmiać, za to Michał podążając śladami dzieciaków również zaszył się w kuchni. Niby w celu pomocy, ale wszyscy wiedzieli, że nasz głodomór musi wszystkie spróbować. Ach, Ci zawsze nienajedzeni siatkarze. Zaprosiłam Dagmarę do jadalni. Wlazły w tym czasie nakrył do stołu, więc szybko przyniosłam kurczaka na stół i zaczęliśmy kolację. Arek i Oli ciągle opowiadali o tym jak świetnie się bawili. Mariusz i Michał jak zwykle zeszli na temat siatkówki, ewentualnie Real i Barca.
Zarz po kolacji dzieciaki poszły do pokoju Arka. Posprzątałyśmy z Dagmarą ze stołu i z filiżankami cappuccino zaszyłyśmy się w kuchni.
- Daga, co się dzieje ? jesteś jakaś taka nieobecna - zagaiłam włączając zmywarkę.
- Olka, bo ja chyba jestem w ciąży - wydusiłam z siebie.
- przecież to wspaniała wiadomość ! - krzyknęłam, ale Winiarska szybko mnie uciszyła - nie powiedziałaś jeszcze Miśkowi ?
- nie.. bo wiesz boję się jego reakcji.. W planach mieliśmy tylko jedno dziecko. i tu już nie chodzi o to, że nie chcemy kolejnego.. tylko o to, że Michała ciągle nie ma w domu.. i znów praktycznie sama musiałabym wychowywać dziecko.. Dla mnie to nie problem, bo wiem, że Misiek w każdej chwili urwie się z treningów, czy opuści zgrupowanie, gdy tylko będzie taka potrzeba.. Ale przecież on nie powinien tego robić. A z drugiej strony dziecko nie powinno wychowywać się bez ojca.
- Daga, głowa do góry.. wszystko będzie dobrze. - przytuliłam ją
- łatwo mówić.. Ty masz Mariusza praktycznie cały czas, a ja na sezon grupowy tracę Miśka.. -  z jej oczu poleciała pojedyncza łza
- Daguś, ty nigdy nie tracisz Michała. On zawsze jest z Tobą.. Jesteście już kilka lat małżeństwem i za pewne przeżyliście nie jeden kryzys - pocieszałam ja - a teraz strzel swój markowy uśmiech i idź do Michała, oznajmić mu tą wiadomość.
Dagmara uśmiechnęła się i wyszła z kuchni. Szybko zawołałam Mariusz i tym razem to z nim zaszyłam się w kuchni. Wytłumaczyłam mu całą historię.
- ale przecież czego Daga się boi? Jestem pewien, że Michał będzie zachwycony ta wiadomością. - Mariusz nie ukrywał swojego zdziwienia zachowaniem Dagmary
- ona się boi.. boi się tego, że będzie musiała wychować to dziecko bez Miśka - zaczęłam ją usprawiedliwiać.
- i dlatego, ty też nie chcesz mieć teraz dziecka ? - zapytał. Totalnie zatkało mnie to pytanie. Przez chwilę stałam i wpatrzona w jego dziecięcą twarz  zbierałam myśli.
-Mariusz, przecież my dopiero co się poznaliśmy..nie uważasz, że na dziecko jeszcze za wcześnie ?
Nic nie odpowiedział. A może chciał odpowiedzieć, ale uniemożliwił mu to wpadający do kuchni Winiarski..
- stary będę ojcem ! - krzyknął i rzucili się sobie w ramiona. Pogratulowaliśmy Winiarskim.
- my się będziemy już zbierać.. musimy jeszcze powiedzieć o tym Oliemu. Kochanie zawołaj małego - dodała w stronę swojego męża - a wy wyjaśnijcie sobie to wszystko - dodała uśmiechając się w naszą stronę.
Popatrzyliśmy na nią zdezorientowani a ona nadal się uśmiechała. Pożegnaliśmy się ze znajomymi i postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda pokój Arka, po zderzeniu dwóch tornad "Winiarskiego" i "Wlazłego".
- tatooo, bawiliśmy się w Iniadnów - krzyknął blondynek czepiając się nóg swojego ojca.
- to, to ja widzę - Mariusz uśmiechnął się.
Przez pół pokoju przeciągnięte było prześcieradło, zaczepione o krzesła i komodę - indiański namiot. Uśmiechnęłam się sama do siebie przypominając sobie jak w dzieciństwie razem z Maćkiem bawiliśmy się w dom.. robiąc mieszkanie właśnie w taki sposób. Dla niego to był obóz przetrwania niczym u Bear'a Grylls'a. Dla mnie był to pałac Śpiącej Królewny, a dla Arka jest indiańskim namiotem. Co pokolenie to nowe pomysły.
Mariusz zabrał młodego do łazienki, a ja ogarnęłam ten cały Dziki Zachód. Gdy tylko skończyłam Arek poszedł spać, a my zmęczeni opadliśmy na kanapę.
- Olka, ja Cię jeszcze raz przepraszam - Mariusz chwycił moją dłoń i zaczął gładzić ją swoim kciukiem.
- jest okej.. ale proszę Cię poczekajmy z tymi ważnymi decyzjami.. nie chcę aby.. abyśmy potem czegoś żałowali.
Pokiwał głową na znak, że w pełni mnie rozumie.
Delikatnie musnął mój policzek i włączył telewizję. Oparłam głowę o jego ramię i bawiąc się palcami jego ręki usnęłam.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

27.

Nie odpowiedziałam. Jakoś nie miałam ochoty dalej ciągnąć tego tematu. Jak każda kobieta wolę mieć wszystko poukładane po kolei. Zaręczny, ślub, a dopiero potem dzieci. Zabrałam się za kończenie kolacji. Nagle rozdzwonił się mój telefo. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie mojej mamy. Wywróciłam oczami i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

//
- Ola, dziecko. Dlaczego tak długo się nie odzywałaś ? - jak zwykle Krystyna ma dokładnie zaplanowane kazanie dla mnie.
- mamo, dzwonisz tylko po to aby mnie opieprzyć, że nie dawałam znaku życia?
- nie córuś. Nie denerwuj się tak. Chciałam Cię zaprosić na trzydziestolecie naszego ślubu z tatą.
- to już teraz?
- tak. Już trzydzieści lat mecze się z Wojciechem. A ty moja panno już powinnaś się ustatkować. Nie planujecie z Jackiem żadnych zaręczyn? - dlaczego akurat porusza jego temat. Cholera jasna dała by sobie już z tym święty spokój.
- rozstałam się z nim. Nie chce o tym mówić.
- nie myślałaś na powrotem do niego ? - no ona sobie chyba ze mnie żartuje! - masz już 25 lat. Chcesz zostać starą panną z gromadą kotów?
- odpuść sobie. Kiedy macie tą rocznicę?
- za dwa tygodnie w niedzielę.
- będę.

//
Zakończyłam rozmowę i rzuciłam telefon o podłogę. Musiałam jakoś wylądować swoją złość. Zaraz koło mnie stanął Mariusz. Podszedł do mnie i próbował mnie objąć. Oparłam pięści na jego klatkę piersiową i zaczęłam uderzać nimi w jego tors.
- słońce, co się stało ? - chwycił mnie za nadgarstki i przyciągając mnie bliżej siebie położył swoje dłonie na moich policzkach.
- moja kochana rodzicielka zrobiła mi kazanie, że jestem już starą dupą i powinnam już dawno być mężatką bo inaczej przyszłość spędze z kotami. Aa i jeszcze zapomniałam. Kazała mi rozważyć opcje powrotu do Jacka - zaśmiałam się ironicznie
- a powiedziałaś jej co przeżyłaś przez tego faceta?
- nie.
- musisz jej to wyjaśnić. Powiedziałaś jej o nas? - pokiwałam przecząco głową
- za dwa tygodnie jest rocznica ich ślubu. Powiedziałam, że będę.
- dobrze się składa. W piątek jedziemy do Rzeszowa na mecz. Pojedziesz z nami i odwiedzimy ich.
- a co z Arkiem?
- zostanie z dziadkami - Mariusz zadziornie się uśmiechnął - w czwartek po południu odwieziemy go do Wielunia.
- alee fajniee. Jadę do dziadków ! - do kuchni wbiegł uradowany trzylatek i niczym zawodowy skoczek o tyczce wskoczył w ramiona swojego ojca.
Wspaniały widok. Dwójka cudownych facetów. Moich facetów.
Usiedliśmy na kanapie i zajadaliśmy się kanapkami.
- no młody do łóżka - Mariusz wziął od syna talerzyk i postawił go na ławie.
- tatoo. Psecies ja jus duzy jestem - Arek założył ręce na klatce piersiowej i kątem oka spoglądał na tatę - Oli nie chodzi tak wceśniej spać
- ale ty nie jesteś Oli. A po za tym Oliwier jest od Ciebie starszy - Wlazły wziął swoją małą kopię na ręce i zaniósł do pokoju.
Zebrałam ze stołu brudne naczynia. Sprzątnęłam w kuchni i zmęczona rzuciłam się na sofę. Włączyłam telewizor i znudzona skakałam z kanału na kanał.
- w końcu - Mariusz odetchnął z ulgą i usiadł obok mnie - młody zasypał mnie miliardem pytań.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w jego ciepły tors. Objął mnie ramieniem i musnął ustami moje włosy.


Rano wszyscy we troje zjedliśmy śniadanie. Później Mariusz odwiózł Arka do Winiarskich, a sam pojechał na trening. Dziś miało go nie być trochę dłużej. Miał jakąś sesje zdjęciową i wywiady. Restaurację zostawiłam pod opieką drugiego po Dagmarze menadżera. Trzeba kiedyś dać szansę temu młodemu utalentowanemu chłopakowi. Myślę, że Bartłomiej da sobie radę, a w razie czego będę naprawiać jego błędy.
Gdy tylko chłopaki zniknęli z mojego punkt widzenia włączyłam za maxa jedną z najsłynniejszych polskich rozgłośni radiowych i wzięłam się za sprzątanie. Mieszkanie wymagało generalnych porządków. W podskokach umyłam kafelki w łazienkach, wszystkie lustra, umywalki i wanny. Poukładałam ubrania w naszej garderobie i szafkach Arka. Posprzątałam zabawki małego, po czym postanowiłam wziąć się za okna. Wyciągnęłam ze schowka drabinkę i zabierając wszystkie detergenty poszłam do salonu. Ustawiłam wszystko przed oknem. Jak ja dawno nie myłam okien. Weszłam na szczebelki i zaczęłam czyścić futryny.
- Olka, oszalałaś?! - do mieszkania wszedł Mariusz. Mocno chwycił mnie w udach i ściągnął na ziemię.
- cześć kochanie - uśmiechnęłam się i ponownie próbowałam wejść na drabinę - nie powinieneś być na treningu, czy tam spotkaniu ?
- Olka, zejdziesz z tej drabiny sama czy mam cię ściągnąć?
- Mariusz nie przesadzaj przecież nic sobie nie zrobię, a ktoś okna musi umyć.
- ja umyję - westchnął i znów zciągnął mnie z drabiny.
- żartujesz sobie ?! - zmarszczyłam czoło nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Wyobrażacie sobie Wlazłego myjącego okna? Ja też nie. Ale z miłą chęcią zobaczę.
Zadowolona podałam Mariuszowi ściereczkę. Z jego wzrostem drabina nie była potrzebna. Złożyław ją i zaniósłam do schowka. Gdy wróciłam siatkarz kończył myć jedną z szyb. Muszę przyznać, że mu to wychodziło.
- a właśnie kotku. Winiarscy przyjdą na kolację przy okazji podworząc Arka - powiedział na jednym oddechu Wlazły
- więc czeka mnie całe popołudnie w kuchni - jęknęłam.
Włożyłam fartuszek i z wielką książką kucharską usiadłam na kuchennej wyspie. Codzienny problem każdej 'kury domowej' : co ugotować aby każdemu smakowało?

_______________________________________
Moi Drodzy Czytelnicy z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Abyście cieszyli się z każdego przeczytanego jak i napisanego słowa ! :)

sobota, 15 grudnia 2012

26.

Matylda - tak miała na imię ta kelnerka - wskazała mi ostatni stolik w rogu. Uśmiechnęłam się widząc siedzącego przy nim olbrzyma zakrywającego twarz kartą dań. Obok niego, również "wczytany" w menu siedział mały blondynek. Podeszłam do zajmowanego przez nich stolika.
- można przyjąć zamówienie ? - zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- my czekamy na panią Olę - westchnął Mariusz nie wychylając głowy z poza książki.
- alee tatooo - jęknął Arek i rzucił mi się w ramiona. Ucałowałam malca, po czym zajęłam miejsce obok siatkarza.
- żeby własnej dziewczyny nie poznać... czy ty mnie w ogóle kochasz ? - mruknęłam i zaczęłam bawić się papierową serwetką.
- skąd ty wytrzasnęłaś takie pytanie ? Jasne, że Cię kocham - cmoknął mnie w policzek, po czym złożył zamówienie.
Rozejrzałam się po sali. połowa klientów z wytrzeszczonymi oczami patrzyła w naszym kierunku. Przy pobliskim stoliku dało się słyszeć rozmowę dwóch nastolatek. Spierały się, która ma do nas podejść i poprosić o autograf. W końcu jedna z nich wstała i stanęła koło naszego stolika. Z delikatnym uśmiechem na twarzy podała Mariuszowi karteczkę. Ten szybko "machnął" swój podpis, po czym odebrał od kelnerki zamówione dania. Nawet nie wziął jednego kęsa do ust, a przy stoliku ustawiła się dość długa kolejka kibiców Skry. Arek podparł głowę łokciem i mrucząc coś pod nosem z iskierkami w oczach przypatrywał się tatusiowi "przy pracy".  Każdy gratulował Wlazłemu świetnej gry, a panie zachwycały się jego rozbudowaną klatką piersiową. Słodzili mu bardziej niż bita śmietana. W końcu, po rozdaniu około 20 autografów chłopaki mogli w spokoju zjeść obiad. Jakie szczęście, że nikt nie prosił o zdjęcia.
- mogę zostawić u Ciebie Arka?  - spytał z miną słynnego kota ze Shreka
- jasne, że możesz - uśmiechnęłam się i pokierowałam blondynka w stronę mojego biura - na koszt restauracji - krzyknęłam gdy Mariusz zaczął grzebać w kieszeni w celu znalezienia portfela.
- Olka ! - warknął, ale był już za późno. Pocałowałam go w policzek i wygoniłam z restauracji.
W gabinecie dałam Arkowi kilka kartek i kolorowe długopisy. Posadziłam go na moim obrotowym krześle, a sama zaczęłam przeglądać segregator z fakturami za bieżący miesiąc.
- czyli ciocią jeszcze nie będę ? - spytała Daga nie odrywając wzroku od laptopa.
- jak na razie tabletki antykoncepcyjne zdają rezultat - uśmiechnęłam się
- Oluuu, a co to są tabletki antypcyjne ? - mały Wlazły złożył usta w dzióbek i z podpartą na dłoniach głową czekał na odpowiedź.
- to są takie tabletki dla pań jak nie chcą mieć dzieci - chciałam mu wytłumaczyć jak najprościej, równie dobrze mogłam mu przeczytać pół Wikipedii.
- czyli nie chcesz miec dziecka z tatą ?
- jasne, że chcę- poczochrałam jego blond włoski - to co młody, zbieramy się popatrzeć jak tatuś ciężko trenuje..
Pożegnałam się z Dagmarą i wpakowałam trzylatka do samochodu. Powoli i ostrożnie włączyłam się do ruchu, bo Bełchatów w popołudniowych godzinach jest strasznie zatłoczony. Po czterdziestu minutach przeprawy dotarliśmy pod halę. Niespostrzeżenie zasiedliśmy na trybunach i obserwowaliśmy trening. Gdy tylko Cupko nas zobaczył zaczął nam machać, a w jego ślady poszła reszta Skrzatów. Trener dał im 10 minut przerwy. Zeszliśmy na boisko i przywitaliśmy się ze wszystkimi. Arek od razu pobiegł z Kłosem i  Zatim na boisko i zaczęli rzucać się piłkami.
- nie mówiłaś, że przyjedziecie - szepnął mi Mariusz.
- bo to miała być niespodzianka - objęłam go rękami w pasie
- bardzo miła niespodzianka..
- i jak zakochańce, doczekam się wreszcie tego dzieciaka? - Winiarski oparłam swój łokieć na moim ramieniu.
- proszę waaas przestańcie, bo dzisiaj już musiałam tłumaczyć Arkowi co to są tabletki antykoncepcyjne - pół Skry spojrzało na mnie z oczami jak pięciozłotówki, po czym wszyscy co do jednego wybuchnęli niepohamowanym, głośnym śmiechem. Nawet trener Nawrocki uśmiechał się pod nosem. Ale przecież ja nie powiedziałam nic śmiesznego!
Chłopaki wrócili do treningu, nie chcąc im przeszkadzać pojechałam z Arkiem do domu. Usiedliśmy przed telewizorem z paczką paluszków i zaczęliśmy oglądać jedną z jego ulubionych bajek "Strażaka Sama". To znaczy on oglądał, ja tylko udawałam, że to robię. A tak na prawdę byłam zaczytana w jakimś kryminale Agathy Christie. Gdy tylko usłyszeliśmy brzdęk przekręcającego się klucza w zamku młody zerwał się i poleciał w stronę drzwi, aby po raz kolejny dzisiejszego dnia wskoczyć na barana swojemu tacie.
- tatoo, powiedz Oli, że ja chcę mieć braciska, albo siostrsycke i zeby jus nie blała tych tabletek - wymruczał Arek po czym uśmiechnięty od ucha do ucha wszedł do swojego pokoju.
- do dziecko jest nie możliwe - westchnął Mariusz i rzucił się na kanapę, przy okazji obejmując mnie jedną ręką - a ty masz odstawić te tabletki.
- zastanowię się - wymruczałam mu do ucha gładząc jego policzek
- nie ma zastanowię się. masz tylko jedną opcję.
- jaką ?
- jasne, że odstawię i już za 9 miesięcy będziemy rodzicami - zaśmiał się
- zastanowię się - powtórzyłam i kilka razy przeciągnęłam się głośno ziewając.
Poszłam do kuchni i przygotowałam kolację. Kanapki - proste, szybkie, smaczne.
- Ola, przepraszam - Wlazły objął mnie od tyłu i mocno przytulił - nie powinienem naciskać na dziecko. Ale obiecaj, że zastanowisz się nad tym..

piątek, 14 grudnia 2012

25.

I znowu te denerwujące promienie słońca, które z samego rana wdzierają się do sypialni i niemiłosiernie świecą po oczach. W końcu dojdzie do tego, że będę musiała zebrać ekipę Skrzatów i poprosić ich o przestawienie łóżka, bo nawet masywne kotary w oknach nic nie dają. Normalnie jak Don Kichot i walka z wiatrakami. W końcu udało mi się otworzyć oczy. Odwróciłam głowę i ujrzałam roześmianą twarz Mariusza.
- a ty mój drogi, nie powinieneś być na treningu ? - zapytałam gładząc kciukiem jego policzek.
- mam na popołudnie - uśmiechnął się i delikatnie musnął wargami mój policzek.
Głośno ziewnęłam i przeciągnęłam się we wszystkie strony. Mój żołądek głośno domagał się śniadania, które po chwili nieoczekiwanie dostałam do łóżka, a przyniósł je mój kochany mały Skrzat -  Arek.
- smacznego - siatkarz podwędził mi jednego tosta z marmoladą.
- dziękuję - uśmiechnęłam się i ostrożnie upiłam łyk gorącego kakao.
Arek szybko wskoczył na nasze olbrzymie łoże i przytulając się do mnie włączył pilotem telewizor wiszący na ścianie na przeciwko posłania. Pierwszy raz odkąd tu zamieszkałam "używam" tej plazmy. Na pierwszy ogień poszły kanały z bajkami.
- dlaczego "teleranek" już nie leci - jęknął Mariusz
- telelanek? co to ? - Arek zmarszczył brwi i dokładnie przyjrzał się swojemu tacie.
- jak byłem mały to każdej niedzieli siadałem przed telewizorem i oglądałem właśnie ten program. A gry tylko dziadek Kazik chciał się dorwać do telewizora urządzałem niezłą awanturę. Dla mnie to było jak Moda na Sukces dla dzisiejszych emerytów - zaśmiał się
- moda na sukces ? - malec jeszcze bardziej zmarszczył brwi i w skupieniu oczekiwał odpowiedzi.
- ech.. to taki amerykański serial, który leci już ponad 20 lat
- poprawka.. to jest opera mydlana - upiłam łyk gorącego napoju, który bezlitośnie poparzył mój język
- opera mydlana ?  - Areeeek, dużo jeszcze masz takich pytań ?
- tak słońce  - westchnęłam - to taki rodzaj serialu..
- a o czym jest Moda na sukces ?  - blondynek wykrzywił się w każdą stronę i zaczął podjadać moje śniadanie.
- to jest o kilku rodzinach, których dzieci spotykają się, pobierają i mają własne dzieci, a wszystko kręci się wokół dwóch domów mody - nie to, żebym kiedykolwiek to oglądała.. no dobra, może jeden góra dwa odcinki.
- a co to jest ...
-  koniec z tymi pytania - Mariusz zatkał dłonią usta Arka i wygonił go z pokoju  -zostaliśmy sami..
- nie licz na to - poklepałam go po policzku i odstawiając tacę z posiłkiem na stolik nocny ruszyłam w kierunku łazienki. Dokładnie zakluczyłam drzwi, piętnaście razy upewniając się czy na pewno są zamknięte. Weszłam pod prysznic i oblałam moje ciało chłodną wodą. Gdy tylko opuściłam kabinę okryłam moje ciało puszystym kremowym ręcznikiem, a włosy związałam w turban. Niezauważalnie przemknęłam do garderoby. Z półki zabrałam pierwsze lepsze dżinsy, koszulę i żakiet, po czym ponownie zamknęłam się w łazience. Ubrałam się w wybrany zestaw. Gdy suszyłam włosy zauważyłam czerwoną plamę na mojej szyi. Zabiję go kiedyś !
- Wlazły !! - wydarłam się chyba na pół Bełchatowa.
- słucham Cię - po upływie niespełna sekundy pojawił się ze szklanką herbaty w łazience. oparł się o futrynę i powoli sączył swój napój.
- popatrz co mi zrobiłeś - odgarnęłam włosy z mojej szyi i podstawiłam mu ją "pod sam nos"  - dumny jesteś z siebie ?
-  no a jak - uśmiechnął się cwaniacki i pocałował w policzek.
Westchnęłam i wygoniłam go z pomieszczenia. Otworzyłam szafkę i znalazłam maść chłodzącą. Dokładnie wtarłam ją w miejsce "malinki". Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po kilku minutach obrzęk zmniejszył się ale nie znikł do końca. I właśnie teraz przyszedł czas na dawno już zapomniany przeze mnie fluid. 'jak nowo narodzona' - uśmiechnęłam się do lustra widząc końcowy efekt mojej zabawy z kosmetykami. Dokończyłam suszyć włosy, które potem lekko podkręciłam lokówką. Do tego subtelny makijaż i jestem gotowa. Przeczesałam blond loki opadające mi na ramiona. Po czym znów zawitałam do garderoby i stanęłam przed półką, na której poustawiane były kolorystycznie moje szpilki. Po przeanalizowaniu mojej kolekcji i przymierzeniu kilku par, doszłam do wniosku, że założę klasyczne czarne dziesięciocentymetrowe obcasy. Wyszłam z sypialni kierując swoje kroki na salon. Pożegnałam się z chłopakami i zabierając po drodze torebkę wyszłam z budynku. Po kilkunastu minutowym staniu w korku dojechałam pod "Inspirację". Zaopatrzona w kawałek ciasta pani Basi, weszłam do biura, gdzie czekała już zawalona papierami Dagmara. Przeprosiłam ją za moją nieobecność, ale ją bardziej interesował przebieg naszej wycieczki nić moje dobrowolne, piękne przeprosiny.
- był cudownie - skwitowałam nakładając jej na talerzyk kawałek tiramisu.
- tylko tyle powiesz ? Spędziłaś cały weekend w Paryżu i nic ?
Naszą konwersację przerwało pukanie do drzwi, w których po chwili stanęła jedna z kelnerek.
- pani Olu, jest pani proszona na salę.
Nie powiem, ale jej słowa trochę mnie przestraszyły. Spojrzałam na Dagę, na której twarzy również malował się strach. Wzięłam głęboki oddech i niepewna tego co stanie się za chwilę ruszyłam za kelnerką.

środa, 12 grudnia 2012

24.

Zmrużyłam oczy i dokładnie przyjrzałam się siatkarzowi. Usiadł za łóżku i poklepał miejsce obok. Niepewnie usiadłam na wyznaczonym miejscu. Mariusz sięgnął do stojącej obok łóżka szafki nocnej i wyjął z niej niewielkie pudełeczko. Po chwili poczułam jego dłonie na moim karku, a na mojej szyi zawisł srebrny naszyjnik, po czym złożył delikatny pocałunek na moim ramieniu. Spojrzałam na zawieszkę. Srebrna, ozdobna literka M.
- to tak żebyś nigdy o mnie nie zapomniała - wyszeptał i pocałował mnie w policzek.
- nigdy o tobie nie zapomnę - wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- nawet nie zamierzam Ci pozwolić abyś o mnie zapomniała. Będę Cię dręczyć i męczyć do końca twojego żywota.
- życie z tobą nie jest żadną męczarnią. Dla mnie to tylko czysta przyjemność - rzuciłam się na niego i namiętnie pocałowałam - a teraz zbierajmy się już. Samolot nie będzie czekał na taką wielką bełchatowską gwiazdę.

Pół godziny później byliśmy już na śniadaniu, po którym zaraz pojechaliśmy na lotnisko. Przeszliśmy przez odprawę i parę minut przed 11:30 siedzieliśmy już w samolocie do Łodzi. Zapieliśmy pasy i czekaliśmy na start. Chwyciłam dłoń Mariusza i mocno ją ścisnęłam.
- Ola, co się stało ? - zapytał przysuwając się do mnie.
- boję się.
- boisz się latać? Przecież gdy tutaj lecieliśmy nic Ci nie było.
- ale wtedy nie wiedziałam że będę lecieć samolotem. Myślałam raczej że gdzieś pojedziemy. A teraz gdy świadomość lotu ciąży nade mną odkąd wylądowaliśmy w Paryżu. I po prostu się boję.
- Oluś słońce, wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie - przytulił mnie i pocałował w skroń.

Półtora godziny później cali i zdrowi wylądowaliśmy w Łodzi. Odnaleźliśmy samochód siatkarza i z uśmiechami na twarzy wróciliśmy do Bełchatowa. Zaparkowaliśmy przed wieżowcem. Windą wjechaliśmy na nasze piętro. Długo szukałam kluczy w torebce. W końcu nasz niecierpliwy Mariuszek zadzwonił dzwonkiem, bo swoje klucze zostawił na wyspie kuchennej. No gratuluje mu. U samego progu przywitał nas Arek. Najpierw podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił, a potem rzucił się na swojego tate.
- Arkadiuszu, daj im wejść do środka.
Mały szybko pobiegł do kuchni, gdzie "urzędowała" pani Barbara. Siatkarze odstawił walizkę do garderoby i razem weszliśmy do kuchni.
- Ola, a babcia upiekła tyraj misiu.
- tiramisu, słoneczko -  babcia pogłaskała go po głowie.
- mamooo, ale przecież to ciasto jest z alkoholem.
- Maniek, ale ja o tym bardzo dobrze wiem - pani Basia szeroko się uśmiechnęła - dlatego zrobiłam wersję bez. Po za tym macie pełną lodówkę bo Kaziu zrobił zakupy. Tutaj macie świeże owoce. A w barku zapas słodyczy dla Arkadiusza.
- mamo nie trzeba było. Jesteśmy już dorośli i sami potrafimy zrobić sobie zakupy.
- Mariusz raz na jakiś czas chyba możemy wam pomóc - do kuchni przyszedł pan Kazimierz, który uprzednio oglądał telewizor w salonie - no Basiu my już będziemy się zbierać.
- ale dlaczego ? Niech państwo zostaną - próbowałam zatrzymać rodziców siatkarza.
- nie będziemy wam przeszkadzać - Kazimierz machnął ręką i razem z żoną udali się w stronę pokoju w którym nocowali. Po chwili wyszli z niego z małą walizką.
- zapraszamy do  Wielunia. Synku kiedy kończysz sezon ?
- za dwa tygodnie. Czekają nas jeszcze dwa mecze.
- więc za dwa tygodnie widzę was w Wieluniu. A ty Aleksandro dbaj o mojego synka, a o wnuka jeszcze bardziej.
Pożegnaliśmy się z nimi i jak jeden duch rzuciliśmy się na kanapę. Wlazły włączył telewizor i zaczął skakać z kanału na kanał. Jednak pilot szybko przechwycił Arek i włączył jeden z kanałów dla dzieci.
- kuchaze - pisnął uradowany i wcisnął się między mnie a Mariusza. Delikatnie poczochrałam włosy blondynka i ruszyłam w stronę kuchni. Ukroiłam dość duże kawałki ciasta dla naszej trójki i wróciłam do salonu stawiając przed chłopakami ich porcję pysznego wypieku pani Basi.
- te bajki niszczą psychikę dzieci - burknął Mariusz - gdzie się podziały te bajki z naszego dzieciństwa.
- a jak byleś mały to jakie bajki oglądałeś ? - spytał Arek zajadając się tiramisu.
- na przykład Reksia, Bolka i Lolka. To były bajki a nie te dzisiejsze cyferki, baby Jack'i, a teletubisie to już przegięcie.
- a puścisz mi kiedyś taką bajkę? - trzylatek wdrapał się na kolana taty
- poczekaj chyba gdzieś mam zapisane na dysku smerfy.
I tak całe popołudnie zleciało nam na oglądaniu smerfów i wspominaniu dzieciństwa. Arek był strasznie zdziwiony iż znany się z Mariuszem od piaskownicy. Tyle wspaniałych chwil razem wtedy przeżyliśmy. Gdy miał osiem lat postanowił spróbować jak to jest całować się z dziewczyną, a że ja - siostra jego przyjaciela - zawsze byłam w pobliżu ptakami się tą szczęściarą, którą Wlazły jako pierwszą pocałował. A wtedy połowa dziewczyn w Wieluniu się w nim kochała. No nie powiem bo ja również. Tylko, że ja miałam nad nimi przewagę. Cały czas chodziłam za moim bratem, a w ten sposób spędzałam mnóstwo czasu również z Mariuszem. W między czasie Arek usnął więc siatkarze zaniósł go do jego pokoiku.
- co się tak uśmiechasz ? - zapytał siadając z powrotem obok mnie.
- wspominam nasze dzieciństwo - mocno przytuliłam się do niego
- przyznaj, że się we mnie kochałaś..
- a kto się nie kochał? - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek
- Oj Ola, Ola.
- słucham Cię, Mariuszku - spojrzałam na niego, a on pstryknął mi palcami w nos
- też się w tobie kochałem. Myślisz, że jakbyś mi się nie podobała to bym cię wtedy nie pocałował?
- ty to jeszcze pamiętasz ?
- jak można o tym zapomnieć. Pamiętam jak pierwszy raz przez przypadek dotknąłem twojej dłoni gdy sadziliśmy drzewa. Maciek zaczął się śmiać, a ja speszony szybko zabrałem swoją rękę. Miałaś coś w sobie. Nadal to masz.
- niby co ? - podniosłam jedną brew do góry i wychwylając się spojrzałam na Wlazłego.
- nie wiem. Jeszcze tego nie rozgryzłem - przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Poczułam jego dłonie na moich plecach. Zaczął powoli rozpinać mój biustonosz. Oderwałam się od niego i spojrzałam w jego rozpromienione tęczówki. Uśmiechnęłam się, po czym bardzo szybko znaleźliśmy się w sypialni..

poniedziałek, 10 grudnia 2012

23.

Przez okno wpadły poranne promienie paryskiego słońca. Tutaj wszystko jest piękniejsze.. nawet pobudka i to jeszcze koło ukochanego mężczyzny. Uśmiechnęłam się i przejechałam kciukiem po jego nagiej klatce piersiowej. W pamięci miałam ostatnią noc. Najpiękniejszą w moim życiu. Spędzoną z NIM. Poczochrałam jego włosy, po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku i poszłam do łazienki. Odkręciłam ciepłą wodę i weszłam pod prysznic. Po chwili drzwi do kabiny odsunęły się, a na moich biodrach poczułam wielkie dłonie Mariusza. Przysunął mnie do siebie i zaczął całować moją szyję i kark. Obrócił mnie i szybkim ruchem wszedł we mnie podnosząc mnie i opierając o zimne kafelki. Po tak udanym i zaspakajającym poranku udaliśmy się na śniadanie do hotelowej restauracji. Mariusz tym razem postawił na ślimaki. A ja po długich namowach zgodziłam się na małże. Jeżeli coś mi się stanie to to będzie tylko i wyłącznie wina pana Mariusza Wlazłego. Gdy tylko wróciliśmy do pokoju siatkarz zadwonił do swojej matki, która tylko potwierdziła moje przypuszczenia, że wszystko jej w porządku i nie powinien o nic się martwić.
- słońce to teraz idziemy na miasto, później na obiad i na finał - zarządziłam
- a nie moglibyśmy zostać w pokoju - Mario wciągnął mnie na łóżko i ułożył swoje dłonie na moich pośladkach - seks to zdrowie - dodał uśmiechając się łobuziarsko
- co za dużo to nie zdrowo - musnęłam jego usta i wstałam zgarniając z szafki moją torebkę - długo mam na Ciebie jeszcze czekać ? - westchnęłam wystukując palcami pierwszą lepszą melodię.
- Ja czekałem na Ciebie całe 29 lat. I gdybym musiał czekałbym następne 30 byle tylko być z tobą - szybko zerwał się z posłania i przyciskając mnie do ściany i chwytając moją twarz w swoje ciepłe dłonie zachłannie wpił się w moje usta.
- zbieraj się. Idziemy - pociągnęłam go za rękę i szczęśliwi i zakochani wyszliśmy na zwiedzanie Paryża.
Jak para nastolatek trzymając się za ręce, przytulając się i co chwilę całując spacerowaliśmy tłocznymi ulicami francuskiej stolicy.
- zakupy ! - krzyknęłam uradowana stając pod centrum handlowym.
- godzinka i na obiad - stwierdził Wlazły i zaczęliśmy buszowanie po sklepach.
Po udanych zakupach wróciliśmy do hotelu i zostawiliśmy torby w pokoju. Szybki obiad i ruszyliśmy na kort tenisowy. Przed obiektem stała dużą grupka polskich kibiców. Widząc Mariusza od razu do nas podbiegli i poprosili bełchatowskiego siatkarza o autografy i zdjęcia. Stanęłam z boku i przyglądałam się zadowolonemu Szamponowi, rozmawiającemu w najlepsze z kibicami. Spojrzał w moją stronę i tylko wyszeptał ciche 'przepraszam'. Uśmiechnęłam się i weszłam na kort. Zajęłam miejsce na trybunach i przypatrywałam się rozgrzewce Jerzego. W pewnym momencie nasze spojrzenia odnalazły się. Uniosłam moje kciuki do góry i szeroko się uśmiechnęłam. Po chwili dołączył do mnie Mariusz. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Parę minut później dołączyła do nas Angelika, a spotkanie Janowicz - Ferrer rozpoczęło się. Niestety nasz dwumetrowy tenisita przegrał. Ale nawet jeżeli nie wygrał dla mnie i tak pokonał Davida.. osiągnął sukces.. wielki sukces. Teraz będzie rozpoznawany na ulicach całej Polski. Kto by pomyślał że jeszcze tydzień temu był zwykłym Jerzym Janowiczem, o którego talencie wiedzieli tylko nie liczni.
Gdy tylko zobaczyłam go wyłaniającego się z tłumu podbiegłam do niego razem z Angeliką i rzuciłyśmy mu się my szyję. Zaczęłyśmy go pocieszać. Jednak on nie potrzebował pocieszania. Był w wyśmienitym humorze. W czwórkę poszliśmy do jednej z restauracji usytuowanej w pobliżu symbolu Francji. Zajęliśmy miejsca przy jednym ze stolików i po przestudiowaniu karty dań złożyliśmy zamówienie.
- Olka to kiedy mamy spodziewać się zaproszenia na ślub ? - spytał nieoczekiwanie Jerzyk.
- ślubu ? - przełknęłam kawałek mojego dania i znacząco spojrzałam na przyjaciela.
- no przecież kiedyś musicie się pobrać - tenisista teatralnie wywrócił oczami
- mamy jeszcze czas - Mariusz położył swoją dłoń na mojej i zaczął głaskać ją swoim kciukiem.
Około 21 pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę naszego hotelu. Jutro czekał nasz lot powrotny.
Zmęczeni padliśmy na łóżko i wtuleni w siebie zasnęliśmy.

Rano obudził mnie dźwięk budzka. O 11:30 mieliśmy samolot powrotny do Łodzi, do Bełchatowa. Przeciągęłam się i zaczęłam budzić Wlazłego.
- zostańmy tutaj jeszcze - szepnął na pół śpiący
- Mariusz przecież wiesz że nie możemy - westchnęłam i zaczęłam wstawać
- poczekaj - chwycił mnie za rękę - zapomniałem Ci czegoś dać.

niedziela, 9 grudnia 2012

22.

Widząc nazwę miasta w którym się znajdujemy pisnęłam z radości i rzuciłam się na Mariusza. Siatkarz odstawił walizkę i podniósł mnie od góry. Oplotłam swoje nogi w okół jego ciała i namiętnie go pocałowałam. Co z tego, że stoimy na środku lotniska. Jesteśmy przecież w Paryżu -  w mieście miłości ! Po ogarnięciu naszych zawsze niewyżytych hormonów udaliśmy się do taksówki, która zawiozła nas pod sam hotel  Wlazły odebrał kluczyki do pokoju i windą wjechaliśmy na ostatnie - 15 piętro.  Stanęliśmy przed pokojem 1201 i delikatnie przekręciłam klucz w zamku. Otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał się piękny, obszerny pokój. Mój wzrok przykuło wielkie łoże z baldachimem. Z impetem wskoczyłam w biały pych poduszek.
- spokojnie. wieczorem je przetestujemy - powiedział Mariusz u pociągnął mnie w stronę wyjścia na balkon.
Widok zapierał dech w piersiach. Przepiękna panorama Paryża z wieżą Eiffela w roli głównej. Stałam oparta o barierkę i nie mogłam oderwać wzroku od tego cudownego miejsca. Siatkarz w tym czasie rozmawiał przez telefon ze swoją mamą. Ciągle wypytywał się o Arka, a pani Basia najwyraźniej zbywała go krótkimi odpowiedziami. Zrezygnowany rozłączył się.
- misiek, nie martw się tak. Z tobą dali sobie radę, to i z młodym sobie poradzą - podeszłam na niego i stając na palcach musnęłam jego usta - co mamy w planach ?
- teraz idziemy na obiad, a potem na kort tenisowy - uśmiechnął się.
- o Boże ! Przecież Jerzyk gra.. - jęknęłam - jak mu idzie ?
- poczekaj zaraz Ci powiem - wyciągnął z kieszeni małą żółtą karteczkę - najpierw pokonał Andy`iego  Murray`a 5:7,7:6,6:2. W ćwierćfinałach Tipsarevic`a 3:6,6:1,4:1... Serb oddał walkowerem.
- w tenisie to się nazywa kreczem - westchnęłam.
- nie popisuj się już tą swoją wiedzą kochanie.. dzisiaj gra z Simonem, jakimś francuzem..
- więc na co czekamy ? Chodźmy już! - pociągnęłam go za rękę i opuściliśmy pokój.
Recepcjonistka trochę się zdziwiła, że już wychodzimy, ale przecież przylecieliśmy tu tylko na weekend, a mamy tyle spraw na głowie. Jako iż zarówno ja jak i Mariusz biegle mówimy po angielsku, nie mieliśmy problemu w porozumiewaniu się. Weszliśmy do jednej z restauracji w centrum miasta i zajęliśmy swoje miejsca. Zaczęliśmy studiować menu, jednak było tylko po francusku. Wlazły zawołał kelnera, który po chwili podał nam spis dań w języku... polskim ! Też się zdziwiłam. Jednak Franusi są przygotowani na każdego obcokrajowca ! Wszystkie dania były przetłumaczone również na angielski więc ze złożeniem zamówienia nie mieliśmy większych problemów.
- no to co, ślimaki ?  - zapytała zadowolony siatkarz
- ślimaki ? fuuuu - jęknęłam.
- więc na co masz ochotę ?  może żabie udka ?
- żartujesz sobie ? Nie mam zamiaru jeść żadnych płazów i innych tego typu zwierzątek. Poproszę tosty francuskie z ziołami.
- ja tam się jednak skusze na tego płaza - zaśmiał się.
Po upływie 5 minut kelner przyniósł nam do stołu zamówione przez nas dania. Mariusz zajadał się w najlepsze żabim udkiem, a ja powoli konsumowałam moje tosty.
- chcesz spróbować ? - podsunął mi pod nos kawałek mięsa
- nie dzięki, zostanę przy tostach - odparłam i chwyciłam za serwetkę, którą delikatnie otarłam usta siatkarza - gorzej niż Arek - mruknęłam.
Zamówiliśmy jeszcze po suflecie i płacąc za obiad opuściliśmy restauracje. Szybko udaliśmy się na kort tenisowy, gdzie za pół godziny miał zagrać mój kochany przyjaciel : Jerzy Janowicz. Byłam z niego taka dumna. Osiągnął niewyobrażalnie wielki sukces. Zajęliśmy nasze miejsca na widowni i w skupieniu oglądaliśmy rozgrzewkę. Po chwili dołączyła do nas Angelika, która również zawitała w Paryżu, aby dopingować swojego braciszka. Usiadła obok mnie.
- myślałam, że nie przylecicie - powiedziała mocno mnie ściskając
- ja też tak myślałam - odpowiedziałam zerkając w stronę zajętego obserwowaniem piłeczki Mariusza.
Pogadałyśmy jeszcze przez chwilę, jednak później zaczęłyśmy obserwować grę naszego kochanego Jerzyka.  Dropszoty, backhandy, forehandy i te nieziemskie asy serwisowe, przy których piłeczka leciała z prędkością przekraczającą 200 km/h. Simon nie miał szans. Spotkanie zakończyło się wynikiem 6:4, 7:5. Jerzy upadł na kort i po prostu się rozpłakał. Rozumiałam go. Sama się poryczałam. Zresztą Andzia tak samo. Widząc mój "stan" Mariusz objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Łzy szczęścia są o wiele słodsze niż łzy rozpaczy. 15 minut po zakończeniu tonęłam już w objęciach naszego tenisisty. Wszyscy pogratulowaliśmy mu wręcz idealnego spotkania. Postanowiliśmy w czwórkę przejść się po Paryżu.
- Wlazły z tobą jest coś nie tak - rzuciłam nagle Angela
- co masz na myśli ?  -spytał z niepokojem siatkarz
- Jerzyk jest od Ciebie wyższy - wybuchnęliśmy śmiechem, niepohamowanym, niewymuszonym śmiechem. Przechodnie patrzyli na nas jak na grupkę małych dzieci, które właśnie dostały po lizaku.
- Angeliko odkryłaś Amerykę - westchnęłam
- widzisz Olu, sama rano narzekałaś, że taki wysoki jestem, a tu co ? masz babo placek - Mariusz objął mnie ramieniem.
Nieoczekiwanie rodzeństwo Janowiczów pożegnało się z nami wymówką już późnej pory. Taaa, jasnee. po prostu chcieli żebyśmy zostali sami, ja już ich dobrze znam. Z grzeczności nie wspomniałam im o tym i w objęciach Wlazłego ruszyliśmy kontynuując nasz spacer. Dotarliśmy przed sławną wieże Eiffela. Wjechaliśmy na samą górę i delektowaliśmy się cudownym widokiem. Panorama Paryża nocą to chyba najcudowniejszy widok na całej naszej kuli ziemskiej. Mariusz stanął za mną i mocno objął mnie od tyłu, delikatnie całując moją szyję. Uśmiechnęłam się i obróciłam się przodem do siatkarza. Zatraciłam się w jego oczach i dołeczkach w policzkach. Nasze usta złączyły się w namiętnym, gorącym pocałunku. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Tylko on i ja na samym szczycie wieży Eiffela. Błogi moment przerwał dzwoniący telefon Wlazłego. Bez wahania odebrał myśląc, że to jego matka i że z Arkiem coś nie tak. Oj mylił się, grubo się mylił.

//
- stary... mogłeś mi chociaż powiedzieć, że do Francji sobie lecisz!
- Winiar weź się ogarnij przerywasz mi tu właśnie romantyczne chwilę z Olką !
- powiadasz ? to wyobraź sobie, że ja rano stukam to twojego mieszkania a tu wylatuje twoja mamusia z tekstem : Michałku jak ja Cię dawno nie widziałam.. zaczęła szczypać moje poliki.. ałł.. do teraz czuję!
- nie przesadzaj.. moja mam nie jest aż tak straszna
- policzymy się w Bełchatowie! A teraz już wracaj do Olki i nie wracaj mi bez pewności, że będę wujkiem.
//

Rozłączył się i wybuchnął śmiechem. Zdał mi relację z rozmowy telefonicznej, po czym i ja zaraziłam się jego dobrym humorem i również zaczęłam się śmiać.
- to może byśmy spróbowali nie zawieść Winiarskiego - Mariusz szeroko się uśmiechnął i już po 15 minutach byliśmy w hotelowym pokoju...

sobota, 8 grudnia 2012

21.

Mariusz zasunął zamek walizki  podszedł do mnie. Objął mnie w pasie. Spojrzałam w jego tęczówki i zatopiłam się w ich barwie.
- no więc ? - uniosłam jedną brew do góry
- to miała być niespodzianka - westchnął i pocałował mnie w czubek nosa - wyjeżdżamy jutro na weekend. Tylko ty i ja.
- a Arek ?
- z samego rana przyjadą moi rodzice i zajmą się małym.
- jak to przyjadą tymi rodzice ? Ty mi dopiero teraz o tym mówisz ? W mieszkaniu bałagan. Trzeba wziąć się za sprzątanie.
- gdzie ty tu widzisz bałagan? Kochanie jednak odpoczynek Ci się przyda.
- chociaż powiedz mi gdzie jedziemy żebym mogła się spakować - mruknęłam i ruszyłam w stronę garderoby
- już Cię spakowałem - chwycił mnie za rękę i obrócił w swoją stronę.
- nie możliwy jesteś - uśmiechnęłam się - chociaż sprawdzę czy wszystko jest.
Ominęłam go i weszłam do garderoby. Przed wejściem odwróciłam się i spojrzałam na siatkarza. Pokręcił z niedowierzaniem głową i poszedł do salonu. Dokładnie sprawdziłam walizkę szukając w niej rzeczy które mogłyby pomóc mi w ustaleniu gdzie jedziemy. Ubrań nie było dużo, bo przecież wyjeżdżamy tylko na weekend. Dopakowałam kosmetyczkę i dołączyłam do Mariusza, który leżał na kanapie w salonie. Zrobił mi trochę miejsca i położyłam się koło niego. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową.
- Casablanca ! - krzyknęłam gdy Wlazły już kolejny raz skakał z kanału na kanał.
- nie mów że chcesz to oglądać ?
- chcę - uśmiechnęłam się - albo będziemy to oglądać albo mi powiesz gdzie jedziemy.
- to jest szantaż - oburzył się
- no co ty nie powiesz - zaśmiałam się - więc jak ?
Siatkarz cicho westchnął i przełączył na wybrany przeze mnie film.
Po obejrzeniu najbardziej romantycznego filmu w historii powoli wstałam z kanapy i udałam się do łazienki. Gdy tylko wyszłam moje miejsce zajął Mariusz. Jednak zamiast pójść prosto do łóżka ruszyłam w stronę salonu. Szybko poukładałam poduszki na kanapie, zebrałam z ławy magazyny i starłam kurze z komody. Poustawiałam wszystkie przyprawy w kuchni i ogarnęłam główną łazienkę.
- kochanie ? - Mariusz objął mnie od tyłu - idziemy już spać. Jutro o 6 wstajemy.
Cicho jęknęłam i podążyłam za siatkarzem trzymając go za rękę.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku i szczelnie przykryłam się kołdrą. Wlazły zrobił dokładnie to samo.
- Misiek? - przysunęłam się do niego i delikatnie musnęłam jego policzek
- nie licz na to. Nie powiem Ci gdzie jedziemy
- no weź ! - położyłam swoją dłoń na jego klatce piersiowej. Palcami zaznaczałam na niej kręgi.
- jutro się dowiesz - uśmiechnął się i pocałował mnie - śpij dobrze
Zrezygnowana westchnęłam i poszłam spać. Jutro się wszystko okaże.


***

Wyczekana 6:00 na zegarku. Szybkim ruchem zgarnęłam z szafki nocnej telefon Wlazłego, strącając przy tym lampkę nocną. Spojrzałam na jaskrawy wyświetlacz. Po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do światła i ujrzałam dwa napisy : "wyłącz" i "drzemka". Tak bardzo chciałam wybrać tą drugą opcję, jednak skończyło się na pierwszej. Więc jakże urocza piosenka -  której w ciągu mojego marnego i krótkiego żywota jeszcze nie słyszałam -  ustawiona przez siatkarza musiała zakończyć rozwalanie moich bębenków. Wlazły nie miał problemu ze wstaniem o tak wczesnej porze, jest do tego przygotowany, żyję w rozjazdach, dziś mecz tutaj za kilka dni tam. Ja wręcz przeciwnie. Jestem śpiochem. Najwcześniej wstaje o 8:00, a tu taka niespodzianka i trzeba wstać z kurami.
- Olka, wstawaj - Mariusz ściągnął ze mnie kołdrę, ale ja nic sobie s tego nie zrobiłam i tylko przysunęłam się do niego tuląc się w jego ciało - Olkaa, rodzice zaraz przyjeżdżają! - zerwałam się jak głupia i z szybkością tornada wbiegłam do łazienki - wiedziałem, że to pomoże.
- ej ! - krzyknęłam i rzuciłam się na siatkarza. Siedział na łóżku ze spuszczonymi na podłogę nogami. Wskoczyłam na niego i usiadłam na niego okrakiem. Mario nieoczekiwanie podniósł się i wisiałam kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą. Mocniej przytuliłam się do siatkarza i błagałam aby mnie puścił.
- Mariusz, wariacie ! Wielkoludzie, dwumetrowcu ty !
- stop stop. Zacznijmy od tego że mam tylko 1,94 - uśmiechnął się. Kocham jak się uśmiecha. Kocham jego urocze dołeczki w policzkach
- tylko ? ja mam zaledwie 1,73 - westchnęłam - a teraz puść mnie!
- jesteś tego pewna ? - delikatnie mną podrzucił sugerując że na prawdę upuści mnie na podłogę
- zmieniłam zdanie. W tej chwili postaw mnie na kafelkach w łazience - zaśmiałam się i już po chwili pod moimi stopami poczułam zimne płytki. - dziękuję.
Pocałował siatkarza w policzek i wzięłam się za poranną toaletę. Zrobiłam lekki makijaż, po czym ubrałam zwykłe dżinsowe rurki, biały T-shirt z nadrukiem i szary sweterek. Poszłam do kuchni, zahaczając o pokój Arka. Mały właśnie się obudził i gdy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie.
- a ja wiem gdzie tata Cię zabiera - mały ukazał nie pełny rząd swoich białych ząbków
- a powiesz mi ?  - nachyliłam się nad chłopcem, a on przybliżył swoje usta do mojego ucha.
- nie - krzyknął i zadowolony wybiegł z pokoju szukając swojego taty.
Westchnęłam i udałam się do kuchni, gdzie przygotowałam kanapki. Wstawiłam wodę na kawę i herbatę. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. No tak, rodzice Mariusza przybyli.
- kochanie, otworzysz ?- krzyknął z łazienki. Zabiję go kiedyś. Potnę nożem, wsadzę do worka i zakopie na poboczu autostrady A2. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi państwu Wlazłym.
- dzień dobry. Zapraszam - przywitałam się i szerzej otworzyłam drzwi - Mariusz zaraz przyjdzie.
Pani Barbara (nie mogłam znaleźć jak mają na imię jego rodzice. jeżeli wiecie dajcie znać, szybko poprawię) dokładnie mi się przyjrzała.
- Ola, dziecko. Aleś ty wyrosła - uściskała mnie - Kazik pamiętasz jak taka mała bawiła się z Mańkiem w piaskownicy ? Od zawsze wiedziałam, że kiedyś wasze drogi się połączą.
Uśmiechnęłam się, a tata Mariusza tylko pokręcił głową i pogładził swojego wąsa. Ich syn po chwili łaskawie zjawił się w salonie, a zaraz za nim wbiegł Arek.
- baaabciaa ! dziaaadeek ! - krzyczał uradowany i zaczął przytulać się do swoich dziadków.
- no moi kochani. Komu w drogę temu czas - pani Basia puściła oczko siatkarzowi - jedźcie już po się spóźnicie.
Mariusz dał ostatnie wskazówki swoim rodzicom co do opieki nad Arkiem.
- nie będziesz ojca uczył dzieci robić - zaśmiał się pan Kazimierz - z tobą daliśmy radę to i z Arkadiuszem sobie damy radę.
Wyniosłam walizkę z garderoby, jednak zaraz przechwycił ją Mario. Pożegnaliśmy się z rodzicami siatkarza i windą zjechaliśmy na parter. Wyszliśmy z budynku i udaliśmy się w stronę parkingu. Wlazły włożył walizkę do bagażnika i sprawdził czy aby na pewno wszystko wziął. Zajęłam swoje miejsce po stronie pasażera. po chwili Mariusz odpalił samochód i ruszyliśmy w drogę, której celu jeszcze nie znałam. JESZCZE.
- kochanie, powiesz mi wreszcie gdzie jedziemy ?  - spytałam i zrobiłam najsłodszą minę jaką tylko umiałam
- nie  - uśmiechnął się cwaniacko i włączył radio.
- wielkoludzie ty - mruknęłam
- tylko nie wielkoludzie. Przerabialiśmy to dzisiaj rano - westchnął - chłopaki z boiska są ode mnie wyżsi
- nie licząc Zatiego - zaśmiałam się
- ten to jest inny.
- gdyby tylko to słyszał - westchnęłam i podkręciłam głośność radia. Akurat leciała piosenka Tony Turner - Simply the best. Razem z Wlazłym odśpiewałam refren. Po blisko godzinie ukazała mi się tabliczka z napisem Łódź.
- jeszcze jakieś 5 minut - oznajmił Mariusz.
Faktycznie po niespełna 5 minutach zatrzymaliśmy się na parkingu łódzkiego lotniska. Po załatwieniu wszystkich formalności i przejściu przez odprawę zajęliśmy wyznaczone miejsca w samolocie.
- za około półtorej godziny będziemy na miejscu - uśmiechnął się
- gdzie lecimy ?
- zobaczysz.
Oparłam głowę o ramię siatkarza i zasnęłam. Obudziłam się gdy lądowaliśmy. Opuściliśmy pokład samolotu, a moim oczom ukazał się nazwa lotniska. Nie wierzę... Jesteśmy w...


_____________________________________________
jak myślicie gdzie polecieli ? :D 

piątek, 7 grudnia 2012

20.

Poprosiłam Michała aby podał mi moją torebkę. Gdy tylko ją otrzymałam wyjęłam z niej telefon i pokazałam Mariuszowi SMSa od Jacka. Dagmara poszła pobawić się z chłopcami. Widocznie Wlazły nie mógł uwierzyć w treść wiadomości i przeczytał ją kilkakrotnie. Później oddał mi telefon, a ja podałam go Winiarowi, który również zapoznał się z jego treścią.
- dlaczego mi nie powiedziałaś ? - spytał z żalem kapitan Skrzatów.
- bałam się. Bałam się że zrobi coś Arkowi.. nie chciałam Ci mówić ale on przyjechał razem z Pauliną po Arka - rozpłakałam się. W tym samym czasie Daga opuściła pokój małego ze swoim na wpół śpiącym synem. Poinformowała nas że Arek już usnął. Pożegnaliśmy się z nimi i wróciliśmy do naszej rozmowy - przepraszam. Wiem, że Cię zawiodłam i nie zdziwię się jeżeli nie będziesz już chciał kontynuować naszej znajomości.
Spojrzałam na siatkarza. Siedział na kanapie z głową spuszczoną w dół. Najwidoczniej analizował zaistniałą sytuację. Wstałam i udałam się do garderoby. Wyciągnęłam moje walizki i zaczęłam pakować do nich moje ubrania. Łzy spływały jak strumienie po moich bladych policzkach.
- przestań - Mariusz podszedł do mnie i podniósł mnie z podłogi. Ustawił mnie na przeciwko siebie i zaczął ocierać moje łzy, delikatnie gładząc moje policzki swoim kciukiem.
- przepraszam. Ale ja tak bardzo się bałam - szepnęłam i wtuliłam się w tors siatkarza. Wlazły mocno mnie do siebie przytulił i musnął moje włosy swoimi ustami.
- nie płacz. Już wszystko będzie dobrze. Jesteś już bezpieczna. Jacek będzie miał sprawę w sądzie, a my zaczniemy może życie. Ja, ty i Arek. Jeżeli oczywiście dalej tego chcesz.
Pokiwałam twierdząco głową. Po czym wyrwałam się z jego silnego uścisku i spojrzałam w jego zaszklone tęczówki.
- strasznie się o Ciebie bałem. Gdy tylko Dagmara przyszła do mnie z jakimiś dokumentami dla Ciebie zorientowałem się że coś jest nie tak. Dzwoniłem do Ciebie. Nie odbierałaś. Przeszukałem z Miśkiem najbliższą okolice. I nic. Pojechałem na komisariat zgłosić zaginięcie. Ale musiało minąć 24 godziny. Całą noc nie spałem. W głowie miałem najczarniejsze myśli. Gdybym Cię stracił.. nie wybaczyłbym sobie tego. Rano przyjechała do mnie Daga z Michałem i pomogli mi się ogarnąć. Po rozprawie razem z nimi i Arkiem wróciłem do mieszkania gdzie czekała na mnie ta kartka - wyjął z kieszeni spodni list - nie mogłem go zrozumieć. Dopiero Oli rozszyfrował twoją wiadomość. Olka, proszę Cię nie rób mi tego więcej. Bez Ciebie moje życie straciłoby swój sens.
- kocham Cię Mariusz
- Ja Ciebie też, skarbie. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Wlazły wniósł mnie do sypialni i rzucił na łóżko. Powoli pozbywaliśmy się naszych ubrań. Pragnęłam go. Tak bardzo go pragnęłam. Nasze ciała złączyły się w jedno. To była najwspanialsza chwila mojego życia. Spełnieni i wtuleni w siebie zasnęliśmy.

***

Rano obudziło nas ciche trzaśniecie drzwi. Gdy tylko malec wszedł do pokoju szczelnie okryłam swoje nagie ciało kołdrą. Arek stanął na przeciwko nas dokładnie nam się przyglądając.
- tato ale przecies sam mówiłeś, ze na noc tseba ubielać pizamę bo się mozna przeziębić - mały uśmiechnął się i zadowolony opuścił naszą sypialnie.
Po jego wyjściu zaczęliśmy śmiać się jak małe dzieci. Odnalazłam wzrokiem bluzę siatkarza i szybko sięgnęłam po nią ręką. Narzuciłam ją na siebie i udałam się do łazienki. Nie zdarzyłam nawet zamknąć drzwi, gdy do pomieszczenia wszedł siatkarz. Przysunął się do mnie i odgarniając włosy z mojej szyi zaczął składać na niej nieśmiałe pocałunki.
- ty nigdy nie zrezygnujesz - zaśmiałam się. Potwierdził moją teorię i posadził mnie na szafce. Swoją dłonią gładził moje udo, a językiem błądził po mojej jamie ustnej.
- tatooo - w drzwiach łazienki stanął rozpromieniony Arek. Wlazły posadził go obok mnie na blacie, a  chłopiec przytulił się do mnie - ja już będę mieskał z tobą i z Olą?
- tak synku - Mariusz poczochrał jego blond czuprynkę
- a Ola będzie moją nową mamusią ?
- a chcesz tego ? - Arek pokiwał twierdząco głową - a teraz chodź tu trzeba się umyć, bo zaraz śniadanko.
Wyszłam z łazienki i udałam się do garderoby. Założyłam dżinsy i białą bokserkę. Szybko opuściłam garderobę i stanęłam w drzwiach łazienki. Oparłam się o futrynę i przypatrywałam się chłopakom. Mariusz golił się, a Arek próbując naśladować tatę nałożył sobie białą piankę na brodę i szczoteczką do zębów powoli ocierał ją ze swojej twarzy.
- tato, kochasz Olę ? - zapytał nieoczekiwanie mały
- kocham. - odpowiedział krótko i wrócił do golenia swojego zarostu.
- tak jak mamę ? - Mariusz zauważył mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Olę kocham bardziej. Wiesz synku z mamą nam się nie układało. Kłóciliśmy się, nigdy nie mogliśmy znaleźć czasu dla siebie, więc postanowiliśmy się rozstać. Ale chyba cieszysz się, że teraz będziesz mieszkał z nami?
- baldzo - Arek również spojrzał w moją stronę i z wielkim uśmiechem na twarzy podbiegł do mnie. Chwyciłam za aparat fotograficzny. Trzeba przecież uwiecznić pierwsze golenie młodego Wlazłego.
- ale ja nie uczesany jestem - mruknął Mariusz i zaczął palcami przeczesywać swoje włosy.
- bardzo ładnie wyglądasz - obsypałam go komplementami.
- no wiem z taką urodą to trzeba się urodzić - dumnie wypiął pierś do przodu i razem z Arkiem za pozował do kilku zdjęć.
- wiecie co, może my zrezygnujemy ze śniadania i od razu ugotujemy obiad. Arek na co masz ochotę ?
- spaghetti. A potem pójdziemy na plac zabaw. - zarządził.
Ruszyłam w stronę kuchni. Szybko przygotowałam ulubione danie trzylatka i  wspólnie zasiedliśmy do stołu. Nie obyło się bez pomocy udzielonej przez nas Arkowi, który nie zbyt dobrze radził sobie we wciąganiu długiego makaronu. Gdy tylko posprzątaliśmy po obiedzie udaliśmy się na pobliski plac zabaw, który blondynek uważał za najlepszy w całej Polsce. Chłopiec szybko pobiegł do piaskownicy, a my z Mariuszem wygodnie rozłożyliśmy się na ławce. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich matek jak i ojców siedzących w pobliżu. Dotychczas Wlazły przychodził tutaj z Pauliną, więc inni mogą być trochę zdziwieni obrotem sprawy. Nie mam zamiaru przejmować się ich opinią. Życie skopało mnie po tyłku już nie raz, więc teraz wiem, że najbardziej liczy się miłość i rodzina.
- Oluu - z rozmyśleń wyrwał mnie biegnący w naszym kierunku Arek - mogę się o coś zapytać?
- jasne pytaj.. - odpowiedziałam i posadziłam sobie go na kolanach
- będę miał braciszka ? tylko nie mów tacie, że pytam - wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się i również cichutko wyszeptałam 'na pewno'. Chłopiec ponownie poleciał w stronę huśtawek, zjeżdżalni, karuzel i innych tego typu atrakcji. Mariusz nie dawał mi spokoju i co chwilę pytał, o co chodziło Arkowi. Zbywałam do, bo przecież obiecałam coś temu słodkiemu blondynkowi. Około 17:00 opuściliśmy plac zabaw. W domu razem z Wlazłym przygotowaliśmy szybką kolację, czyli stertę kanapek. Gdy tylko skończyliśmy ich konsumowanie pomogłam Arkowi w wieczornej toalecie. Przeczytałam mu bajkę na dobranoc i opuściłam jego pokoik. Weszłam do naszej sypialni, gdzie w garderobie dostrzegłam siatkarza pakującego ubrania do walizki. Zdezorientowana popatrzyłam na niego, ale on tylko tajemniczo się uśmiechnął.
- wyjeżdżasz gdzieś ? - spytałam.





________________________________________________________

no to co wbijamy do Karolka ? <3 

środa, 5 grudnia 2012

19.

MĄDROŚĆ NA DZIŚ : 
>>Jeśli kocham, staję się bogatszy o to, co kocham<<
~Friedrich Schiller


Wciągnął mnie do środka i "rzucił" na kanapę. Na kanapę, gdzie jeszcze nie dawno spędzaliśmy każdą wolną chwilę, oglądaliśmy wspaniałe filmy i jedliśmy niezapomniane kolacje.Ale to już było... Teraz liczy się Arek! Zagryzłam wargi, gdy Jacek usiadł obok mnie i swoją dłonią jeździł po moim udzie. 
- umowa jest prosta - cwaniacko się uśmiechnął - ty zostajesz ze mną, a wtedy Arek wróci cały do tatusia.
- chcesz mnie pozbawić szczęścia ? 
- nigdzie nie będzie Ci lepiej niż u mnie - przysunął się do mnie chcąc mnie pocałować
- wracam do domu.. nie mam zamiaru siedzieć tutaj z tobą, a Mariusz prędzej czy później odzyska syna.
- Twój dom jest tutaj ! - krzyknął i chwycił mnie za rękę - prędzej czy później to zrozumiesz.
"Zaciągnął" mnie do piwnicy. Związał moje ręce sznurkiem, a usta zakneblował jakąś chustką.
- pamiętaj, ze chcę dla Ciebie jak najlepiej ! - krzyknął i zamknął drzwi. Usłyszałam tylko szczęk przekręcających się w drzwiach kluczy. 
Cholera jasna! Co ja najlepszego zrobiłam! Jak mogłam być tak naiwna! Do moich oczu napłynęły łzy. Wiedziałam, że Jacek nie odpuści. Wiedziałam też, że Mariusz będzie mnie szukał, tylko czy to nie odbiję się negatywnie na jutrzejszej rozprawie i za ile w ogóle się zorientuje, że mnie nie ma... 'Wkopałaś się Olka, wkopałaś. Alę bądź silna. Mariusz Cię potrzebuję' 
Siedziałam tak dobre pół godziny. Skulona, pod ścianą w ciemnym pomieszczeniu. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Jacek wszedł do środka i zaczął się do mnie przybliżać stopniowo rozpinając swoją koszulę. Odmówiłam wszystkie możliwe modlitwy, wszystkie zdrowaśki, a on był coraz bliżej. Składał pocałunki na mojej szyi i dekolcie rozpinając przy tym mój sweter. Rzucałam się w każdym możliwym kierunku. Mój przyśpieszony oddech i łopoczące serce nie ułatwiały mi obrony.
- Jacek, daj mi czas - szepnęłam ostatkiem sił
- jutro chcę znać Twoją odpowiedź. Choć nie wiem na co czekasz. Zaraz po rozprawie wyjeżdżamy. Trzymaj koc - rzucił we mnie przedmiotem - noce są zimne, tym bardziej w piwnicy.
Ironicznie się zaśmiał, po czym wpił się w moje usta i wyszedł zamykając drzwi na klucz. Oparłam się o ścianę i narzuciłam na siebie koc. Znów do moich oczu napłynęły łzy. Teraz, na prawdę się bałam.. Zaczęłam obmyślać plan ucieczki. Wiedziałam, że z domu się nie wydostanę, nie ma sposobu... Zostaje mi tylko w czasie podróży. Pół nocy nie spałam dręcząc się wyrzutami sumienia.. Tęskniłam za ciepłem Mariusz, za jego uśmiechem... Ciągle miałam drgawki, ponieważ w tej piwnicy było na prawdę chłodno. Sen zmorzył mnie około 4. Spałam może trzy godziny. Tak, wiem pomyślicie czemu to nie użyje telefonu komórkowego... Po pierwsze jestem cała powiązana, a od tych sznurów mam już poważne rany, a po drugie na nieszczęście zostawiłam go w samochodzie. Siedziałam skulona przez następną godzinę. Mój żołądek dawał mi się we znaki, a w głowie kłębiły się miliardy myśli.. Co teraz zrobię ?Gdzie mnie wywiezie ? Co będzie z Mariuszem i Arkiem ? W pewnym momencie drzwi od piwnicy otworzyły się i stanął w nich Jacek.
- za 2 godziny wyjeżdżamy. Zaczniemy nowe życie. Tylko ty i ja, kochanie - oznajmił i już miał wychodzić, gdy go zatrzymałam
- poczekaj.. mam ostatnią prośbę. Napiszę list to Mariusza i chciałabym żebyś go dostarczył..
Zgodził się. Rozumiecie to? Zgodził się. Jest cień nadziei. Rozwiązał mi ręce i wręczył kartkę i długopis. Nie miałam zbyt dużo czasu..
- tylko bez żadnych numerów - ostrzegał.
Przekaz musiał być jasny dla Wlazłego, ale napisany w sposób trudny do odczytania. 5 minut później list był gotowy.
"Powinniśmy się rozstać. Wiem, że spędziliśmy ze sobą dużo niezapomnianych chwil..
O których nigdy nie zapomnę. Jednak dla naszego dobra, lepiej będzie jak zakończymy związek.

Może to wydaję się dziwne, ale tak musi być. Przepraszam Cię, że zmarnowałam twój czas.
Ósemka zawsze będzie naszą szczęśliwą liczbą, a 
Żonkile zakwitną ponownie wiosną.

Ola" 
Podałam Jackowi kopertę. Mężczyzna szybko opuścił dom i pojechał pod blok siatkarza. Tak jak go prosiłam, włożył kartkę w drzwi. 20 minut później ponownie był w domu, i ponownie zaczął się do mnie dobierać. Broniła się tłumacząc, że nie jestem na to gotowa. Jednak na niego to nie działało. Stał się zachłanny. Zaczął ściągać ze mnie koszulkę.. Całował po szyi, dekolcie, piersiach... Modliłam się aby Mariusz zrozumiał mój przekaz. Ulica Żonkila 8.. to chyba nie jest takie trudne... 'Wlazły pośpiesz się, proszę Cię'. Jacek zwinnym ruchem zaczął ściągać ze mnie spodnie. Nie reagował na moje protesty. Wybawieniem stał się dzwonek do drzwi. Na początku nie zwrócił na niego uwagi. Jednak potem zirytowany wyszedł z piwnicy i podążył schodkami na górę.
- gdzie ona jest ?! - tak, to na pewno głos Mariusza! Odetchnęłam z ulgą i podeszłam do drzwi od piwnicy. Były zamknięte. Zaczęłam uderzać w nie pięściami z całej siły. 
- ale kto ? - zapytał z nutką kpiny w głosie Jacek
- nie udawaj, że nie wiesz ! Wiem, że ją przetrzymujesz ! - słyszałam jak biega po całym mieszkaniu zaglądając w każdą możliwą dziurę. Ale najwidoczniej nie był sam. 
- gdzie ona jest!? - powtórzył, ale tym razem nie był to głos Wlazłego, ale Winiara. 
- nikogo tu nie ma, oprócz mnie i teraz was! informuję was, że nie macie prawa przeszukiwać mi domu. 
Zaczęłam głośniej walić w drzwi. Cholera jasna! Żeby tylko jakoś pozbyć się tej chustki, żebym mogła krzyknąć...
- gdzie jest Olka ?! - krzyczał jeszcze głośniej Mariusz, a po chwili usłyszałam tylko hasał, jakby coś ciężkiego opadło na podłogę... Oby to nie był któryś z siatkarzy... Nie potrafiłabym żyć z myślą, że przeze mnie, któremuś z nich stała by się krzywda.. Znowu zaczęłam walić w drzwi. Nagle ktoś przekręcił klucz... Za drzwiami ujrzałam Wlazłego. Wskoczyłam mu w ramiona i mocno się do niego przytuliłam. Szybko rozwiązał mnie i  nakrył swoją bluzą. Włożyłam moje spodnie i dokładnie zasunęłam odzienie siatkarza. Michał w tym czasie zadzwonił na policję. Ledo trzymając się na nogach weszłam po schodach do salonu, gdzie ujrzałam leżącego na kanapie Jacka. Obok niego stał Winiarski i nie spuszczał go z oka. Stałam wtulona w Mariusza i oczekiwałam przybycia policji. 5 minut później złożyłam zeznania. Policjant wszystko skrupulatnie zanotował. Zakuli Jacka w kajdanki i zaprowadzili go do radiowozu. 
Ostrożnie wsiadłam do samochodu Szampona i pojechaliśmy do jego mieszkania. Michał odprowadził moją Skodą. Wjechaliśmy windą na nasze piętro. Siatkarz otworzył drzwi, po czym zobaczyłam uśmiechniętą twarz Arka. Od razu podbiegłam do chłopca i przytuliłam go. Z salonu wyszła Dagmara trzymając Oliwiera za rękę. Była zapłakana. Gdy tylko mnie zobaczyła podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- musisz nam to wszystko wyjaśnić..

poniedziałek, 3 grudnia 2012

18.

MĄDROŚĆ NA DZIŚ: 
>> Jeśli mówisz, że kogoś kochasz, 
to potrafisz kochać cały świat.<<


Nie ma to jak obudzić się i leniwym krokiem podążyć za zapachem świeżo zaparzonej kawy do salonu, gdzie na podłodze kolejką bawi się dojrzały mężczyzna, znakomity siatkarz i wspaniały ojciec - Mariusz Wlazły. O dziwo, w około nie biega Arek Weszłam do pokoju dziennego, oparłam się o jedną ze ścian i z uśmiechem na twarzy przyglądałam się jak mój dorosły już facet bawi się jak małe dziecko. Układając tory w różne pętle i puszczając po nich elektryczną kolejkę z dwoma wagonami. Bajer, z lokomotywy wydobywa się dym ! Szacun, bracie. 
- oo już wstałaś ? - zapytał trochę speszony, po czym podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- tak, mój ty duży dzieciaku - obdarowałam go soczystym całusem w usta
- ech, no bo wiesz, każdy kiedyś musi się pobawić - skruszony stanął przede mną i bawił się niewidzialnym przedmiotem, który rzekomo trzymał w swoich dłoniach. Wyglądał na prawdę zabawnie. 
- na następną gwiazdę zabawki trzeba kupić podwójnie. Jedną dla Ciebie, a drugą dla małego. Aa właśnie, gdzie jest twoja mała wierna kopia ? 
- melduję iż jeszcze słodko śpi, kapitanie - Wlazły zasalutował i porwał mnie w objęcia. 
- żołnierzu chyba nie czas na takie zabawy! - stwierdziłam gdy tylko poczułam "grunt" pod nogami.
- jest dopiero 7:00. Do pobudki Arka mamy jeszcze całą godzinę - Mariusz zaczął całować moją szyję.
- żołnierzu, grabisz sobie. Marsz do kuchni, przygotować śniadanie ! - wskazałam ręką w stronę kuchni i zrobiłam moją najbardziej złowieszczą i poważną minę. Skruszony i oddany swojemu dowódcy siatkarz udał się wykonać mój jakże pożyteczny rozkaz. Pozbierałam jego zabawki z podłogi i zaniosłam je do pokoju prawdziwego dzieciaka. 
- taki duży facet, a nadal musi się bawić - zamruczałam pod nosem i na nieszczęście obudziłam Arka. Bynajmniej na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że to moje narzekanie obudziło małego brzdąca, jednak jak to się później okazało Arek obudził się sam ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli, czyli doszły do niego piękne zapachy robionego przez tatusia śniadanka.
Zaprowadziłam malca do łazienki, gdzie pomogłam mu z poranną toaletą. W piżamach usiedliśmy za stołem i zaczęliśmy konsumować przygotowaną przez siatkarza jajecznicę.
Nie ubłagalnie zbliżała się godzina 9:00. Godzina zero. Godzina, o której Paulina ma przyjść po swojego syna. Wiedziałam jak Mariusz to przeżywa, więc gdy tylko się ubrałam podeszłam do niego i tak po prostu, ot tak przytuliłam go. Chwilę potem podleciał do nas Arek i również dołączył do naszego uścisku.
- tatusiuu, mogę zostać z wami ? - zapytał, a po jego policzku popłynęły drobne łzy
- dzisiaj pojedziesz do mamy, ale już od jutra będziesz mieszkał ze mną i z Olą - Mariusz zaczął mu tłumaczyć mocno go przytulając
- i będę mógł się bawić z Olą i z Oliwierem i z wujkiem Michałem i z wujkiem Alkiem i wujkiem Danielem i wujkiem Pawłem... - zaczął wymieniać wszystkich siatkarzy Skry
- tak synku, będziesz się mógł bawić z nami wszystkimi.
- a odwiedzimy babcie i dziadka ? - Arek delikatnie się uśmiechnął
- oczywiście.
- a Ola z nami pojedzie ? - no powiem wam, że to pytanie to mnie zaskoczyło... Wlazły spojrzał na mnie,  a ja po prostu się uśmiechnęłam.
- pojedzie - zaśmiał się, wtedy też usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Pożegnałam się z Arkiem, który szybko pobiegł na przedpokój, gdzie czekała już na niego Paulina. Między nią a Mariuszem doszło do ostrej wymiany zdań, jaka to Paulina jest nieodpowiedzialna i jaki to Mariusz jest naiwny przyjmując pod dach taką o to tam, która i tu cytuje "wykorzysta Cię i zostawi". Mówiąc co wskazała definitywnie na mnie. Gdy tylko opuścili mieszkanie, ze łzami w oczach odwróciłam się w stronę okna i obserwowałam jak Paulina męczy się aby zaprowadzić Arka do samochodu. Mały wyrywał jej się, płakał, ona na niego krzyczała. A przecież, chyba nie tak powinniśmy postępować z dzieckiem. A z resztą co ja tam wiem, jestem tylko problem dla Mariusza, a tym bardziej dla jego byłej żony. Nieoczekiwanie z samochodu wysiadł mężczyzna i na siłę "wrzucił" Arka na tylne siedzenia. Skądś znam tego faceta.
- o Jezu.. - jęknęłam
- co się stało ? - Mariusz w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie. Ale co ja mu miałam powiedzieć, że Paulina spotyka się z moim byłym narzeczonym, który mnie pobił i groził, że podpali moją restaurację ? Wiem, ze powinnam to zrobić, ale wiem też, że Mariusz nie dopuściłby do siebie tej wiadomości. Oczywiście, że mu powiem, ale nie w  tej chwili. Nic nie mówiąc przytuliłam się do siatkarza i po prostu rozpłakałam się jak małe dziecko, gdy jest głodne, jak nastolatka, która nie potrafi poradzić sobie z problemem. Wlazły mocno mnie do siebie przytulił, gładząc swoimi dłońmi moje włosy.
- dziękuję, że jesteś - wyszeptał.
- to ja dziękuję. Dziękuję za to, że pozwoliłeś mi tutaj zamieszkać...
- proszę Cię - uniósł mój podbródek - nie przejmuj się słowami Pauliny. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Delikatnie zaczął gładzić mój policzek swoim kciukiem. Mimowolnie, lekko się uśmiechnęłam. Mocniej go objęłam i wtuliłam się w jego tors. Już dawno nie czułam się tak dobrze, tak bezpiecznie.



Nasz poobiedni spokój zmącił dźwięk mojego telefonu. Nowy SMS. Leniwie wstałam z kanapy i udałam się do kuchni, gdzie na kuchennej wyspie leżał mój telefon. Wiadomość od nieznanego numeru.

" Przyjedź do naszego domu, a Mariusz odzyska syna. Inaczej nie będzie kolorowo. Ten twój siatkarzyna nie może nic wiedzieć o naszym spotkaniu. Jacek " 

Co on do cholery jasnej kombinuje...
- tajemniczy wielbiciel ? - rozpromieniony Wlazły zawitał do kuchni
- Dagmara. Zapomniałam, że się z nią umówiłam - delikatnie się uśmiechnęłam. Tak, wiem skłamałam, a kłamać nie wolno... ale przecież, sami wiecie, dla mnie teraz liczy się tylko bezpieczeństwo Arka. Za pewne większość z was na moim miejscu zrobiła by to samo. Pożegnałam się z Mariuszem i wyszłam na "spotkanie z Dagą". Wsiadłam do samochodu i pojechałam do dawnego domu, który dzieliłam z Jackiem. U progu powitał mnie gospodarz. Zwinnym ruchem ręki wciągnął mnie do środka...

sobota, 1 grudnia 2012

17.

MĄDROŚĆ NA DZIŚ : 
>>Kochałem i kochać cię będę, 

Póki ty aniołem złotym będziesz
W tym pustym kraju i w tamtym lepszym świecie,
Gdzie wszystko stanie się lepsze. <<

~Matthias Claudius



Obudziłam się, ale Mariusza nie było obok, a przecież jest dopiero 8 rano. Zaniepokojona rozejrzałam się po pokoju. Mój wzrok przykuła żółta samoprzylepna karteczkę pozostawiona na poduszce.

" Poszedłem pobiegać. Muszę to jakoś odreagować. Jak będę wracać kupię coś na śniadanie. Kocham Cię, piękna" 

Na mojej twarzy pojawił się wielki, niewymuszony uśmiech. Po prostu moje kąciki ust same uniosły się ku górze. Leniwie wstałam i poszłam do łazienki. Stanęłam prze ogromnym lustrem zawieszonym nad umywalkami. Oparłam się o blat łazienkowych szafek i przetarłam zaspane oczy. Niechętnie spojrzałam w stronę zwierciadła. Czego się można było spodziewać. Włosy powykręcane w każdą stronę, zresztą praktycznie tak samo jak każdego ranka. Przemyłam twarz zimną wodą i porządnie rozczesałam włosy, które niedbale związałam w luźnego koka. Umyłam zęby. Przeciągnęłam rzęsy tuszem do rzęs. Ubrałam rurki i jeden z T-shirtów Mariusza. Spojrzałam po raz ostatni na swoje odbicie. 'nie jest najgorzej' pomyślałam i czym prędzej opuściłam łazienkę. Udałam się do kuchni, gdzie wypiłam kilka szklanek soku pomarańczowego. Wspominałam już, że uwielbiam orange juice ? Jeżeli nie, to właśnie wspominam.  Byłam cholernie głodna, ale dzielnie czekałam na powrót Wlazłego. Wreszcie nadeszła wyczekana chwila. Mario wrócił do mieszkania ze świeżymi bułkami. Od razu zaczęłam przygotowywać śniadanie, a on poszedł pod prysznic. W czasie gdy zajadałam się pysznymi bułeczkami z twarożkiem usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zdziwił mnie fakt, że nieoczekiwany gość nie użył dzwonka. Otworzyłam drzwi i doznałam szoku. Na korytarzu stało Arek. Tak, ten Arek - syn Mariusza. Przykucnęłam, a chłopiec od razu wpadł w moje ramiona. Mocno go przytuliłam. Wpuściłam go do środka i dokładnie rozejrzałam się po klatce schodowej. Czyżby przyszedł sam ? Przecież to nie możliwe. Jakim cudem 4 letnie dziecko przeszłoby pół Bełchatowa... 
Mały usiadł na kanapie w salonie i zajął się oglądaniem telewizji. Dosiadłam się do niego.
- Arek co ty tutaj robisz ? - spytałam. Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. W tym samym czasie z łazienki wyszedł siatkarz.
- Arek ?! - zapytał mocno zdziwiony. Mały tylko popatrzyła na tatę i szybko do niego podbiegł. Mariusz wziął syna na ręce i mocno przytulił - kochanie, co ty tutaj robisz ? 
- nie bądź zły..
- nie będę - Arek spojrzał na mnie - Ola, też nie będzie.
- byłem z mamą na zakupach tutaj niedaleko i chciałem was odwiedzić, ale mama na mnie naksycała i powiedziała ze nie moge was odwiedzic. zostawila mnie i wesla do jakiegoś sklepu. długo nie wychodziła, a ja baldzo chciałem was odwiedzic i ucieklem - wytłumaczył nam po czym się rozpłakał. 
Wzięłam go do kuchni, gdzie poczęstowałam go ciasteczkami. Mariusz w tym czasie zadzwonił do prawnika, a potem do Pauliny. Poinformował ją, że Arek jest u nas. Ona nawet nie zauważyła, że go nie ma. Była na jakimś ważnym spotkaniu. Usłyszałam jak się kłócą, więc czym prędzej udałam się z Arkiem do jego pokoju i zaczęliśmy układać puzzle. Gdy tylko Mariusz skończył rozmowę wszedł do pokoju. Arek był zmęczony więc usnął w objęciach siatkarza, który delikatnie wstał z łóżka i dołączył do mnie. Usiedliśmy wygodnie na kanapie.
- wyobraź sobie, że moja na szczęście już była żona zostawiła naszego syna przed restauracją i poszła spotkać się ze swoim nowym lovelasem. Kiedy do niej zadzwoniłem nadal siedziała z nim w tej kawiarence w ogóle nie przejmując się gdzie jest Arek. Mój prawnik już o tym wie i składa odpowiednie orzeczenia. Choler jasna. Jaka ona jest nieodpowiedzialna.  Zostawić małe dziecko na ruchliwych bełchatowskich ulicach.. Czy ona w ogóle myśli !?
- Cichoo, obudzisz małego. 
- Paulina jest największym błędem mojego życia.
- nie mów tak. Bez niej nie miałbyś teraz takie skarbu jakim jest Arek. 
- nigdy o tym nie myślałem w taki sposób... 
- Olaa - usłyszeliśmy wołanie Arka. Szybko poszłam do jego sypialki i usiadłam obok niego na łóżku - ja bym chciał zostać z wami, nie z mamą... 
- dobrze, kochanie - wyszeptałam i mocno przytuliłam chłopca. 
Arek nieśmiało wyszedł z pokoju bojąc się konfrontacji ze swoim tatą. Wlazły szybko do niego podbiegł i uniósł ku górze kilkakrotnie obracając wokół własnej osi.
- dziwię się, że Arek nie dostał jeszcze lęku wysokości - zaśmiałam się. 
Całe popołudnie zleciało nam na zabawach z małym Wlazłym. Gry planszowe, Playstation, czytanie bajek, układanie puzzli. Po kolacji szybko uśpiliśmy Arka. Jutro miała przyjść Paulina odebrać syna, bo to ona miała przecież prawo do całkowitej opieki nad synem. Miejmy nadzieję, że nie na długo. Prawnik Mariusz wyznaczył już spotkanie z sędzią rodzinnym. Miało odbyć się już pojutrze. Teraz na pewno siatkarz odzyska swoją pociechę. Nie ma innej opcji...

sobota, 24 listopada 2012

16.

Rano obudził mnie delikatny pocałunek, który Mariusz złożył na moich ustach. Szeroko otworzyłam oczy i przyciągnęłam siatkarza do siebie. Znalazłam się tuż pod nim. Wpiłam się w jego usta. Czułam jego rytmiczne bicie serca. Moje nie było aż tak spokojne. Waliło jakby chciało czym predzej opuścić moje ciało. Pożądanie w oczach, cwaniacki uśmiech i ten młodzieńczy wyraz twarzy. I jak tu go nie kochać ?! No właśnie, nie da się.
- cholernie bardzo Cię kocham - wyszeptał nachylając się nade mną. Jesteśmy już spóźnieni, a jemu umyśliły się wyznania miłosne. Pokręciłam z politowaniem głową i wygrzebałam się spod kołdry. Przebrałam się w wygodne ciemne dżinsy, do tego koszula w kratę i oczywiście najlepszy przyjaciel kobiety - szpilki. Zadowolona uwieńczyłam swoje "dzieło" lekkim makijażem.
- metr siedemdziesiąt czystego seksapilu - usłyszałam wychodząc z łazienki. Po chwili utonęłam w objęciach Wlazłego.
- metr siedemdziesiąt trzy - poprawiłam go i pokazałam mu mój jakże piękny język. Wspólnie zjedliśmy szybkie śniadanie i każde wyruszyło w swoją stronę. Mariusz do sądu, a ja do restauracji.
Zaparkowałam moją Skodę pod "Inspiracją". Wchodząc do środka dokładnie rozejrzałam się po całej sali. Praktycznie przy każdym stoliku siedziała para zakochanych lub pochłonięte rozmową przyjaciółki. Najwidoczniej kuchenne rewolucje Magdy Gessler nie są mi potrzebne. Wystarczy mały remont wykonany przez siatkarzy PGE Skry Bełchatów. Przy ostatnio stoliku ujrzałam znajomą mi postać. Mężczyzna siedział w towarzystwie wysokiej, szczupłej brunetki o nietypowych rysach twarzy. Zazdroszczę jej tej urody. Wymieniłam ciepły uśmiech z Atanasijeviczem i weszłam do gabinetu gdzie siedziała już Dagmara.
- a ty nie jesteś na rozprawie ? - spytała zdziwiona
- nie. Postanowiłam nie wchodzić im w paradę.
- im?
- Mariuszowi i Paulinie. Niech załatwią to sami - sztucznie się uśmiechnęłam i sięgnęłam po jeden z segregatorów stojących na regale. Przede mną leżały tony dokumentów do wypełnienia. Dobrze, że mam Dagę, która zawsze mi pomoże w tej "brudnej" robocie. Nie to, że zrzucam na nią moje obowiązki. Wręcz przeciwnie. Sama zaoferowała mi swoją pomoc, abym wcześniej skończyła i mogła jechać do domu świętować razem z Mariuszem odzyskanie syna. W co obie wierzyłyśmy i co wydawało nam się najbardziej racjonalnym wyrokiem sądu. Dagmara jest wspaniała. Winiarski ma wielkie szczęście, że na nią trafił. Czasem zazdroszczę im tej ich szczęśliwej kochającej się rodzinki, która tworzą wraz z Oliwierem. Każda rodzina powinna postawić sobie ich za wzór. Mimo tego, że Michał bardzo rzadko bywa w domu jego żona i syn wspierają go na każdym kroku, kibicują na każdym meczu, cieszą się po wygranej i wspierają po porażce. Jestem dumna, że przyjaźnie się z taką o to cudowną,wspaniałą, hiper super rodziną.

Po wykonaniu całej papierkowej roboty, wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Niestety trafiłam na godziny szczytu i praktycznie wszystkie bełchatowskie drogi były zakorkowane. Z półgodzinnym opóźnieniem zaparkowałam pod wieżowcem i korzystając z windy wjechałam na nasze piętro. Delikatnie przekręciłam klucz, weszłam do mieszkania rzucając klucze na komodę.
- Mariusz, jesteś tu ? - krzyknęłam na tyle głośno aby słychać mnie było w mieszkaniu, ale na tyle cicho, aby sąsiedzi nie słyszeli. Tak, tak, moje cudowne wyczucie.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Weszłam do salonu, gdzie na kanapie siedział Wlazły. Twarz schowaną miał w swoje wielkie dłonie. Na stoliku przed nim stała butelka jakiegoś alkoholu, prawdopodobnie whiskey.
- Mariusz... - szepnęłam i podeszłam w jego stronę.
Siatkarz wstał i kilka razy przeszedł się po pokoju. Podszedł do ściany i zaczął okładać ją pięściami. Wiedziałam, że musi na czymś wyładować swoją złość. A więc najczarniejsze scenariusze się sprawdziły : Wlazły nie otrzymał całkowitej opieki nad synem. Podeszłam do niego i objęłam go w pasie wtulając swoją głowę w jego klatkę piersiową. Po chwili poczułam jego ręce na moich plecach i biodrach. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego zapłakane, rozzłoszczone oczy. Pierwszy raz widzę go w takim stanie.
- puściła się z synem sędziego - 'szepnął krzycząc' ze złością w głosie.
- Mariusz, spokojnie - chwyciłam go za rękę i mocno ścisnęłam jego dłoń - będziemy walczyć !
- mój prawnik złożył już wszystkie potrzebne papiery, dokumenty, wnioski, oświadczenia, wszystkie te cholerne papiery. Ja go odzyskam ! Muszę ! Nie zostawię go z tą psychicznie chorą wariatką. Jaki ja byłem głupi... Chociaż tyle, że rozwód był tylko formalnością
- więc jesteś oficjalnie wolny ?
Wlazły pokiwał twierdząco głową po czym złożył niewinny pocałunek na moich ustach.

Schowałam butelkę z trunkiem do barku i ogarnęłam powierzchownie salon. W tym samym czasie usłyszeliśmy dzwonek. Mariusz zaprosił gości do środka. Po chwili w salonie zjawili się kolejno : Oliwier, Daga i Michał.
- jest Arek ? - zapytał mocno podekscytowany młody Winiarski
- niestety nie ma - westchnęłam.
Misiek spojrzał znacząco na swojego przyjaciela.
Usiedliśmy w salonie, uprzednio dając Oliwierowi jakąś zabawkę, aby się nie nudził.
Wlazły opowiedział o przebiegu rozprawy. Dagmara nie mogła powstrzymać emocji, zresztą ja również. Obie popłakałyśmy się jak 'bobry'.
Wspólnie zjedliśmy kolację. Około 20:00 Winiarscy wrócili do siebie, a my posiedzieliśmy jeszcze trochę przed telewizorem, po czym z niezbyt wyśmienitych nastrojach udaliśmy się do sypialni.
Jutro zaczniemy nowy, lepszy dzień. Mam nadzieję. Tak wiem, nadzieja jest matką głupich, ale przecież każda matka kocha swoje dzieci.