MĄDROŚĆ NA DZIŚ:
>> Jeśli mówisz, że kogoś kochasz,
to potrafisz kochać cały świat.<<
Nie ma to jak obudzić się i leniwym krokiem podążyć za zapachem świeżo zaparzonej kawy do salonu, gdzie na podłodze kolejką bawi się dojrzały mężczyzna, znakomity siatkarz i wspaniały ojciec - Mariusz Wlazły. O dziwo, w około nie biega Arek Weszłam do pokoju dziennego, oparłam się o jedną ze ścian i z uśmiechem na twarzy przyglądałam się jak mój dorosły już facet bawi się jak małe dziecko. Układając tory w różne pętle i puszczając po nich elektryczną kolejkę z dwoma wagonami. Bajer, z lokomotywy wydobywa się dym ! Szacun, bracie.
- oo już wstałaś ? - zapytał trochę speszony, po czym podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- tak, mój ty duży dzieciaku - obdarowałam go soczystym całusem w usta
- ech, no bo wiesz, każdy kiedyś musi się pobawić - skruszony stanął przede mną i bawił się niewidzialnym przedmiotem, który rzekomo trzymał w swoich dłoniach. Wyglądał na prawdę zabawnie.
- na następną gwiazdę zabawki trzeba kupić podwójnie. Jedną dla Ciebie, a drugą dla małego. Aa właśnie, gdzie jest twoja mała wierna kopia ?
- melduję iż jeszcze słodko śpi, kapitanie - Wlazły zasalutował i porwał mnie w objęcia.
- żołnierzu chyba nie czas na takie zabawy! - stwierdziłam gdy tylko poczułam "grunt" pod nogami.
- jest dopiero 7:00. Do pobudki Arka mamy jeszcze całą godzinę - Mariusz zaczął całować moją szyję.
- żołnierzu, grabisz sobie. Marsz do kuchni, przygotować śniadanie ! - wskazałam ręką w stronę kuchni i zrobiłam moją najbardziej złowieszczą i poważną minę. Skruszony i oddany swojemu dowódcy siatkarz udał się wykonać mój jakże pożyteczny rozkaz. Pozbierałam jego zabawki z podłogi i zaniosłam je do pokoju prawdziwego dzieciaka.
- taki duży facet, a nadal musi się bawić - zamruczałam pod nosem i na nieszczęście obudziłam Arka. Bynajmniej na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że to moje narzekanie obudziło małego brzdąca, jednak jak to się później okazało Arek obudził się sam ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli, czyli doszły do niego piękne zapachy robionego przez tatusia śniadanka.
Zaprowadziłam malca do łazienki, gdzie pomogłam mu z poranną toaletą. W piżamach usiedliśmy za stołem i zaczęliśmy konsumować przygotowaną przez siatkarza jajecznicę.
Nie ubłagalnie zbliżała się godzina 9:00. Godzina zero. Godzina, o której Paulina ma przyjść po swojego syna. Wiedziałam jak Mariusz to przeżywa, więc gdy tylko się ubrałam podeszłam do niego i tak po prostu, ot tak przytuliłam go. Chwilę potem podleciał do nas Arek i również dołączył do naszego uścisku.
- tatusiuu, mogę zostać z wami ? - zapytał, a po jego policzku popłynęły drobne łzy
- dzisiaj pojedziesz do mamy, ale już od jutra będziesz mieszkał ze mną i z Olą - Mariusz zaczął mu tłumaczyć mocno go przytulając
- i będę mógł się bawić z Olą i z Oliwierem i z wujkiem Michałem i z wujkiem Alkiem i wujkiem Danielem i wujkiem Pawłem... - zaczął wymieniać wszystkich siatkarzy Skry
- tak synku, będziesz się mógł bawić z nami wszystkimi.
- a odwiedzimy babcie i dziadka ? - Arek delikatnie się uśmiechnął
- oczywiście.
- a Ola z nami pojedzie ? - no powiem wam, że to pytanie to mnie zaskoczyło... Wlazły spojrzał na mnie, a ja po prostu się uśmiechnęłam.
- pojedzie - zaśmiał się, wtedy też usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Pożegnałam się z Arkiem, który szybko pobiegł na przedpokój, gdzie czekała już na niego Paulina. Między nią a Mariuszem doszło do ostrej wymiany zdań, jaka to Paulina jest nieodpowiedzialna i jaki to Mariusz jest naiwny przyjmując pod dach taką o to tam, która i tu cytuje "wykorzysta Cię i zostawi". Mówiąc co wskazała definitywnie na mnie. Gdy tylko opuścili mieszkanie, ze łzami w oczach odwróciłam się w stronę okna i obserwowałam jak Paulina męczy się aby zaprowadzić Arka do samochodu. Mały wyrywał jej się, płakał, ona na niego krzyczała. A przecież, chyba nie tak powinniśmy postępować z dzieckiem. A z resztą co ja tam wiem, jestem tylko problem dla Mariusza, a tym bardziej dla jego byłej żony. Nieoczekiwanie z samochodu wysiadł mężczyzna i na siłę "wrzucił" Arka na tylne siedzenia. Skądś znam tego faceta.
- o Jezu.. - jęknęłam
- co się stało ? - Mariusz w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie. Ale co ja mu miałam powiedzieć, że Paulina spotyka się z moim byłym narzeczonym, który mnie pobił i groził, że podpali moją restaurację ? Wiem, ze powinnam to zrobić, ale wiem też, że Mariusz nie dopuściłby do siebie tej wiadomości. Oczywiście, że mu powiem, ale nie w tej chwili. Nic nie mówiąc przytuliłam się do siatkarza i po prostu rozpłakałam się jak małe dziecko, gdy jest głodne, jak nastolatka, która nie potrafi poradzić sobie z problemem. Wlazły mocno mnie do siebie przytulił, gładząc swoimi dłońmi moje włosy.
- dziękuję, że jesteś - wyszeptał.
- to ja dziękuję. Dziękuję za to, że pozwoliłeś mi tutaj zamieszkać...
- proszę Cię - uniósł mój podbródek - nie przejmuj się słowami Pauliny. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Delikatnie zaczął gładzić mój policzek swoim kciukiem. Mimowolnie, lekko się uśmiechnęłam. Mocniej go objęłam i wtuliłam się w jego tors. Już dawno nie czułam się tak dobrze, tak bezpiecznie.
Nasz poobiedni spokój zmącił dźwięk mojego telefonu. Nowy SMS. Leniwie wstałam z kanapy i udałam się do kuchni, gdzie na kuchennej wyspie leżał mój telefon. Wiadomość od nieznanego numeru.
- oo już wstałaś ? - zapytał trochę speszony, po czym podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- tak, mój ty duży dzieciaku - obdarowałam go soczystym całusem w usta
- ech, no bo wiesz, każdy kiedyś musi się pobawić - skruszony stanął przede mną i bawił się niewidzialnym przedmiotem, który rzekomo trzymał w swoich dłoniach. Wyglądał na prawdę zabawnie.
- na następną gwiazdę zabawki trzeba kupić podwójnie. Jedną dla Ciebie, a drugą dla małego. Aa właśnie, gdzie jest twoja mała wierna kopia ?
- melduję iż jeszcze słodko śpi, kapitanie - Wlazły zasalutował i porwał mnie w objęcia.
- żołnierzu chyba nie czas na takie zabawy! - stwierdziłam gdy tylko poczułam "grunt" pod nogami.
- jest dopiero 7:00. Do pobudki Arka mamy jeszcze całą godzinę - Mariusz zaczął całować moją szyję.
- żołnierzu, grabisz sobie. Marsz do kuchni, przygotować śniadanie ! - wskazałam ręką w stronę kuchni i zrobiłam moją najbardziej złowieszczą i poważną minę. Skruszony i oddany swojemu dowódcy siatkarz udał się wykonać mój jakże pożyteczny rozkaz. Pozbierałam jego zabawki z podłogi i zaniosłam je do pokoju prawdziwego dzieciaka.
- taki duży facet, a nadal musi się bawić - zamruczałam pod nosem i na nieszczęście obudziłam Arka. Bynajmniej na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że to moje narzekanie obudziło małego brzdąca, jednak jak to się później okazało Arek obudził się sam ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli, czyli doszły do niego piękne zapachy robionego przez tatusia śniadanka.
Zaprowadziłam malca do łazienki, gdzie pomogłam mu z poranną toaletą. W piżamach usiedliśmy za stołem i zaczęliśmy konsumować przygotowaną przez siatkarza jajecznicę.
Nie ubłagalnie zbliżała się godzina 9:00. Godzina zero. Godzina, o której Paulina ma przyjść po swojego syna. Wiedziałam jak Mariusz to przeżywa, więc gdy tylko się ubrałam podeszłam do niego i tak po prostu, ot tak przytuliłam go. Chwilę potem podleciał do nas Arek i również dołączył do naszego uścisku.
- tatusiuu, mogę zostać z wami ? - zapytał, a po jego policzku popłynęły drobne łzy
- dzisiaj pojedziesz do mamy, ale już od jutra będziesz mieszkał ze mną i z Olą - Mariusz zaczął mu tłumaczyć mocno go przytulając
- i będę mógł się bawić z Olą i z Oliwierem i z wujkiem Michałem i z wujkiem Alkiem i wujkiem Danielem i wujkiem Pawłem... - zaczął wymieniać wszystkich siatkarzy Skry
- tak synku, będziesz się mógł bawić z nami wszystkimi.
- a odwiedzimy babcie i dziadka ? - Arek delikatnie się uśmiechnął
- oczywiście.
- a Ola z nami pojedzie ? - no powiem wam, że to pytanie to mnie zaskoczyło... Wlazły spojrzał na mnie, a ja po prostu się uśmiechnęłam.
- pojedzie - zaśmiał się, wtedy też usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Pożegnałam się z Arkiem, który szybko pobiegł na przedpokój, gdzie czekała już na niego Paulina. Między nią a Mariuszem doszło do ostrej wymiany zdań, jaka to Paulina jest nieodpowiedzialna i jaki to Mariusz jest naiwny przyjmując pod dach taką o to tam, która i tu cytuje "wykorzysta Cię i zostawi". Mówiąc co wskazała definitywnie na mnie. Gdy tylko opuścili mieszkanie, ze łzami w oczach odwróciłam się w stronę okna i obserwowałam jak Paulina męczy się aby zaprowadzić Arka do samochodu. Mały wyrywał jej się, płakał, ona na niego krzyczała. A przecież, chyba nie tak powinniśmy postępować z dzieckiem. A z resztą co ja tam wiem, jestem tylko problem dla Mariusza, a tym bardziej dla jego byłej żony. Nieoczekiwanie z samochodu wysiadł mężczyzna i na siłę "wrzucił" Arka na tylne siedzenia. Skądś znam tego faceta.
- o Jezu.. - jęknęłam
- co się stało ? - Mariusz w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie. Ale co ja mu miałam powiedzieć, że Paulina spotyka się z moim byłym narzeczonym, który mnie pobił i groził, że podpali moją restaurację ? Wiem, ze powinnam to zrobić, ale wiem też, że Mariusz nie dopuściłby do siebie tej wiadomości. Oczywiście, że mu powiem, ale nie w tej chwili. Nic nie mówiąc przytuliłam się do siatkarza i po prostu rozpłakałam się jak małe dziecko, gdy jest głodne, jak nastolatka, która nie potrafi poradzić sobie z problemem. Wlazły mocno mnie do siebie przytulił, gładząc swoimi dłońmi moje włosy.
- dziękuję, że jesteś - wyszeptał.
- to ja dziękuję. Dziękuję za to, że pozwoliłeś mi tutaj zamieszkać...
- proszę Cię - uniósł mój podbródek - nie przejmuj się słowami Pauliny. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Delikatnie zaczął gładzić mój policzek swoim kciukiem. Mimowolnie, lekko się uśmiechnęłam. Mocniej go objęłam i wtuliłam się w jego tors. Już dawno nie czułam się tak dobrze, tak bezpiecznie.
Nasz poobiedni spokój zmącił dźwięk mojego telefonu. Nowy SMS. Leniwie wstałam z kanapy i udałam się do kuchni, gdzie na kuchennej wyspie leżał mój telefon. Wiadomość od nieznanego numeru.
" Przyjedź do naszego domu, a Mariusz odzyska syna. Inaczej nie będzie kolorowo. Ten twój siatkarzyna nie może nic wiedzieć o naszym spotkaniu. Jacek "
Co on do cholery jasnej kombinuje...
- tajemniczy wielbiciel ? - rozpromieniony Wlazły zawitał do kuchni
- Dagmara. Zapomniałam, że się z nią umówiłam - delikatnie się uśmiechnęłam. Tak, wiem skłamałam, a kłamać nie wolno... ale przecież, sami wiecie, dla mnie teraz liczy się tylko bezpieczeństwo Arka. Za pewne większość z was na moim miejscu zrobiła by to samo. Pożegnałam się z Mariuszem i wyszłam na "spotkanie z Dagą". Wsiadłam do samochodu i pojechałam do dawnego domu, który dzieliłam z Jackiem. U progu powitał mnie gospodarz. Zwinnym ruchem ręki wciągnął mnie do środka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz