środa, 12 grudnia 2012

24.

Zmrużyłam oczy i dokładnie przyjrzałam się siatkarzowi. Usiadł za łóżku i poklepał miejsce obok. Niepewnie usiadłam na wyznaczonym miejscu. Mariusz sięgnął do stojącej obok łóżka szafki nocnej i wyjął z niej niewielkie pudełeczko. Po chwili poczułam jego dłonie na moim karku, a na mojej szyi zawisł srebrny naszyjnik, po czym złożył delikatny pocałunek na moim ramieniu. Spojrzałam na zawieszkę. Srebrna, ozdobna literka M.
- to tak żebyś nigdy o mnie nie zapomniała - wyszeptał i pocałował mnie w policzek.
- nigdy o tobie nie zapomnę - wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- nawet nie zamierzam Ci pozwolić abyś o mnie zapomniała. Będę Cię dręczyć i męczyć do końca twojego żywota.
- życie z tobą nie jest żadną męczarnią. Dla mnie to tylko czysta przyjemność - rzuciłam się na niego i namiętnie pocałowałam - a teraz zbierajmy się już. Samolot nie będzie czekał na taką wielką bełchatowską gwiazdę.

Pół godziny później byliśmy już na śniadaniu, po którym zaraz pojechaliśmy na lotnisko. Przeszliśmy przez odprawę i parę minut przed 11:30 siedzieliśmy już w samolocie do Łodzi. Zapieliśmy pasy i czekaliśmy na start. Chwyciłam dłoń Mariusza i mocno ją ścisnęłam.
- Ola, co się stało ? - zapytał przysuwając się do mnie.
- boję się.
- boisz się latać? Przecież gdy tutaj lecieliśmy nic Ci nie było.
- ale wtedy nie wiedziałam że będę lecieć samolotem. Myślałam raczej że gdzieś pojedziemy. A teraz gdy świadomość lotu ciąży nade mną odkąd wylądowaliśmy w Paryżu. I po prostu się boję.
- Oluś słońce, wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie - przytulił mnie i pocałował w skroń.

Półtora godziny później cali i zdrowi wylądowaliśmy w Łodzi. Odnaleźliśmy samochód siatkarza i z uśmiechami na twarzy wróciliśmy do Bełchatowa. Zaparkowaliśmy przed wieżowcem. Windą wjechaliśmy na nasze piętro. Długo szukałam kluczy w torebce. W końcu nasz niecierpliwy Mariuszek zadzwonił dzwonkiem, bo swoje klucze zostawił na wyspie kuchennej. No gratuluje mu. U samego progu przywitał nas Arek. Najpierw podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił, a potem rzucił się na swojego tate.
- Arkadiuszu, daj im wejść do środka.
Mały szybko pobiegł do kuchni, gdzie "urzędowała" pani Barbara. Siatkarze odstawił walizkę do garderoby i razem weszliśmy do kuchni.
- Ola, a babcia upiekła tyraj misiu.
- tiramisu, słoneczko -  babcia pogłaskała go po głowie.
- mamooo, ale przecież to ciasto jest z alkoholem.
- Maniek, ale ja o tym bardzo dobrze wiem - pani Basia szeroko się uśmiechnęła - dlatego zrobiłam wersję bez. Po za tym macie pełną lodówkę bo Kaziu zrobił zakupy. Tutaj macie świeże owoce. A w barku zapas słodyczy dla Arkadiusza.
- mamo nie trzeba było. Jesteśmy już dorośli i sami potrafimy zrobić sobie zakupy.
- Mariusz raz na jakiś czas chyba możemy wam pomóc - do kuchni przyszedł pan Kazimierz, który uprzednio oglądał telewizor w salonie - no Basiu my już będziemy się zbierać.
- ale dlaczego ? Niech państwo zostaną - próbowałam zatrzymać rodziców siatkarza.
- nie będziemy wam przeszkadzać - Kazimierz machnął ręką i razem z żoną udali się w stronę pokoju w którym nocowali. Po chwili wyszli z niego z małą walizką.
- zapraszamy do  Wielunia. Synku kiedy kończysz sezon ?
- za dwa tygodnie. Czekają nas jeszcze dwa mecze.
- więc za dwa tygodnie widzę was w Wieluniu. A ty Aleksandro dbaj o mojego synka, a o wnuka jeszcze bardziej.
Pożegnaliśmy się z nimi i jak jeden duch rzuciliśmy się na kanapę. Wlazły włączył telewizor i zaczął skakać z kanału na kanał. Jednak pilot szybko przechwycił Arek i włączył jeden z kanałów dla dzieci.
- kuchaze - pisnął uradowany i wcisnął się między mnie a Mariusza. Delikatnie poczochrałam włosy blondynka i ruszyłam w stronę kuchni. Ukroiłam dość duże kawałki ciasta dla naszej trójki i wróciłam do salonu stawiając przed chłopakami ich porcję pysznego wypieku pani Basi.
- te bajki niszczą psychikę dzieci - burknął Mariusz - gdzie się podziały te bajki z naszego dzieciństwa.
- a jak byleś mały to jakie bajki oglądałeś ? - spytał Arek zajadając się tiramisu.
- na przykład Reksia, Bolka i Lolka. To były bajki a nie te dzisiejsze cyferki, baby Jack'i, a teletubisie to już przegięcie.
- a puścisz mi kiedyś taką bajkę? - trzylatek wdrapał się na kolana taty
- poczekaj chyba gdzieś mam zapisane na dysku smerfy.
I tak całe popołudnie zleciało nam na oglądaniu smerfów i wspominaniu dzieciństwa. Arek był strasznie zdziwiony iż znany się z Mariuszem od piaskownicy. Tyle wspaniałych chwil razem wtedy przeżyliśmy. Gdy miał osiem lat postanowił spróbować jak to jest całować się z dziewczyną, a że ja - siostra jego przyjaciela - zawsze byłam w pobliżu ptakami się tą szczęściarą, którą Wlazły jako pierwszą pocałował. A wtedy połowa dziewczyn w Wieluniu się w nim kochała. No nie powiem bo ja również. Tylko, że ja miałam nad nimi przewagę. Cały czas chodziłam za moim bratem, a w ten sposób spędzałam mnóstwo czasu również z Mariuszem. W między czasie Arek usnął więc siatkarze zaniósł go do jego pokoiku.
- co się tak uśmiechasz ? - zapytał siadając z powrotem obok mnie.
- wspominam nasze dzieciństwo - mocno przytuliłam się do niego
- przyznaj, że się we mnie kochałaś..
- a kto się nie kochał? - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek
- Oj Ola, Ola.
- słucham Cię, Mariuszku - spojrzałam na niego, a on pstryknął mi palcami w nos
- też się w tobie kochałem. Myślisz, że jakbyś mi się nie podobała to bym cię wtedy nie pocałował?
- ty to jeszcze pamiętasz ?
- jak można o tym zapomnieć. Pamiętam jak pierwszy raz przez przypadek dotknąłem twojej dłoni gdy sadziliśmy drzewa. Maciek zaczął się śmiać, a ja speszony szybko zabrałem swoją rękę. Miałaś coś w sobie. Nadal to masz.
- niby co ? - podniosłam jedną brew do góry i wychwylając się spojrzałam na Wlazłego.
- nie wiem. Jeszcze tego nie rozgryzłem - przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Poczułam jego dłonie na moich plecach. Zaczął powoli rozpinać mój biustonosz. Oderwałam się od niego i spojrzałam w jego rozpromienione tęczówki. Uśmiechnęłam się, po czym bardzo szybko znaleźliśmy się w sypialni..

2 komentarze:

  1. oj lubię tego bloga lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział ^^ powrót z paryża udany jak widać, rodzice mańka wyposażyli im lodówkę w jedzenie i słodycze, ogromny plus im za to oczywiście ! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń