- jesteśmy Mistrzami, Mistrzami jest Skra ! - wydzierał się na pół autobusu Plina, a zaraz za nim taniec radości odtańczył Winiar z Woickim. A wiecie, że Michał bioderkami kręci jak zawodowiec, natomiast Paweł musi się jeszcze podszkolić.
- na razie tylko Polski - mruknął Bonifante
- Mistrz Polski.. czy to nie dumnie brzmi ? - zamyślił się Kłos.. tak mnie też to zdziwiło, bo odkąd poznałam tych wariatów byłam święcie przekonana, że Karol nie posiada mózgu.
- kto będzie mistrzem świata ?! - wrzeszczał Zatorski
- MISTRZEM ŚWIATA BĘDZIE SKRA ! - odpowiadali mu zawodnicy.
I tak wśród krzyków, wrzasków, podniesionych głosów dotarliśmy pod hotel. A wtedy już zaczęło się świętowanie. Trener otworzył klapę bagażnika autokaru, a oczy siatkarzy wyskoczyły z orbit. Zamiast puszek piwa bezalkoholowego stało kilka skrzynek prawdziwego chmielowego trunku, a do tego kilkanaście butelek szampana, ale nie jakiegoś ruskiego, tylko takie prawdziwego!
I znów tajemna sala została okupywana przez Bełchatowian. Chwilę później dołączyli do nas Rzeszowianie, a kelnerzy przynieśli kolorowe drinki.
- za zwycięstwo i za przegraną - Igła wniósł toast
- za wspaniały, pełen emocji mecz - dorzucił Bąkiewicz
- i za miłość - dodał Wlazły, po czym namiętnie mnie pocałował, a wokół rozległy się gwizdy i oklaski.
- Winiar odpalaj muzę ! - zarządził Bartman, a Misiek tylko mu zasalutował.
Ruszyliśmy na parkiet. Kilka piosenek kołysałam się z Mariuszem, a potem już górki, z każdym siatkarzem po kolei, a nawet i z trenerami ! Impreza trwała do trzeciej nad ranem. Później Resoviacy udali się do swoich domów, a my do pokoi hotelowych. Praktycznie wszyscy jakoś trzymali się na nogach. Wszyscy oprócz Winiarskiego. Daga zrobiła mu małą awanturkę, po czym Wlazły i Pliński doprowadzili kolegę do pokoju. Wyczerpani szybko zasnęliśmy.
Najgorsza była pobudka. Z mocnym bólem głowy zwlekłam się z łóżka i popędziłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic i przyszykowałam się do wyjazdu. Wyszłam z pomieszczenia i ujrzałam Mariusza pijącego sobie z spokoju wodę mineralną.
- zostaw trochę dla mnie - wycedziłam spoglądając na niego błagalnym wzrokiem
- gazowana - uśmiechnął się.
Nie lubię gazowanej. Zrezygnowana zasunęłam walizkę i poczekałam aż siatkarz opuści łazienkę. Po piętnastu minutach siedzieliśmy już w restauracji. Po chwili pomieszczenie zaczęło wypełniać się bełchatowskimi zawodnikami. Nie wyglądali lepiej niż my. Wory pod oczami, rozczochrane włosy i zero jakiejkolwiek chęci do życia. Co ten alkohol robi z ludźmi.
Nawrocki dał półgodziny na ogarnięcie się, po czym wszyscy mieli zjawić się w autokarze. Cichaczem przemknęliśmy przez hotelowe korytarze, aby przypadkiem nie napotkać żadnego z fanów siatkówki. Na próżno. Gdy tylko opuściliśmy windy rzuciła się na nas, a raczej na nich dość spora grupka siatkoholików. I można by pomyśleć, że teraz najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłaby ucieczka przed fanami w labiryncie korytarzy, schodów, wind i halli. Co za pewne wyglądałoby bardzo komicznie. Niestety siatkarze musieli zostać i zadowalać swoich kibiców grafami, a niektórzy nawet zdjęciami, choć i tak w obecnym stanie wyglądali jak upiory. Ale przecież zdjęcie najważniejsze i nie ważne jak wyszedł na nim twój idol, ważne żebyś ty nie zrobiła jakiejś głupiej pozy lub miny.
Tak więc z trzydziestu minut zostało jakieś dziesięć. A większość nie była nawet spakowana. Z daleka obserwowałyśmy z dziewczynami jak siatkarze dają nam tajemne znaki, przez które chcieli abyśmy udzieliły im pomocy. No tylko, co my niby miałyśmy zrobić ! I wtedy mnie olśniło. Przybrałam najbardziej poważną minę jaką tylko potrafiłam i podeszłam do wciąż rosnącej kolejki fanów.
- panowie za dziesięć minut w autobusie ! Spakujcie się wreszcie ! Kto nie zdąży, ten biegnie za autobusem do samego Bełchatowa ! - krzyknęłam w stronę siatkarzy - musicie im wybaczyć, ale na prawdę goni nas czas -zwróciłam się do kibiców i posłałam w ich kierunku ciepły uśmiech.
Skrzaty przeprosiły zgromadzenie i udali się do swoich pokoi.
- ej, czy to nie jest ta od Wlazłego - usłyszałam cichy szept za swoimi plecami.
- ee co ty.. przecież na jakimś meczu widziałam jego żonę.. tą jak jej tam Paulinę, czy coś..
- ale on się z nią rozwiódł... jaka ty zacofana jesteś - pierwszy głos chyba przybił sobie facepalm'a bo usłyszałam tylko trzask otwartej dłoni w czoło.
- ale przecież to nie możliwee.. ta tutaj to jest jakaś małolata.
Sama jesteś małolatą. 16 letnia dziewczynka będzie mi mówić, czy ja pasuję do Mariusza, no ciekawe.
Głośno westchnęłam i zaniknęłam za drzwiami pokoju 101. A tam kto ? No Mariuszek, Mariuszek. Tylko, że zamiast się pakować siedział z laptopem na łóżku i coś namiętnie studiował. Po pokoju porozrzucane były jego spodenki, ochraniacze i koszulki. Nie mogłam patrzeć na ten bałagan, więc szybko ogarnęłam jego ubrania i wrzuciłam do torby. Sprawdziłam jeszcze czy aby na pewno wszystko zostało wzięte z łazienki i czy przypadkiem coś nie szwenda się gdzieś po pokoju.
- kochanie, choć coś zobaczyć - zawołał Mario
- już idę.. jeszcze tylko spakuję kosmetyczkę.
- ładnie wyszliśmy ? - zapytał pokazując mi zdjęcie opublikowane na jednym z portali siatkarskich przedstawiające mnie i Wlazłego w trakcie 'wymieniania śliny' jak to się mówi teraz.
- Misiek, zaraz się spóźnimy - chwyciłam go za ramię i odebrałam od niego laptopa. Spakowałam przenośny komputer do torby i przewiesiłam ją sobie przez ramię.
Minowałam siatkarza jako tragarza bagaży i w błyskawicznym tempie znaleźliśmy się przed hotelem. Na szczęście nie spóźniliśmy się, a nawet byliśmy pierwsi. Po chwili zaczęła się schodzić cała reszta, a budynek opuściły również fanki, których rozmowę miałam zaszczyt usłyszeć. akurat trafiły na moment kiedy Mariusz całuje mnie w policzek. Biedne dziewczyny, dostały kosza i to oby dwie na raz od tego samego chłopaka.
W końcu załadowaliśmy się do autokaru i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Bełka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz