Wieczór, który miałam spędzić w towarzystwie Mańka, spędziłam sama. Zrozumiałabym jakby to był sezon ligowy i miałby jakiś mecz, czy byłby umówiony z kumplami, no ale on pojechał do swojej BYŁEJ żony.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam na kanapie przy jakimś nudnym filmie akcji. Obudził mnie dopiero trzask drzwi. Spojrzałam na ekran telewizora, na którym nie było nic oprócz biało-czarnych migających kropek. Przeniosłam wzrok trochę wyżej, na elektroniczny zegarek strojący na drewnianej półce między zdjęciami Arka. Zamrugałam kilka razy, a czerwone kreski tworzące poszczególne cyfry zaczęły docierać przez moje oczy do mózgu. Godzina trzecia, minut dwadzieścia jeden.
- o tu jesteś ! - do salonu wpadł Wlazły i witając się ze mną całusem w policzek usiadł na kanapie.
- i jak było ? - spytałam z nutką ironii w głosie.
- nie wiedziała jak ma wbić gwoździa aby powiesić obraz w salonie.
- ach i po to potrzebna jej była twoja pomoc? - zakpiłam - nie mogła poprosić sąsiada ?
- zła jesteś ? - ooo pan Wlazły właśnie dokonał historycznego odkrycia! Trzeba to odnotować, być może w przyszłości Arek będzie się uczył o tym na lekcji historii.
- ależ owszem. - mruknęłam - wbijanie gwoździa, JEDNEGO GWOŹDZIA - podkreśliłam - zajęło Ci aż tyle czasu ?
- no jasne, że nie. Oprowadził mnie po swoim nowym mieszkaniu, przy okazji posprawdzałem jej wszystkie instalacje. Chwilę porozmawialiśmy i wróciłem - opowiadała ze stoickim spokojem, a we mnie wszystko wręcz się gotowało.
- zapewne dobrze się bawiliście - rzuciłam oschle - a teraz wybacz, ale idę się położyć, kochanie.
Nie zważając na jego protesty poszłam do sypialni. Położyłam się na naszym wspólnym łóżku i wypłakując kilka łez usnęłam. Nawet nie wiem, czy Mariusz położył się obok mnie, czy może spał w salonie albo w gościnnym, a może w ogóle nie zmrużył dziś oka.
następny dzień.
Cisza. Cisz zakłócana tylko przez ruch samochodów na bełchatowskiej ulicy i odgłos tykania zegarka. I jak taki spokój może kogokolwiek obudzić? Ach, normalnie. Obudziłam się ponieważ było zbyt cicho. Obeszłam całe mieszkanie, ale nigdzie nie spotkałam prawie dwumetrowej sylwetki siatkarza. A przecież takie dużego człowieka znaleźć jest bardzo łatwo, nawet w największym tłumie. Wyjęłam z kuchennej szafki musli, a z lodówki mleko i już po kilku chwilach mogłam cieszyć się moim skromnym śniadaniem. Z miską i szklanką soku pomarańczowego usiadłam przed telewizorem.
Martwiłam się. Cholernie się martwiłam. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie teraz jest Mariusz i to bolało najbardziej. Uspokoiłam się gdy usłyszałam charakterystyczny szczęk kluczy przekręcanych w zamku.
- Olaaaa ! - Arek wbiegł do salonu.
Szybko odstawiłam swoje śniadanie i przytuliłam blondynka.
- Młody zdejmij najpierw buty! - zganił go Mariusz, a trzylatek natychmiast pobiegł wykonać prośbę ojca.
Po chwili Mario wyłonił się zza ściany z bukietem biało-czerwonych róż.
- przepraszam za wczoraj, Ola. Wiem, że cholernie źle zrobiłem, ale tego już nie zmienię - przystanął przy zagłówku kanapy.
Obróciłam się bokiem, aby zobaczyć jego twarz. Napotkałam te jego magnetyczne oczy, które z każdym spojrzeniem powodowały szybsze bicie mojego serca.
- Ola.. powiedz coś - poprosił niepewnie.
- ładne kwiatki - zaśmiałam się odbierając od niego bukiet.
- widzę, że humor Ci dopisuję - przerwał na moment - a ja mam ciągle coś co należy tylko do Ciebie.
Przeskoczył przez oparcie sofy i usiadł obok mnie. Z kieszeni spodni wyjął to samo pudełeczko co tej pamiętnej nocy w DisneyLandzie. Szybko wydostał z niego pierścionek zaręczynowy i delikatnie wsunął go na mój palec.
- oświadczam Ci się już po raz drugi - westchnął - ale z chęcią zrobiłbym to jeszcze kolejne pięćset tysięcy razy. A wiesz czemu? Bo Cię kocham.
Pstryknął mnie palcem w czubek nosa, po czym musnął moje usta swoimi wargami.
- fuuuuuuuj! - jęknął Arek i usiadł na mariuszowych kolanach
- zobaczymy za kilka lat -zaśmiałam się i zmierzwiłam włosy malcowi.
Wspólnie przygotowaliśmy obiad, na który zaprosiliśmy również Dagmarę i Oliwiera.
- będę miała syna - oznajmiła dumnie Winiarska, gdy urządziliśmy sobie poobiednią sieste.
- gratulujemy - uściskałam ją
- ale wiecie, że teraz to wy musicie postarać się o dziewczynkę - zaśmiała się głaszcząc swój zaokrąglony brzuszek.
- to już nie zależy do nas - skwitował Wlazły trzymając swoją dłoń na moim kolanie.
Winiarscy w "odchudzonym" składzie opuścili nasze mieszkanie po dziewiętnastej Szybko położyliśmy Arka spać, a sami ponownie zalegliśmy na kanapie. Oparłam głowę o ramię siatkarza i wlepiłam wzrok w ekran telewizora.
- obiecasz mi coś ? - zapytałam chwytając jego dłoń. W odpowiedzi uzyskałam tylko przytaknięcie - obiecaj mi, że nigdy Paulina nie będzie ważniejsza niż ja.
Zazdrość ^^ Genialny rozdział.Zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com
Świetny rozdział . Kiedy następny . ?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że nie skomentowałam poprzedniego - brak czasu. Jak ja się cieszę ze oni nie są rodzeństwem. Paulina nie umiała wbić gwoździa, no bez przesady. Kocham twoje opowiadanie
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
WINIAROWA:)
Hehe, fajny fajny + zapraszam http://fuck-off-i-love-volleyball.blogspot.com/2013/03/chapitre-deux_23.html
OdpowiedzUsuńkiedy nowy rozdział?????????????????????????????????????????????????????????????
OdpowiedzUsuń