poniedziałek, 17 grudnia 2012

27.

Nie odpowiedziałam. Jakoś nie miałam ochoty dalej ciągnąć tego tematu. Jak każda kobieta wolę mieć wszystko poukładane po kolei. Zaręczny, ślub, a dopiero potem dzieci. Zabrałam się za kończenie kolacji. Nagle rozdzwonił się mój telefo. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie mojej mamy. Wywróciłam oczami i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

//
- Ola, dziecko. Dlaczego tak długo się nie odzywałaś ? - jak zwykle Krystyna ma dokładnie zaplanowane kazanie dla mnie.
- mamo, dzwonisz tylko po to aby mnie opieprzyć, że nie dawałam znaku życia?
- nie córuś. Nie denerwuj się tak. Chciałam Cię zaprosić na trzydziestolecie naszego ślubu z tatą.
- to już teraz?
- tak. Już trzydzieści lat mecze się z Wojciechem. A ty moja panno już powinnaś się ustatkować. Nie planujecie z Jackiem żadnych zaręczyn? - dlaczego akurat porusza jego temat. Cholera jasna dała by sobie już z tym święty spokój.
- rozstałam się z nim. Nie chce o tym mówić.
- nie myślałaś na powrotem do niego ? - no ona sobie chyba ze mnie żartuje! - masz już 25 lat. Chcesz zostać starą panną z gromadą kotów?
- odpuść sobie. Kiedy macie tą rocznicę?
- za dwa tygodnie w niedzielę.
- będę.

//
Zakończyłam rozmowę i rzuciłam telefon o podłogę. Musiałam jakoś wylądować swoją złość. Zaraz koło mnie stanął Mariusz. Podszedł do mnie i próbował mnie objąć. Oparłam pięści na jego klatkę piersiową i zaczęłam uderzać nimi w jego tors.
- słońce, co się stało ? - chwycił mnie za nadgarstki i przyciągając mnie bliżej siebie położył swoje dłonie na moich policzkach.
- moja kochana rodzicielka zrobiła mi kazanie, że jestem już starą dupą i powinnam już dawno być mężatką bo inaczej przyszłość spędze z kotami. Aa i jeszcze zapomniałam. Kazała mi rozważyć opcje powrotu do Jacka - zaśmiałam się ironicznie
- a powiedziałaś jej co przeżyłaś przez tego faceta?
- nie.
- musisz jej to wyjaśnić. Powiedziałaś jej o nas? - pokiwałam przecząco głową
- za dwa tygodnie jest rocznica ich ślubu. Powiedziałam, że będę.
- dobrze się składa. W piątek jedziemy do Rzeszowa na mecz. Pojedziesz z nami i odwiedzimy ich.
- a co z Arkiem?
- zostanie z dziadkami - Mariusz zadziornie się uśmiechnął - w czwartek po południu odwieziemy go do Wielunia.
- alee fajniee. Jadę do dziadków ! - do kuchni wbiegł uradowany trzylatek i niczym zawodowy skoczek o tyczce wskoczył w ramiona swojego ojca.
Wspaniały widok. Dwójka cudownych facetów. Moich facetów.
Usiedliśmy na kanapie i zajadaliśmy się kanapkami.
- no młody do łóżka - Mariusz wziął od syna talerzyk i postawił go na ławie.
- tatoo. Psecies ja jus duzy jestem - Arek założył ręce na klatce piersiowej i kątem oka spoglądał na tatę - Oli nie chodzi tak wceśniej spać
- ale ty nie jesteś Oli. A po za tym Oliwier jest od Ciebie starszy - Wlazły wziął swoją małą kopię na ręce i zaniósł do pokoju.
Zebrałam ze stołu brudne naczynia. Sprzątnęłam w kuchni i zmęczona rzuciłam się na sofę. Włączyłam telewizor i znudzona skakałam z kanału na kanał.
- w końcu - Mariusz odetchnął z ulgą i usiadł obok mnie - młody zasypał mnie miliardem pytań.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w jego ciepły tors. Objął mnie ramieniem i musnął ustami moje włosy.


Rano wszyscy we troje zjedliśmy śniadanie. Później Mariusz odwiózł Arka do Winiarskich, a sam pojechał na trening. Dziś miało go nie być trochę dłużej. Miał jakąś sesje zdjęciową i wywiady. Restaurację zostawiłam pod opieką drugiego po Dagmarze menadżera. Trzeba kiedyś dać szansę temu młodemu utalentowanemu chłopakowi. Myślę, że Bartłomiej da sobie radę, a w razie czego będę naprawiać jego błędy.
Gdy tylko chłopaki zniknęli z mojego punkt widzenia włączyłam za maxa jedną z najsłynniejszych polskich rozgłośni radiowych i wzięłam się za sprzątanie. Mieszkanie wymagało generalnych porządków. W podskokach umyłam kafelki w łazienkach, wszystkie lustra, umywalki i wanny. Poukładałam ubrania w naszej garderobie i szafkach Arka. Posprzątałam zabawki małego, po czym postanowiłam wziąć się za okna. Wyciągnęłam ze schowka drabinkę i zabierając wszystkie detergenty poszłam do salonu. Ustawiłam wszystko przed oknem. Jak ja dawno nie myłam okien. Weszłam na szczebelki i zaczęłam czyścić futryny.
- Olka, oszalałaś?! - do mieszkania wszedł Mariusz. Mocno chwycił mnie w udach i ściągnął na ziemię.
- cześć kochanie - uśmiechnęłam się i ponownie próbowałam wejść na drabinę - nie powinieneś być na treningu, czy tam spotkaniu ?
- Olka, zejdziesz z tej drabiny sama czy mam cię ściągnąć?
- Mariusz nie przesadzaj przecież nic sobie nie zrobię, a ktoś okna musi umyć.
- ja umyję - westchnął i znów zciągnął mnie z drabiny.
- żartujesz sobie ?! - zmarszczyłam czoło nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Wyobrażacie sobie Wlazłego myjącego okna? Ja też nie. Ale z miłą chęcią zobaczę.
Zadowolona podałam Mariuszowi ściereczkę. Z jego wzrostem drabina nie była potrzebna. Złożyław ją i zaniósłam do schowka. Gdy wróciłam siatkarz kończył myć jedną z szyb. Muszę przyznać, że mu to wychodziło.
- a właśnie kotku. Winiarscy przyjdą na kolację przy okazji podworząc Arka - powiedział na jednym oddechu Wlazły
- więc czeka mnie całe popołudnie w kuchni - jęknęłam.
Włożyłam fartuszek i z wielką książką kucharską usiadłam na kuchennej wyspie. Codzienny problem każdej 'kury domowej' : co ugotować aby każdemu smakowało?

_______________________________________
Moi Drodzy Czytelnicy z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Abyście cieszyli się z każdego przeczytanego jak i napisanego słowa ! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz