Obudziły nas wrzaski dochodzące z korytarza. Tak, wrzaski to chyba najbardziej odpowiednie słowo na te dzikie orgie za drzwiami. Jęknęłam z niewyspania. Nakryłam głowę poduszką i próbowałam ponownie zmrużyć oko.
- Ola, musimy wstawać - ponaglił mnie Mariusz
- ty musisz. Ja nie - mruknęłam
- więc na Podpromie pójdziesz na pieszo? - ten to wie jak mnie zmotywować.
Cmoknął mnie jeszcze w nos i pozwolił zająć łazienkę. Wzięłam z walizki ubrania i zakluczyłam się z nimi w pomieszczeniu. Odprawiłam poranny rytuał - toaletę. Założyłam dżinsy, bełchatowską koszulkę z numerem 2 i czarne adidasy. Zrobiłam delikatny makijaż i wpuściłam Wlazłego do łazienki. W błyskawicznym tempie do niej wszedł, a jeszcze szybciej wyszedł.
Udaliśmy się do restauracji. Szybkie śniadanie i na halę. W autokarze chłopaki próbowali się skupić, ale skutecznie uniemożliwiał im to Kłos z Zatorskim. Czasem przez myśl mi przechodzi, że może oni coś do siebie ten tego, ale szybko próbuję się pozbyć tego głupiego stwierdzenia.
- jak przed finałem? Trema? - zapytałam opierając głowę o ramię Mariusza.
- jak cholera - zaczął bawić się moimi włosami.
- będzie dobrze na pewno - poklepałam go po udzie
- wiem. Bo ty ze mną jesteś - uśmiechnął się i pstryknął palcami w mój nos.
Autokar zatrzymał się przed halą, gdzie powoli zbierali się już miejscowi kibice. Weszliśmy bocznym wejściem prowadzącym bezpośrednio do korytarza z szatniami. Chłopaki pożywili się tymi ich wszystkimi batomami energetycznymi i zaczęli się rozciągać. Aleksandar z Konstantinem odtańczyli swój dziki taniec, niczym szamani w afrykańskich wioskach. Opuściłyśmy tych wariatów i zajęłyśmy swoje miejsce na trybunach. Kibice dopisali, bilety sprzedały się jak świeże bułeczki więc hala była wypełniona po same brzegi. Nie zabrakło też bełchatowskiej publiczności, która nie zwątpiła i nigdy nie zwątpi w swoich siatkarzy.
I zaczęło się. Obie drużyny zaprezentowały się na płycie boiska. Następnie zaprezentowano wyjściowe szóstki. Skrzaki rozpoczęły go w optymalnym składzie: Woicki, Atanasijević, Wlazły, Winiarski, Pliński, Kłos i Zatorski. Po przeciwnej stronie siatki swoje pozycję zajął: Tichacek, Bartman, Achrem, Lotman, Nowakowski, Kosok i Ignaczak.
Mecz się rozpoczął. Po pierwszych dwóch setach wynik nie był dla nas zbyt rewelacyjny. Przegrywaliśmy 2:0. Trener Nawrocki zmienił rozgrywającego na Bonifante. Rozpoczęła się trzecia partia w której po dlugiej walce bełchatowianie obronili się. Teraz wystarczyło tylko doprowadzić do tie-break'a. W hali panował jeden wielki hałas. Kibice Asseco zaczęli niemiłosiernie głośno krzyczeć i gwizdać. Na zagrywce pojawił się Mariusz, a Skrze brakowało dwóch punktów aby doprowadzić do ostatecznej piątek partii. Wyszukał wzrokiem luki między Lotmanem, a Ignaczakiem i AS SERWISOWY ! Drugi serwis rzeszowianie odebrali z bardzo dużymi kłopotami i piłka przeszła na naszą stronę. Zatorski ją podbił, a Dante wystawił do serbskiego atakującego. I mamy ostatni punkt. Teraz tylko czym predzej zdobyć 15 oczek.
Przydało się siedzenie po nocach i studiowanie podręcznika o siatkówce.
Skarzki opadły na plastikowe krzesełka i próbowały jak najszybciej zregenerować siły. Napotkałam wzrok Wlazłego i uśmiechnęłam się pokazując mu przy tym że trzymam kciuki.
Ponownie zawodnicy zajęli swoje miejsca na boisku i rozpoczął się ostatni decydujący set.
Do gry piłkę wprowadzał Winiarski. Dagmara zamknęła oczy i modliła się o to aby jej mąż tego nie zepsuł.
- twoje modlitwy zostały wysłuchane - zaśmiałam się i wskazałam jej boisko na której bełchatowscy siatkarze cieszyli się z kolejnego asu serwisowego.
5 partia była najbardziej emocjonująca w całym mecz. Punkt za punkt. Akcja za akcje. Błąd za błędem. Rzeszowianie mieli piłkę meczową. Na zagrywce Zbigniew Bartman. Serce podskoczyło mi do gardła. Cała Skra odetchnęła z ulgą gdy atakujący przestrzelił. Na zagrywkę powędrował nasz środkowy Karol Kłos. I zadziwił drużynę przeciwną jak również publiczność zgromadzoną na Podpromiu. Zadziwił nawet trenera Nawrockiego. Zamiast wykonać swoją tradycyjną zagrywkę jaką jest w jego wykonaniu flot, on stanął dość daleko od linii końcówek boiska. Wyrzucił piłkę bardzo wysoko i zaserwował z wyskoku. Co poskutkowało asem serwisowym. I teraz to po stronie pszczółek była piłka meczowa. Ponownie piłkę do gry wprowadzał Kłos. Serca bełchatowskich kibiców zamarły.
Karol znów wykonał zagrywkę z wyskoku. Piłka zatańczyła na taśmie i wylądowała na boisku drużyny gospodarzy. PGE Skra Bełchatów została mistrzem Polski. Chłopaki wpadli w nieopisaną euforię. Konfetti wystrzeliło. A bełchatowski Klub Kibica odśpiewał słynne przyśpiewki. Mariusz podbiegł do mnie i przeniósł mnie przez barierkę.
- gratuluje siatkarzu - uśmiechnęłam się.
Nie dał powiedzieć mi nic więcej. Zaczęliśmy się całować. Zachłannie, namiętnie, tak jakby nikogo obok nas nie było.
- już wiem kto będzie jutro na pierwszych stronach gazet - zaśmiał się wracający od swojej żony Michał.
- pieprzyć to - westchnął Mario i znów poczułam jego bliskość, ciepło jego ciała i miłość jaką pokazywał w każdym pocałunku.
Wziął mnie za rękę i zaprowadził na środek boiska. Do świętujących zawodników dołączyły ich partnerki.
W końcu na parkiecie ustawiono podwyższenie na którym stanęli zwycięzcy. W ręce Mariusza powędrował ogromny puchar, który później przechodził z rąk do rąk bełchatowskich siatkarzy. Na szyjach zawieszono im złote medale. Tylko tego szampana to mogli sobie darować. Aleks mocno wstrząsnął butelką i oblał całą drużynę.
- MAMY ŻÓŁTE SERCA W KTÓRYCH PŁYNIE CZARNA KREW. CO TO SKRA BEŁCHATÓW, BO TO SKRA BEŁCHATÓW JEST ! - skandowali kibice.
W moich oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia. Łzy dumy. Nieoczekiwanie Wlazły chwycił mnie w pasie i znowu nasze usta złączyły się w pocałunku. Magiczną chwilę przerwał nam Zatorski, w którego ręce bezpodstawnie trafiła butelka szampana. Kropelki trunku spływały mi po włosach. Spiorunowałam Pawła wzrokiem a ten skulony odszedł w stronę Kłosa. Mario zdjął swój medal i zawiesił go na mojej szyi. Pod ciężarem okrągłego kruszcu trochę ugięły mi się nogi.
- dziękuje że jesteś - wyszeptał i obdarował mnie całusem w policzek - kocham cię.
- Ja ciebie też.
Mariusz jeszcze mocno mnie przytulił i poszedł świętować jeszcze na boisku. Ich świętowanie nie miało końca. Podziękowali kibicom i udali się do szatni. A co się działo szatni? Wolicie nie wiedzieć. Siatkarze prezentowali swoje atuty wokalne. Niektórzy zdecydowali się nawet na mały striptiz w rytm muzyki. W końcu trener Nawrocki zagonił swoich podopiecznych do autokaru. Siedziałyśmy przed szatnią czekając na nasze złotka. Pierwszy wyszedł Mariusz niosąc zdobyty puchar.
- nie zostawię go z tymi popaprańcami - wywrócił oczami i przysiadł na krzesełku obok mnie.
- no Szampon, gratulujemy - na horyzoncie pojawił się rzeszowski libero - a to ta twoja piękna wybranka. Krzysztof Ignaczak, miło mi poznać.
- Aleksandra Pawlińska - uśmiechnęłam się przyjaźnie
- ta Pawlińska? Siostra Macieja Pawlińskiego? - dopytywał
- tak - odparłam krótko
- muszę przyznać że Maciek ma bardzo śliczną siostrę.
- Igła nie podrywaj - krzyknął wychodzący z szatni Bartman - żona czeka przed halą.
I tak sekunda po sekundzie stało przede mną coraz więcej rzeszowskich pasiaków, bełchatowianie też powoli zaczęli opuszczać szatnie. Aż w końcu całą zwartą grupą opuściliśmy hale.
- hej chłopaki - krzyknął jeszcze Wlazły - after party po meczu u nas w hotelu tak jak zawsze.
Resoviacy zgodnie pokiwali głowami, po czym zajęliśmy nasze miejsca w autokarze.
Świetny rozdział ;p
OdpowiedzUsuńkiedy następny ? :) ten świetny
OdpowiedzUsuńpostaram się dzisiaj coś naskrobać :)
Usuńdzięki :>