niedziela, 9 grudnia 2012

22.

Widząc nazwę miasta w którym się znajdujemy pisnęłam z radości i rzuciłam się na Mariusza. Siatkarz odstawił walizkę i podniósł mnie od góry. Oplotłam swoje nogi w okół jego ciała i namiętnie go pocałowałam. Co z tego, że stoimy na środku lotniska. Jesteśmy przecież w Paryżu -  w mieście miłości ! Po ogarnięciu naszych zawsze niewyżytych hormonów udaliśmy się do taksówki, która zawiozła nas pod sam hotel  Wlazły odebrał kluczyki do pokoju i windą wjechaliśmy na ostatnie - 15 piętro.  Stanęliśmy przed pokojem 1201 i delikatnie przekręciłam klucz w zamku. Otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał się piękny, obszerny pokój. Mój wzrok przykuło wielkie łoże z baldachimem. Z impetem wskoczyłam w biały pych poduszek.
- spokojnie. wieczorem je przetestujemy - powiedział Mariusz u pociągnął mnie w stronę wyjścia na balkon.
Widok zapierał dech w piersiach. Przepiękna panorama Paryża z wieżą Eiffela w roli głównej. Stałam oparta o barierkę i nie mogłam oderwać wzroku od tego cudownego miejsca. Siatkarz w tym czasie rozmawiał przez telefon ze swoją mamą. Ciągle wypytywał się o Arka, a pani Basia najwyraźniej zbywała go krótkimi odpowiedziami. Zrezygnowany rozłączył się.
- misiek, nie martw się tak. Z tobą dali sobie radę, to i z młodym sobie poradzą - podeszłam na niego i stając na palcach musnęłam jego usta - co mamy w planach ?
- teraz idziemy na obiad, a potem na kort tenisowy - uśmiechnął się.
- o Boże ! Przecież Jerzyk gra.. - jęknęłam - jak mu idzie ?
- poczekaj zaraz Ci powiem - wyciągnął z kieszeni małą żółtą karteczkę - najpierw pokonał Andy`iego  Murray`a 5:7,7:6,6:2. W ćwierćfinałach Tipsarevic`a 3:6,6:1,4:1... Serb oddał walkowerem.
- w tenisie to się nazywa kreczem - westchnęłam.
- nie popisuj się już tą swoją wiedzą kochanie.. dzisiaj gra z Simonem, jakimś francuzem..
- więc na co czekamy ? Chodźmy już! - pociągnęłam go za rękę i opuściliśmy pokój.
Recepcjonistka trochę się zdziwiła, że już wychodzimy, ale przecież przylecieliśmy tu tylko na weekend, a mamy tyle spraw na głowie. Jako iż zarówno ja jak i Mariusz biegle mówimy po angielsku, nie mieliśmy problemu w porozumiewaniu się. Weszliśmy do jednej z restauracji w centrum miasta i zajęliśmy swoje miejsca. Zaczęliśmy studiować menu, jednak było tylko po francusku. Wlazły zawołał kelnera, który po chwili podał nam spis dań w języku... polskim ! Też się zdziwiłam. Jednak Franusi są przygotowani na każdego obcokrajowca ! Wszystkie dania były przetłumaczone również na angielski więc ze złożeniem zamówienia nie mieliśmy większych problemów.
- no to co, ślimaki ?  - zapytała zadowolony siatkarz
- ślimaki ? fuuuu - jęknęłam.
- więc na co masz ochotę ?  może żabie udka ?
- żartujesz sobie ? Nie mam zamiaru jeść żadnych płazów i innych tego typu zwierzątek. Poproszę tosty francuskie z ziołami.
- ja tam się jednak skusze na tego płaza - zaśmiał się.
Po upływie 5 minut kelner przyniósł nam do stołu zamówione przez nas dania. Mariusz zajadał się w najlepsze żabim udkiem, a ja powoli konsumowałam moje tosty.
- chcesz spróbować ? - podsunął mi pod nos kawałek mięsa
- nie dzięki, zostanę przy tostach - odparłam i chwyciłam za serwetkę, którą delikatnie otarłam usta siatkarza - gorzej niż Arek - mruknęłam.
Zamówiliśmy jeszcze po suflecie i płacąc za obiad opuściliśmy restauracje. Szybko udaliśmy się na kort tenisowy, gdzie za pół godziny miał zagrać mój kochany przyjaciel : Jerzy Janowicz. Byłam z niego taka dumna. Osiągnął niewyobrażalnie wielki sukces. Zajęliśmy nasze miejsca na widowni i w skupieniu oglądaliśmy rozgrzewkę. Po chwili dołączyła do nas Angelika, która również zawitała w Paryżu, aby dopingować swojego braciszka. Usiadła obok mnie.
- myślałam, że nie przylecicie - powiedziała mocno mnie ściskając
- ja też tak myślałam - odpowiedziałam zerkając w stronę zajętego obserwowaniem piłeczki Mariusza.
Pogadałyśmy jeszcze przez chwilę, jednak później zaczęłyśmy obserwować grę naszego kochanego Jerzyka.  Dropszoty, backhandy, forehandy i te nieziemskie asy serwisowe, przy których piłeczka leciała z prędkością przekraczającą 200 km/h. Simon nie miał szans. Spotkanie zakończyło się wynikiem 6:4, 7:5. Jerzy upadł na kort i po prostu się rozpłakał. Rozumiałam go. Sama się poryczałam. Zresztą Andzia tak samo. Widząc mój "stan" Mariusz objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Łzy szczęścia są o wiele słodsze niż łzy rozpaczy. 15 minut po zakończeniu tonęłam już w objęciach naszego tenisisty. Wszyscy pogratulowaliśmy mu wręcz idealnego spotkania. Postanowiliśmy w czwórkę przejść się po Paryżu.
- Wlazły z tobą jest coś nie tak - rzuciłam nagle Angela
- co masz na myśli ?  -spytał z niepokojem siatkarz
- Jerzyk jest od Ciebie wyższy - wybuchnęliśmy śmiechem, niepohamowanym, niewymuszonym śmiechem. Przechodnie patrzyli na nas jak na grupkę małych dzieci, które właśnie dostały po lizaku.
- Angeliko odkryłaś Amerykę - westchnęłam
- widzisz Olu, sama rano narzekałaś, że taki wysoki jestem, a tu co ? masz babo placek - Mariusz objął mnie ramieniem.
Nieoczekiwanie rodzeństwo Janowiczów pożegnało się z nami wymówką już późnej pory. Taaa, jasnee. po prostu chcieli żebyśmy zostali sami, ja już ich dobrze znam. Z grzeczności nie wspomniałam im o tym i w objęciach Wlazłego ruszyliśmy kontynuując nasz spacer. Dotarliśmy przed sławną wieże Eiffela. Wjechaliśmy na samą górę i delektowaliśmy się cudownym widokiem. Panorama Paryża nocą to chyba najcudowniejszy widok na całej naszej kuli ziemskiej. Mariusz stanął za mną i mocno objął mnie od tyłu, delikatnie całując moją szyję. Uśmiechnęłam się i obróciłam się przodem do siatkarza. Zatraciłam się w jego oczach i dołeczkach w policzkach. Nasze usta złączyły się w namiętnym, gorącym pocałunku. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Tylko on i ja na samym szczycie wieży Eiffela. Błogi moment przerwał dzwoniący telefon Wlazłego. Bez wahania odebrał myśląc, że to jego matka i że z Arkiem coś nie tak. Oj mylił się, grubo się mylił.

//
- stary... mogłeś mi chociaż powiedzieć, że do Francji sobie lecisz!
- Winiar weź się ogarnij przerywasz mi tu właśnie romantyczne chwilę z Olką !
- powiadasz ? to wyobraź sobie, że ja rano stukam to twojego mieszkania a tu wylatuje twoja mamusia z tekstem : Michałku jak ja Cię dawno nie widziałam.. zaczęła szczypać moje poliki.. ałł.. do teraz czuję!
- nie przesadzaj.. moja mam nie jest aż tak straszna
- policzymy się w Bełchatowie! A teraz już wracaj do Olki i nie wracaj mi bez pewności, że będę wujkiem.
//

Rozłączył się i wybuchnął śmiechem. Zdał mi relację z rozmowy telefonicznej, po czym i ja zaraziłam się jego dobrym humorem i również zaczęłam się śmiać.
- to może byśmy spróbowali nie zawieść Winiarskiego - Mariusz szeroko się uśmiechnął i już po 15 minutach byliśmy w hotelowym pokoju...

1 komentarz: