niedziela, 4 listopada 2012

8.

Spojrzałam na wyświetlacz.
-nigdy nie uwierzysz kto dzwoni - powiedziałam po czym odebrałam telefon.

*rozmowa tel*
- no hej braciszku. stęskniłeś się ? 
- ...
- jasne, że możesz wpaść.
- ...
- nie nie mieszkam już z Jackiem, rozstaliśmy się. Wyślę Ci SMS-em mój nowy adres.
-...
- do czwartku 
*rozmowa tel*

Angela z osłupieniem przysłuchiwała się naszej rozmowie. Jeszcze parę lat temu kochała się w moim bracie. Z tym, że przez te parę lat mój brat ożenił się i ma syna Mateusza, a ja jestem szczęśliwą ciotką.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakieś 2h. Zaprosiłam ją na niedzielny piątkowy mecz z ZAKSĄ. Zgodziła się bez wahania. Nie ukrywała swojego zdziwienia, bo przecież ja nie interesuję się siatkówką, a tu nagle wyjeżdżam z zaproszeniem na mecz. Skomentowała to jednym prostym stwierdzeniem "miłość zmienia ludzi", po czym pożegnałyśmy się i wróciłyśmy do siebie. 

Do domu wróciłam ok 21, ponieważ zahaczyłam jeszcze is sklep spożywczy. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i po cichu rozpakowałam zakupy. Mariusz usnął na kanapie. Wyłączyłam telewizor i udałam się do swojego pokoju. Może wreszcie się wyśpię, bo Wlazły nie będzie przygniatał mnie swoja olbrzymią ręką.

Rano obudził mnie krzyk Mariusza
- Wstawaj, już 10. Za godzinę masz być w szpitalu na zdjęciu szwów - nie zważając na słowa siatkarza nakryłam się kołdrą i ponownie zamknęłam oczy - bo zaraz tam wejdę !
- to wchodź !
To była chyba najgorsza decyzja w moim życiu. Wlazły zaczął mnie łaskotać, a ja rzucałam się po całym łóżku. Nie lubię tego, po prostu nie lubię !
- a ty nie masz być na treningu  ?
- przecież  jadę z tobą do szpitala
- o nie. Marsz na trening ja sobie poradzę!
- dobrze, dobrze - zatrzymał się w drzwiach - o której wracasz ?
- około 19 bo mam jeszcze spotkanie służbowe.
Siatkarz wyszedł z mieszkania i pojechał na trening.

Wzięłam prysznic i zrobiłam lekki makijaż. Szybko się ubrałam. Zjadłam tosty i ruszyłam do szpitala.
Aleks powiedział, że rana dobrze się wygoiła. Godzinę później byłam już w mojej restauracji. Odwaliłam papierkową robotę, sprawdziłam zamówienia. Odkąd Jacek zjawił się w restauracji można by powiedzieć, ze interes kwitnie, ale nie dzięki niemu, tylko dzięki siatkarzom Skry. Codziennie któryś z nich wpada odwiedzić restauracje. Około 14 zjawiła się Dagmara. Czuję, że będzie mi się z nią dobrze pracować  Jest ambitną, charyzmatyczną kobietą. Po szybkim omówieniu jej zadań, wynagrodzenia i innych bzdet tego typu podpisałyśmy umowę. Oprowadziłam ją po lokalu. Przed 19 wróciłam do domu. Delikatnie przekręciłam klucz. W mieszkaniu panowała ciemność. Czyżby Mariusza nie było ? Zdjęłam buty. Przed moimi oczyma przemknęła jakaś postać. "Boże, oby to tylko nie był Jacek. Przeżyje już włamywaczy, ale nie Jacka" - modliłam się w duchu. W głowię kłębiło mi się miliard myśli. Wzięłam stojący na korytarzu parasol i bezszelestnie ruszyłam w stronę pokoju, do którego wszedł nieproszony gość. Zauważyłam jego sylwetkę przy jednej z szaf. Zbliżyłam się do niego i już chciałam uderzyć go parasolką, gdy się obrócił.
- zwariowałaś ?! - krzyknął chwytając za "przedmiot zbrodni"
- Mariusz ? - spytałam niepewnie
- no, a coś ty myślała ?
- myślałam, że Jacek chciał mnie "odwiedzić" - wzięłam słowo odwiedzić w cudzysłów gestykulując to palcami - lub jakiś włamywacz...
Mariusz popatrzył na mnie z politowaniem po czym przytulił mnie.
- tutaj nic Ci nie grozi - wyszeptał mi do ucha
- a tak właściwie dlaczego tu jest tak ciemno  ?
- była jakaś awaria i odłączyli nam prąd.
- ach ta polska elektryka - uśmiechnęłam się.

Znalazłam z Wlazłym kilka świeczek i ustawiliśmy je w salonie i kuchni. Na szybko przygotowałam omlety. Stół w jadalni nakryty został białym obrusem. Siatkarz ustawił na nim dość duży świecznik. Zaniosłam naszą kolację na stół. On w tym czasie wyjął z szafki dwa kieliszki do wina i otworzył jeden z trunków swojej kolekcji.
- ależ romantycznie - powiedziałam gdy przysunął moje krzesło do stołu
- wiem - wyszczerzył się - tak miało być.
Zjedliśmy kolację rozmawiając o dzisiejszych wydarzeniach. Nie obyło się bez pytania o wizytę u lekarza. "Martwi się" - miło.
- Mariusz, nie wiesz czy są jeszcze bilety na wasz piątkowy mecz ? - zapytałam sprzątając po kolacji
- chyba nie, ale jak chcesz to mogę Ci załatwić wejściówki VIP. No więc chcesz ?
- a co ty będziesz z tego miał ?  - zapytałam patrząc na szeroki uśmiech malujący się na twarzy siatkarza
- a to się jeszcze zobaczy.  Więc ile ?
- dla mnie, Angeli i dla mojego brata...
- Maciek przyjeżdża ? - Wlazły szybko znalazł się obok mnie w kuchni z brudnymi talerzami
- w czwartek. a właśnie miałam się zapytać czy może tutaj zostać do niedzieli ?
- oczywiście, że może. Ale w takim razie ty śpisz ze mną - charakterystycznie poruszył brwiami.
- tak tak. Co jeszcze ? Będę spała z moim kochanym braciszkiem - wyminęłam go i ruszyłam w stronę mojej sypialni.
W pewnym momencie zobaczyłam jego cień przede mną. Zbliżył się do mnie, przez co ja cofnęłam się do ściany. "Brak możliwości ucieczki - nieźle to sobie Olu wykombinowałaś". Siatkarz stanął opierając swoje wielkie dłonie o ścianę tuż nad moimi ramionami. "No teraz to już na pewno nie ucieknę".
Nagle światło się włączyło.
Dopiero teraz zorientowałam się, że Mariusz jest ponad 30 cm wyższy ode mnie. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego oczy. Na jego twarzy widniał uśmiech. Cieszył się z takiego obrotu sprawy, w sumie ja również się cieszyłam.
- dobra Ola zacznę od początku. Może zachowuję się jak nastolatek, ale właśnie tak się czuję. Czuję się jakbym pierwszy raz się zakochał - patrzył w moje oczy, czułam jak jego serce coraz mocniej bije - Jak tylko pojawiłaś się w moim mieszkaniu wiedziałem, że muszę o ciebie zawalczyć. muszę chociaż spróbować. Moje życie nabrało sensu. Codziennie budzę się myśląc, że znów cię zobaczę i choć trochę zbliżę się do ciebie. Olka, kocham Cię.. - wyszeptał.
Spojrzałam w jego oczy, w których błyskały iskierki
- Mariusz ale ja chyba nie jestem gotowa... - przeszłam pod jego rękę i udałam się do swojego pokoju.

Wzięłam długi, relaksacyjny prysznic i przebrałam się w piżamę. Wyszłam na korytarz. Drzwi do jego pokoju były otwarte. Siedział z głową na kolanach tyłem do mnie.
"Dziewczyno co ty narobiłaś ? przecież ty też coś do niego czujesz ! może to nie jest jeszcze aż tak duże uczucie, ale nie zaszkodzi dać mu szansy ! Idź do niego!" Moje serce biło się z rozumem. Nie chciałam być znowu skrzywdzona, jednak wiedziałam że Mariusz jest inny niż Jacek.
Cichutko weszłam do jego pokoju i objęłam go od tyłu. Obrócił twarz w moją stronę.
- Olaa... -  przerwałam mu namiętnie go całując.
Wylądowaliśmy na łóżku. W jego oczach rysowało się pożądanie. Pocałunek za pocałunkiem.
- Mariusz, proszę cię poczekajmy ... - wyszeptałam gdy tylko nasze twarze oddaliły się od siebie
- dobrze, będę czekał ile zechcesz. Tylko wiedz, że cię bardzo kocham - nasze usta znów się złączyły.
Siatkarz przytulił mnie i oboje oddaliśmy się w ręce Morfeusza...

____________________________
ktoś czyta ?  :> 

4 komentarze:

  1. Rozdział genialny, bardzo mi się podoba. ;). I jestem ciekawa jak to dalej będzie z Olą i Mariuszem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyta czyta i doczekać się kolejnego rozdziału nie może. ;P ciekawi mnie jak mario będzie walczył o arka, widać że dzieciak polubił bardzo olke co sprzyja mu bardzo. Fajną by tworzyli rodzinke. Wprowadz więcej scen z arkiem ;)

    zapraszam do mnie na siostra-siatkarza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie świetne .!

    OdpowiedzUsuń