środa, 21 listopada 2012

14.

Wlazły otworzył wino i nalał każdemu po lampce. Z uśmiechem na twarzy zjedliśmy przygotowane przez mojego brata danie. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i udaliśmy się do swoich sypialni. Jutro po południu Maciek wracał do Warszawy.

Gdy się obudziłam chłopaków nie było już w mieszkaniu, a przecież z tego co pamiętam Mariusz nie miał dzisiaj treningu. Narzuciłam na siebie dresy i poszłam do kuchni w celu przygotowania śniadania. Zasiadłam wygodnie na kanapie przegryzając co chwilę przygotowane tosty. Mijała minuta za minutą a ich nadal nie było. Martwiłam się , ale przecież dwóm tak rosłym i wysportowanym mężczyzną nie powinno się nic stać. Nieoczekiwanie zadzwonił mój telefon. Miałam skrytą nadzieję, że dzwoni Maciek albo Mariusz. Niestety myliłam się. Dzwoniła jedna z kelnerek z mojej restauracji. Okazał się, że ktoś bardzo chcę się ze mną spotkać . Zdziwiło mnie to. Długo myślałam nad tą tajemniczą istotą, która chciała ze mną porozmawiać. Szybko przebrałam się i pojechałam w kierunku "Inspiracji". Kelnerka, która do mnie dzwoniła powiedziała tylko, że kobieta czeka w moim gabinecie. A więc to kobieta. Odetchnęłam z ulgą, bo przez chwilę myślałam, że to znów Jacek. Delikatnie otworzyłam drzwi i... nigdy nie zgadniecie kto zaszczycił mnie swoją wizytą.
- dzień dobry - powiedziałam i usiadłam na moim obrotowym krześle za biurkiem.
- dla kogo dobry, dla tego dobry - burknęła
- co panią do mnie sprowadza ? - spytałam lekko już zdenerwowana
- powiem wprost. Męża mi już pani odebrała, a teraz chce jeszcze syna ? - krzyknęła
- chyba się źle zrozumiałyśmy...
- nie oddam Arka ani Mariuszowi ani pani - wrzasnęła i wyszła.
Siedziałam bez ruchu dobre 5 minut. Jakim cudem ja niby odebrałam jej męża?! Przecież jak dobrze pamiętam papiery rozwodowe przyszły w ten sam dzień, w którym to przez przypadek znalazłam się w domu siatkarza. Zdenerwowana wyszłam z restauracji i wróciłam do mieszkania.
- gdzie byłaś ? - spytał u progu drzwi Wlazły
- ładnie się ze mną witasz - odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. - gdzie Maciek ?
- w łazience. Byliśmy pobiegać. No a teraz mów gdzie byłaś. - chwycił mnie za rękę i zaprowadził do kuchni
- zadzwoniła Nadia, jedna z kelnerek, że ktoś chcę się ze mną spotkać, pojechałam więc do restauracji, gdzie czekała już na mnie Paulina..
- Paulina ? - spytał nie wierząc w moje słowa
- tak, Paulina. Ta Paulina. Twoja Paulina.
- po pierwsze ona nie jest już moja. Teraz ty jesteś moja. Po drugie, czego ona od Ciebie chciała ? - widać że był już zdenerwowany, jego głos drżał wypowiadając ostatnie zdanie
- uświadomiła mi, że zabrałam jej ciebie, a teraz dodatkowo chcę zabrać jeszcze syna - wydusiłam z siebie po czym pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.Mariusz mocno mnie do siebie przytulił.
- nie przejmuj się nią. Ona jest niezrównoważona psychicznie - powiedział nie wypuszczając mnie z ramion
- ale ja nie chcę być tą najgorszą... tą co wszystko psuję.. tą co zabiera komuś to co on kocha ponad życie.
- Paulina mnie nie kocha, ona kocha tylko moje pieniądze. A Arek ? Dzięki Arkowi może liczyć na alimenty ode mnie - zaczął tłumaczyć - pamiętaj, że dla mnie liczysz się tylko ty i mój syn, o którego zamierzam z nią walczyć. Jeżeli oczywiście się zgodzisz chcę abyśmy razem stworzyli najwspanialszą rodzinę na świecie.
Patrzyłam w jego lśniące oczy. Poczułam ciepło w sercu. Stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam jego wargi swoimi. Przeszedł przeze mnie taki przyjemny dreszcz, jakbym pierwszy raz składała na czyiś ustach pocałunek. Z Mariuszem czułam, że zaczynam wszystko od nowa. czuję się przy nim jak nastolatka, która pierwszy raz się zakochała i wbrew woli rodziców wymyka się z domu by spotkać się z ukochanym. Miłosną sielankę przerwał nam Macie, który właśnie wszedł do kuchni.
- nawet na obcasach jesteś niższa - stwierdził i otworzył lodówkę w poszukiwaniu zimnego napoju.
- lubię niższe - Wlazły uśmiechnął się szeroko - dla mnie możesz zdjąć te szpile
- to wy nie wiecie, że szpilki są najlepszym przyjaciele kobiety ?  -zrobiłam minę surowej nauczycielki - a przyjaciół się nie zostawia.
Chłopaki wybuchnęli śmiechem, a ja tylko cicho westchnęłam i wyszłam z kuchni. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie szukając porządnego programu telewizyjnego. Mamy sobotę, a w telewizji nie ma żadnych ciekawych serialów, już nie wspomnę o filmach. Po chwili dołączył do mnie mój brat. Mariusz postanowił przygotować obiad. Rozmowa z bratem była mi bardzo potrzebna ze względu na to że kiedyś będę musiała powiedzieć rodzicom z kim się spotykam. W przeszłości lubili Mariusza, ale teraz gdy dowiedzą się o tym, że jest już rozwiedziony i ma dziecko... cholernie boję się ich reakcji, ale wiem, że bez względu na to czy oni zaakceptują mój z nim i tak nie zrezygnuję z naszych wspólnych planów, z naszej przyszłości. Za bardzo go kocham i za bardzo mi na nim zależy.
Po obiedzie pożegnaliśmy się z Maćkiem, który musiał już wracać do Warszawy, do żony i dziecka. Znów zostaliśmy sami. Miejmy nadzieję, że nie na długo i już w przyszłym tygodniu dołączy do nas Arek. Kocham tego malucha jak własnego syna. Pragnę dzielić z nim każdą wolną chwilę i razem z Mariuszem opiekować się nim, w przyszłości pomagać w odrabianiu lekcji, wyciągać z kłopotów, obserwować jak się rozwija, poznawać jego przyszłych znajomych, wspierać go w czasie pierwszych miłostek, zauroczeń, patrzeć jak stawia pierwsze kroki na siatkarskim boisku, bo znając życie razem z Oliwierem godnie zastąpią swoich tatusiów.
- jak sobie wyobrażasz naszą przyszłość ? - spytałam wtulając się w siatkarza
- ty, ja, Arek i nasz wspólne dziecko - uśmiechnął się i musnął wargami moje włosy - chcę żeby to była córeczka
- a dla mnie to obojętne. Byle by z tobą.
- to może postaramy się o jakiegoś malucha - w oczach Mariusz ukazał się płomyczek nadziei. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszeliśmy pukanie do drzwi - znowu ? - jęknął zawiedziony
Wstał i poszedł otworzyć. Po chwili do salonu wpadli wszyscy zawodnicy Skry. Zaskoczona wstałam z kanapy i popatrzyłam pytająca na Mariusza, on tylko wzruszył ramionami.
- ruszajcie wasze zacne cztery litery - krzyknął uradowany Pliński - idziemy świętować wczorajsze zwycięstwo.
- bierzcie Mariusza - popchnęłam go w stronę drzwi
- ty też idziesz - zadowolony Atanasijevic podniósł mnie i wniósł do sypialni, po czym wyszedł zamykając drzwi.
- ale co ja mam ubrać ? - załamana weszłam do garderoby
- cokolwiek - usłyszałam prawdopodobnie Zatorskiego
- na prawdę muszę iść? przecież to wasze zwycięstwo
- nie zamierzam go świętować bez ciebie - w garderobie pojawił się Mariusz.
- ale ja nie mam się w co ubrać - jęknęłam
- dla mnie możesz iść nawet nago - na twarzy siatkarza pojawił się szeroki uśmiech
- no okej, ale nie chcę widzieć miny innych zawodników, a już nie wspomnę o reszcie populacji naszego miasta
W końcu znalazłam odpowiednie ubrania. Nałożyłam je, po czym zrobiłam delikatny makijaż. Zadowolona ze swojego wyglądu wyszłam z sypialni. Po tym jak każdy pogratulował mi długich i szczupłych nóg wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się w stronę parkingu. Siatkarze załadowali się do swoich samochodów, a więc jest szansa, ze nie wszyscy się upiją. Chwilę później byliśmy już pod jednym z bełchatowskich klubów. Impreza zaczęła się rozkręcać. Wszyscy wtopili się w tłum, a większość bełchatowskiej młodzieży bawiącej się w klubie nie rozpoznała zawodników Skry. Przetańczyłam z nimi całą noc. Około 1 w nocy postanowiliśmy opuścić klub. Jako iż nic nie piłam robiłam za kierowcę. Wraz z Winiarskim, Woickim i Plińskim odwieźliśmy resztę lekko wstawionego towarzystwa do domów. Po wykonanym zadaniu wróciłam wraz z Mariuszem do mieszkania. Padnięta wskoczyłam na łóżko i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

1 komentarz:

  1. Czyżby paulina miała jeszcze coś namieszac?
    Szkoda że w tym rozdziale nie było arka ;P
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń