Siedzieliśmy w milczeniu. Wtuleni w siebie. Nie wiedziałam jak mam do niego zagadać, co mu powiedzieć. Nie do końca zrozumiałam sens jego słów. Znów chcesz ingerować w mój związek - odbijało się w mojej głowie jak echo w górach.
- znów to zrobiła - zaczął Mariusz. Czyżby czytał w moich myślach? - to samo robiła jak byłem jeszcze z Pauliną. Na początku była milutka, udawała, że cieszy się naszym szczęściem, a później miała jakieś urojenia i nic jej nie pasowało. Paulina nie wytrzymała i wyjechała. Jakimś cudem udało mi się ją namówić do powrotu. Ola, zrozum, ze ja nie chcę aby to się powtórzyło, a tym bardziej z Tobą.
- Mariusz, wszystko będzie dobrze - pocałowałam go w czoło
- nie może być inaczej - uśmiechnął się
Tego mi brakowało. Zadowolonego i pewnego siebie Wlazłego. Chwyciłam go za rękę i udaliśmy się z powrotem do domu. Drzwi były zamknięte ale na szczęście Mario znalazł klucze w swojej bluzie. Było późno więc wszystkie światła były pogaszone i zapewne wszyscy już spali. Wepchnęłam się przed siatkarzem do łazienki, ale to i tak mu nie przeszkodziło i gdy ja moczyłam swoje ciało w wannie pełnej wody, on spokojnie brał sobie prysznic. Oszczędność czasu, prawda? Oczywiście jego kąpiel trwała krócej dlatego zdążył mi jeszcze umyć plecy. Następnie jak dzieci przepychaliśmy się przed lustrem, aby mieć lepszą pozycję do mycia zębów. Przez co pasta wylądowała na mariuszowej klatce piersiowej. I niczym para zakochanych na zabój nastolatków zaczęliśmy bitwę na pastę do zębów. Niestety tego typu zabawy kończą się zazwyczaj katastrofą i prędzej czy później ktoś ucierpi. Tak też stało się i u nas. Jeden nieplanowany ruch i miętowa maź znalazła się w okolicach mojego oka.
- Olka ja nie chciałem - panikował - nie trzyj. Zaraz przemyję Ci to wodą.
W końcu udało mu się oczyścić moje oko, choć nie wyglądało ono zbytnio kusząco. Przejrzałam się w lustrze i dotknęłam opuchniętego i zaczerwienionego miejsca.
- do wesela się zagoi - zaśmiał się Mariusz i pocałował mnie w czoło - idziemy spać Słońce. Jutro ostateczna konfrontacja.
Położyliśmy się na ogromnym łóżku i próbowaliśmy zasnąć. Mi prawie się to udało, ale mój kochany siatkarz jak zawsze musiał coś wymyślić.
- wybudujmy dom - bardziej stwierdził niż zapytał jeżdżąc przy tym palcem po moim ramieniu
- dom ? - obróciłam się do niego przodem. Było ciemno, ale księżyc perfekcyjnie oświetlał jego twarz. Dojrzałam jego nieziemskie dołeczki w policzkach. Uśmiecha się.
- no dom. Tak duży budynek. Będziemy mieli własny ogródek, basen. Będzie pięknie - rozmarzył się
- Wlazły, nie zapędzaj się.
- nie chcesz abyśmy zamieszkali gdzieś na obrzeżach z daleka od hałasu miasta? - zaczął bawić się kosmykiem moich włosów. Wiedział, ze takie zachowanie cholernie mnie rozprasza i irytuje.
- chcę. Ale czy to nie za szybko ?
- zanim zbudujemy dom minie trochę czasu...
- poczekajmy z tym - wtrąciłam
- dla Ciebie wszystko kochanie - wpił się w moje usta.
Obudziły nas hałasy dochodzące z korytarza. W mgnieniu oka zerwaliśmy się na równe nogi i wybiegliśmy z pokoju. Fałszywy alarm. To tylko pani Barbara upuściła patelnię.
- przepraszam, że was obudziłam - powiedziała i zabrała narzędzie hałasu z kuchennej podłogi
- nic się nie stało - odpowiedziała z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- mamooo - jęknął Mariusz
- słucham synku ? - Barbara obróciła się w naszym kierunku
- chyba masz coś do powiedzenia Oli, nie uważasz ?
- masz rację kochanie - westchnęła -Olu jestem Ci winna przeprosiny. Poniosło mnie wczoraj. Dopiero gdy wyszliście zrozumiałam, że jestem zbyt opiekuńcza względem Mańka. Przecież mój synek nie jest już małym dzieckiem, a dorosłym facetem. Tak więc, przepraszam Cię, Aleksandro.
- ja też panią przepraszam. Obiecuję pani, że nie skrzywdzę Mariusza, za bardzo go kocham
- w to nie wątpię. A teraz idźcie obudzić Arkadiusza, bo Kazik zaraz wróci ze świeżym pieczywem.
- teraz będzie już tylko lepiej - szepnął Mariusz i obejmując mnie ramieniem zaprowadził do arkowego pokoju.
Mały już nie spał, tylko oglądał książkę obrazkową o zwierzętach. Usiedliśmy obok niego, a on opowiadał nam o poszczególnych zwierzątkach wyrysowanych na kartach książki.
- a wiesz synku, że jutro wyjeżdżamy na wakacje z wujkiem Michałem, ciocią Dagą i Olim ?
- a Ola tez pojedzie ? - dopytywał Blondynek. Trochę mnie to zdziwiło, że zamiast zapytać o cel wyjazdu, najpierw pytał o mnie.
- jasne smyku - przeczochrałam jego włosy
- a gdzie pojedziemy ? - jego źrenice natychmiastowo się powiększyły
- polecimy samolotem, ale nie powiem Ci gdzie - droczył się z synem - a teraz zmykaj do łazienki, bo babcia szykuje pyszne śniadanko.
Po śniadaniu rodzice Mariusza wrócili do Wielunia, a my zaczęliśmy się pakować. Na szczęście wszystkie paszporty, dowody i inne świstki były ważne. Więc jesteśmy już o krok bliżej Disney Landu. Cały czas biegałam po mieszkaniu w poszukiwaniu ważnych rzeczy. Zrobiłam tylko małą przez na obiad przygotowany przez Mistrza Kuchni Wlazłego. Po zjedzeniu pysznej ogórkowej (mam podstawy do stwierdzenia, że chyba mnie nie otruł) zajęłam się pakowanie Arka. i tu było jeszcze gorzej. Mały usiadł sobie na ławce i wymieniał co mam spakować.
- hej kolego, ale musisz się zdecydować albo na pana Pazura, albo na Todzia - pomachałam mu dwoma miśkami przed nosem
- a nie mozemy wziąć obu ? - zapytał błagalnie, robiąc minę kota ze Shreka.. kurde taki mały, a już pojął taką sztukę przekupstwa.
- nie możemy. Więc albo Todzio, albo Pazur, wybieraj
- Pazul - mruknął i odłożył drugiego pluszaka na swoje miejsce - ale weź jesce ten samochodzik, pliss
- samochodzika nie możemy wziąć. Uwierz mi nie będzie Ci potrzebny tam gdzie jedziemy.
Po półgodzinnym odrzucaniu zabawek wybranych przez Arka zabrałam się za pakowanie swoich ubrań i kosmetyków. Przy swojej walizce spędziłam około dwóch godzin, ale to jeszcze nic.. gdyż Mariusz pakował się jakieś trzy. Więc najlepiej na tym wyszedł Arek, który przez całe popołudnie gapił się w telewizor i przegryzał co chwilę słone paluszki.
Wszyscy postanowiliśmy położyć się wcześniej, bo już następnego dnia o godzinie 8 byliśmy umówieni na lotnisku z Winiarskimi. Tak, więc jeszcze przed wieczorynką Mały powędrował z tatusiem do swojego pokoju, a ja zaszyłam się w łazience. Do wanny wlałam aromatyczne olejki i z ogromnymi mariuszowymi słuchawkami na uszach zaczęłam swój relaks. Nawet nie zauważyłam gdy do pomieszczenia wszedł Wlazły i wepchał się do mojej wanny.
- zimną masz tą wodę - stwierdził i odkręcił kurek z gorącą wodą, tak, że strumień wrzątku padł na moją łydkę
- Wlazły ja Cię kiedyś zabije ! - syknęłam z bólu i podniosłam moją kończynę do góry
- Cichutko kochanie - mruknął i zaczął całować moją stopę powoli przechodząc do wyższych części mojej nogi.
No uwielbiam twojego bloga to jedyny który czytam w którym Mario jest jedną z głównych postaci :D i jest świetny :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :)
Ps. jak znasz jakies innego blogi z Mariem to czy mogłabyś dać link? :D z góry dziekuję :)
http://evil-feels.blogspot.com
UsuńŚwietny!!!! :D Uwielbiam tego bloga ^^ Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam: Marta♥
Uwielbiam to!
OdpowiedzUsuńHm... cudowny jest ten mały :D
Czekam na więcej!
Świetny arek się ucieszy jak sie dowie gdzie jada. miłośc u nich kwitnie oby tak dalej w wolnej chwili
OdpowiedzUsuńna http://wlochy-to-moj-nowy-dom.blogspot.com/ pojawił się 3 rozdzial serdecznie zapraszam
POZDRAWIAM
WINIAROWA:)
ZOSTAŁAŚ PRZEZE MNIE NOMINOWANA DO ZABAWY LIEBSTER AWARD
OdpowiedzUsuńJEŚLI MASZ OCHOTE WZIĄĆ UDZIAŁ ZAPRASZAM NA
http://wlochy-to-moj-nowy-dom.blogspot.com/
POZDRAWIAM
WINIAROWA :)
Heej ;) Nominowałam cię do zabawy Liebster Award ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
http://co-zlego-to-nie-my.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam :))