piątek, 2 listopada 2012

6.

Obudziłam się o swoim pokoju. Spojrzałam na zegarek. 9:02. Mariusz ma za godzinę trening. Ciekawe czy już wstał. Wyszłam z pokoju. W mieszkaniu było cicho. Czyżby już wstał ? Arek jeszcze spał.  Cichutko otworzyłam drzwi sypialni siatkarza. No tak Wlazły spał sobie w najlepsze. Wskoczyłam na jego łóżko i chwilę przyglądałam się śpiącemu mężczyźnie. Ta chwila trwała jakieś 15 minut. Opamiętałam się dopiero gdy zaczął się poruszać.
- wstawaj, przecież masz trening - zaczęłam szturchać go po ramieniu
- mamo, daj mi jeszcze chwilę - mruknął
- mamo ? - wybuchnełam śmiechem - wstawaj idioto, bo się spóźnisz - zepchnęłam go z łóżka.
Mariusz jakby się ocknął. Wstał z podłogi i spojrzał na mnie ze złością w oczach.
- Olka ! Chcesz żebym kontuzji dostał ?! - przeraziłam się. Był najwyraźniej wściekły
- przepraszam nie chciałam - spuściłam głowę w dół.
Siatkarze rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Kopałam Wlazłego żeby tylko przestał mnie łaskotać.
- kupa mięsa ! - krzyknął wbiegając do pokoju Arek - ja tes chce
Mały wskoczył na łóżko i rzucił się na tatusia.
- Mariusz bo się spóźnisz - powiedziałam gdy tylko wyrwałam się z jego "objęć".
Siatkarz posadził syna na łóżku i zniknął za drzwiami łazienki.
Wzięłam małego za rękę i poszliśmy do kuchni. Przygotowaliśmy śniadanie. Po chwili dołączył do nas tzw. Szampon. Zawsze gdy wspominam o jego pseudonimie wybuchami śmiechem. No więc Szampon zjadł śniadanie i uciekł na trening.
- Ola, a cy ty będzies moją nową mamusią ? - spytał Arek, gdy już poprzątaliśmy po posiłku
- wiesz kochanie, to nie zależy tylko ode mnie - pogłaskałam go po głowie
- bo ja bym baldzo chciał abyś była moją mamusią - mały przytulił się do mnie
- mam pomysł - oczy Arka nagle się powiększyły
- jaki ? - uśmiechnął się
- jedziemy do taty na trening. Co ty na to ?
Nie doczekałam się odpowiedzi. Mały łobuz pobiegł do przedpokoju i zaczął ubierać buty. Chwilę później byliśmy już w mojej Skodzie. Dobrze że Mariusz ma drugi fotelik w garażu.
- a wies ze ja kiedyś zostanę siatkazem i będę taki duzy jak tata - oznajmił gdy już wyszliśmy z samochodu
- oczywiście że tak będzie.

Doszliśmy do drzwi wejściowych na hale.
- dzień dobly panie Hubelcie - krzyknął do ochroniarza po czym przybił z nim piatkę - my do taty
- wchodzcie, wchodzcie - pan Hubert szeroko się uśmiechnął, a my szybko wbiegliśmy do środka.

Na salę weszliśmy niezauważeni. Zajęliśmy miejsca na trybunach i przypatrywaliśmy się zmaganiom gigantów. Trener nas zauważył i szeroko uśmiechnął się w naszą stronę. Ręką zachęcił nas do przyjścia na boisko i zajęcia miejsca obok niego. Arek od razu poleciał i przywitał się z trenerem. Mariusz go zauważył. Podbiegł do nas i wziął małego na barana. Pognał z nim na boisko a ja usiadłam obok trenera. Porozmawialiśmy trochę o siatkówce. Dowiedziałam się ciekawych rzeczy. Nagle trener zapytał czy kiedyś grałam w siatkówkę. Pokiwałam przecząca głową.
- panowie, mamy tu nowiciuszkę - krzyknął pan Jacek
- ale trenerze... - broniłam się ale on wypchnął mnie na boisko.
Arek usiadł na ławce koło sztabu i rozmawiał z jakimś mężczyzną. Widać że już nie raz przychodził tutaj z tatusiem. Siatkarze otoczyli mnie i spierali kto będzie odbijał ze mną.
- Cupko ty będziesz odbijał z Olą - zadecydował pan Nawrocki - no panowie do roboty - powiedział po czym usiadł obok Arka.
Cupko podszedł do mnie i pokazał mi jak zrobić koszyczek i jak ułożyć ręce do dolnego sposobu odbierania. Zaczęliśmy odbijać. Nawet nie wiedziałam że to takie fajne.
- i ty mówiłaś że nigdy nie grałaś - stwierdził przechodzący obok Zatorski
- no bo tak jest - uśmiechnęłam się.

Chwilę później siedziałam już obok Arka. Trener zarządził mecz. Chłopaki podzielili się na dwie drużyny i zaczęli spotkanie.
- Arkadiuszu a ty nadal chcesz zostać siatkarzem jak tata ? - zapytał w pewnym momencie pan Nawrocki
- tak plose pana
- to może od września tata zapisze cię do naszego klubu przedszkolaka - trener uśmiechnął się

Po treningu wróciłam wraz z Arkiem do domu. Mariusz pojechał na zakupy, bo zaprosił na kolację rodzinę Winiarskich i obiecał Michałowi pizzę.

Po 40 minutach wrócił do domu obładowany torbami. Wypakowałam je. W tym samym czasie panowie przywieszali obraz nad łóżkiem Wlazłego.
- ksywo. W plawo. Nie w lewo - dyrygował Arek
- ałaa - usłyszałam jęk Mariusza i od razu wbiegłam do jego sypialni.
- no tak jak się bierze za coś czego się nie umie to tak jest - zaczęłam się śmiać gdy zobaczyłam jak siatkarze trzyma się za palec - pod zimną wodę! - zarządziłam
W czasie "nieobecności" wielkoluda dokończyłam przywieszać obraz, po czym pościeliłam jego wielkie łóżko i wyszłam do kuchni.
- dziękuje - poczułam lekkie muśnięcie włosów.
- idź lepiej pobawić się z Arkiem i nie przeszkadzaj mi w kuchni ! - wygoniłam siatkarza z kuchni i zaczęłam przygotowywać kolację.

Parę minut po 17 państwo Winiarscy byli już w mieszkaniu Mariusza. Oliwier ładnie się przedstawił i pobiegł z Arkiem do salonu aby pokazać mu nowy samochodzik. 

Po kolacji wysłaliśmy dwa małe łobuzy do pokoju Arka. Mariusz otworzył wino i wraz z Michałem stare czasy gdy zaczynali grać w siatkówkę. Wyobrażali sobie synów za kilkanaście lat na światowych boiskach.

W pokoju chłopaków było strasznie cicho. Razem z Dagmarą postanowiłiśmy sprawdzić co robią. Ku naszemu zaskoczeniu chłopcy już smacznie spali.
- Dagmara mam dla ciebie propozycje - szepnęłam kiedy zaczęliśmy zbierać porozrzucane po podłodze zabawki - co ty na to by zostać wspólnikiem w mojej restauracji ?
- myślę że to bardzo dobry pomysł
- to może wpadnij w poniedziałek do mojego gabinetu i uzgodnimy wszystko
- oczywiście
Po chwili dołączyli do nas panowie
- my już będziemy się zbierać. Jeszcze tylko obudzimy Oliego - powiedział Winiar
- a może zostaniecie u nas ? - zaproponwał Mariusz.
- nie chcielibyśmy sprawiać kłopotu
- ale to nie kłopot. Ola będzie spala ze mną, a wy w pokoju gościnnym.
- nie masz nic przeciwko ? - spytała mnie Daga
- oczywiście iż nie.
Posłałam Mariuszowi moje spojrzenie typu "pogadamy później".
Dagmara zaoferowała posprzątać po kolacji więc ja poszłam zmienić pościel w pokoju gościnnym a chłopaki jak to oni zaczęli grać w Fife. Nie obyło się bez kłótni.
- cicho bo dzieciaki obudzicie - uciszała ich co chwilę Daga.

Około 23 rozeszliśmy się do sypialni. I wtedy dopiero zaczął się meksyk...
- ja cię kiedyś... - nie dokończyłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz