Przez następne kilka dni robiliśmy praktycznie to samo. Budziliśmy się, jedliśmy śniadanie, Mariusz jechał na trening, a ja z Arkiem do restauracji. Czasem Daga przywoziła Oliwiera i dzieciaki razem się bawiły w naszym gabinecie. Popołudniu wracaliśmy do domu, wychodziliśmy na spacery albo bawiliśmy się w domu. Wieczorami po kolacji i wieczorynce usypialiśmy Małego, po czym we dwoje zalegaliśmy na kanapie przed telewizorem. Wyjątkiem był dzień wielkiego meczu - Finału Ligi Mistrzów. Ranem Wlazły miał niezłego stresa. Chodził jak na szpilkach i ciągle się denerwował. Przed dziesiątą zebrał torbę treningową i pojechał do bełchatowskiej Energii, a stamtąd do Łodzi. Razem z Arkiem zaczęłam przygotowania. Znalazłam w szafie koszulki w barwach Skry oczywiście z nazwiskiem naszego Mariuszka. W szufladzie znalazłam czółka pszczółki i założyłam Małemu na głowę. W międzyczasie zrobiłam frytki i zaraz po zjedzeniu ich pojechaliśmy do łódzkiej hali. Na miejscu spotkaliśmy już Winiarskich oraz Angelikę i Jerzyka.
- kope lat panie Janowicz - przytuliłam tenisowe odkrycie roku.
- Ola ten pan jest siatkazem jak tatuś? - dopytywał Arek
- nie słońce. Ten pan gra w tenisa - poczochrałam jego blond włoski.
Dzieciaki szybko pobiegły na sale, ale tam nie odnalazły swoich ojców.
- mamo my chcemy iść do szatni bo tam są taty - prosił Oli
- nie mówi się taty kochanie, tylko tatusiowie - Dagmara poprawiła syna - usiadźmy na trybunach i poczekajmy. Zmęczona jestem.
- a możemy iść z ciocią Olą? - nalegał Winiar Junior.
- chodźcie chłopcy - chwyciłam ich za ręce i zaprowadziłam do tych ich "tatów".
Zapukałam do drzwi szatni i słysząc zgodę na wejście wbiłam z chłopcami do środka. Dzieciaki od razu poleciały do swoich tatusiów. Stanęłam przy drzwiach i wzrokiem ogarniałam straszny bałagan który panował w pomieszczeniu. Wszelakiego rodzaju spodenki, koszulki, skarpetki i dezodoranty porozrzucane były po całej szatni. Ale czemu tu się dziwić jak panoszy się tutaj stado olbrzymów.
- ja powiem wam tylko tyle: jak przegracie to możecie zapomnieć o imprezie. A ty Mariuszku nie licz na obiadki - przestrzegłam ich
- uhuhu. Wlazły chyba musisz skopać tyłki tym Ruskom - naśmiewał się Pliński
- Wlazły nie martw się pomożemy Ci z tymi obiadami. Bąku całkiem nieźle gotuje - Zati poklepał Mańka po plecach.
- Paweł sądzisz że przegramy?! - Winiar zrobił minę mówiącą 'a kysz szatanie'
Mariusz i Michał odprowadzili nas za sale gdzie zbierało się już coraz więcej kibiców.
- Oluś skarbie ty żartowałaś z tymi obiadami, prawda? - Mario przyparł mnie do barierki
- nie, kochany. Macie mi to wygrać bo inaczej obiadki gotujesz sobie sam.
- to jest szantaż - oburzył się
- no co ty nie powiesz - zaśmiałam się i pocałowałam go.
Szybko wypchnęłam go na boisko bo reszta drużyny już zaczynała rozgrzewkę.
Usiadłam obok Dagi, a Arka poradziłam na krzesełku obok. Za Młodym siedziało rodzeństwo Janowiczów. Wyjęłam z torby sok i paluszki i podałam je Juniorowi. Oczywiście dzieciaki bardzo krótko grzały swoje krzesełka, bo równo z pierwszym gwizdkiem podbiegli pod bandy reklamowe by jeszcze lepiej dopingować drużynę swoich ojców. Razem z nimi były również inne siatkarskie dzieciaki Skry.
- myślisz że wygrają? - zagaiła Dagmara.
- wierzę w nich całym sercem. I jako 'nie znawca' siatkówki uważam że mają szansę.
Rozpocząć się najważniejszy mecz sezonu. Zespoły szły łeb w łeb. Pierwszy set padł łupem miejscowego zespołu. W drugim już nie było tak kolorowo i w końcówce partii lepsi okazali się siatkarze z Kazania. Trener Nawrocki na trzeciego seta dokonał jednej zmiany. Bonifante wszedł na boisko zamiast Woickiego. W międzyczasie dzieciaki wróciły na swoje miejsca. Trzeciego seta wygrali Bełchatowianie i to oni byli bliżej do zwycięstwa. Jest takie powodzenie że Głupi ma zawsze szczęście. Tym razem głupcami okazali się Rosjanie i doprowadzili do wyrównania. Zapowiadał się bardzo emocjonujący tie-break
- wygrają - powiedział triumfalnie Arek
- skąd masz taką pewność. Na moje oko Zenit ma większe szansę - spierał się z nim Jerzyk
- pan się nie zna. Pan jest tenisistą. A tu się liczy logika - tłumaczył Oliwier - pierwszega seta wygraliśmy, drugiego przegraliśmy, trzeciego wygraliśmy, czwartego przegraliśmy, więc piątego musimy wygrać.
- podoba mi się twój tok myślenia. Będą z Ciebie ludzie - pochwalił małego Winiarskiego.
Tak jak wszyscy to podejrzewali to był zacięty set. Gdy tylko Skra wyszła na dwu punktowe prowadzenie Rosjanie włączali turbo doładowanie i odrabiali straty.
Piłka meczowa dla Skry. Cała hala wstała ze swoich miejsc i zdzierając sobie gardła dopingowała swoją drużynę. Na zagrywce nie kto inny jak Wlazły. Zamknęłam oczy i modliłam się aby piłka przeszła ponad siatką. Niestety moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Na tablicy pojawił się wynik 16:16 a na zagrywce Matthew Anderson. I as serwisowy, na nasze nieszczęście. Siatkarze Zenitu podbudowani udaną zagrywką cieszą się z piłki meczowej. Znów na linii końcówek staje Amerykanin. Mocna zagrywka ale to nic dla naszego wspaniałego Zatorkiego. Perfekcyjnie przyjmuje, a Dante wystawia na środek do Plińskiego. I Skra doprowadza do remisu. Hala zmienia się w istny ul, a pszczółkowi kibice jak zwykle do końca wierzą w zwycięstwo swoje ulubionego klubu. Władimir Alekno poprosił o przerwę dla swoj drużyny. Na trybunach rozbrzmiewa piosenka zespołu Lady Pank "Zawsze tam gdzie ty". Zmotywowane Skrzaty wyszły na boisko. Na zagrywkę poszedł Daniel, który w poprzedniej akcji wyrwał swoją drużynę z goryczy porażki. Poodbijał kilka razy piłką o parkiet, po czym wprowadził ją do gry. Rosyjski libero z trudem przyjął zagrywkę naszego środkowego i Zenit oddał piłkę za darmo. Mikasa jak po sznurku od Wlazłego przez Dantego doszła do Winiarskiego, dzięki któremu Skra ma kolejną piłkę meczową. I znów kibice na stojąco krzyczą "OSTATNI!! OSTATNI!!" a Daniel znów z pokerową miną ustawia się na linii dziewiątego metra. Serca wszystkich kibiców zamarły. Na sali doszło zapewne do kilku tysięcy zawałów. Serwis Pliny wyraźnie autowy, ale na nasze szczęście w ostatniej chwili Anderson postanowił ją przyjąć. Rozgrywający wystawił ją na środek do Davida Lee ale tam czekał już Kooistra, który skutecznie zablokował amerykańskiego środkowego. Cały Bełchatów i cała Łódź oszalała. Nasza Skra wygrała Ligę Mistrzów. Na boisku pojawiło się konfetti. Nawet nie wiem kiedy Arek zaczął ciągnąć mnie za rękę w stronę boiska. Bez problemu dostaliśmy się do świętujących siatkarzy. Wlazły od razu nas zauważył i wziął syna na ręce.
- to co z tym obiadem ? - wyszczerzył się gdy tylko oderwał się od moich ust.
- za tą popsutą zagrywkę powinnaś go z domu wyrzucić - zaśmiał się przechodzący obok Cupko
- pomyśle nad tym.
Mariusz jeszcze raz musnął moje usta, po czym postawił Arka na parkiecie i chwytając go za rękę podszedł do siatki aby podziękować za mecz drużynie z Kazania. Obsługa szybko rozłożyła podest dla zwycięzców. Wzięłam Małego na bok i z dumną obserwowaliśmy jak na szyjach naszych siatkarzy zawisają złote medale. Później w ręce Wlazłego trafił puchar, jeszcze większy od tego z zeszłego tygodnia. Kibice bez przerwy dziękowali swojej drużynie. Na sali pojawili się również rodzice Mariusza, którzy na sam koniec zabrali Arka do mieszkania. Mały niechętnie pojechał z dziadkami. A my zaczęliśmy cało nocne świętowanie. Winiarski dopakował Oliwiera do Wlazłych Seniorów, więc miał wolną chatę.
- dziś świętujemy u mnie ! - wydarł się Michał oblewając swoją głowę szampanem.
Skrzaty porozdawali autografy i wykonali ćwiczenia po meczowe po czym zniknęli za drzwiami szatni. Przemknęłyśmy się z Dagmarą i innymi bełchatowskimi partnerkami do ich prywatnego kąciku. Ale z każdą sekundą żałowałam tej decyzji. Chłopaki oszaleli i zaczęli rozbierać się na środku pomieszczenia. Razem z Winiarską opuściliśmy tą przepełnioną "erotyką" szatnie. Pozwoliłam sobie zabrać mariuszowy samochód z parkingu i pojechaliśmy do Bełchatowa przygotować after party. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu i zakupiliśmy hektolitry alkoholu i mnóstwo chipsów, paluszków i innych przekąsek. Zamówiliśmy jeszcze pizzę. Zanim pszczółkowy autokar dojechał do willi Winiarskich wszystko było przygotowane, więc nocne świętowanie czas zacząć.
piątek, 25 stycznia 2013
36.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No tak, było co świętować ! Wygrana w LM to jest coś. ;>
OdpowiedzUsuńFajny rozdział ;p
OdpowiedzUsuńZapraszam http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
bardzo fajne opowiadanie :) a co do komentarzy na temat ślubu głównych bohaterów, to to że nie dostali rozwodu kościelnego nie oznacza, że nie mogą wziąć ślubu cywilnego :) może i nie będzie wtedy białej sukni z welonem... ale będą małżeństwem, a żeby mogli wziąć kościelny to Paulina by musiała kopnąć w kalendarz...
OdpowiedzUsuńprzez chwilę przemknęło mi przez mój głupi mózg wypadek Pauliny.. ale jeszcze niczego nie jestem pewna :)
Usuńchoć ostatnio w mojej głowie zrodził się wątek komplikujący życie Oli i Mariusza, ale o tym już za kilka rozdziałów :)
39 year old Clinical Specialist Courtnay Kesey, hailing from Alexandria enjoys watching movies like Comanche Territory (Territorio comanche) and Dowsing. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a VS Commodore. dlaczego nie dowiedziec sie wiecej
OdpowiedzUsuń